Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 

Nietoperze i krew. Dawny wróg ponownie uderzył w Afryce

549

Niepokojące doniesienia z Afryki. Pojawiają się obawy, że wkrótce świat może stanąć w obliczu kolejnego potężnego kryzysu medycznego. Gwinea ogłosiła stan epidemii. Sprawcą jest jeden z najbardziej zabójczych wirusów znanych ludzkości - wirus ebola. Czy rzeczywiście jest się czego bać? Najnowsze doniesienia komentuje dla o2.pl ekspert, dr hab. Tomasz Dzieciątkowski.

Nietoperze i krew. Dawny wróg ponownie uderzył w Afryce
Ebola powróciła. W Gwinei ogłoszono epidemię. (PAP/EPA, PAP/EPA/AHMED JALLANZO, AHMED JALLANZO)

Władze niewielkiej, położonej nad Atlantykiem Gwinei ogłosiły w poniedziałek stan epidemii. W kraju pojawił się niewidzialny, groźny zabójca - wirus ebola. Zmarły co najmniej trzy osoby, kilka kolejnych jest zarażonych. Śmiertelność niektórych szczepów wirusa wynosi aż 90 proc. Co sprawia, że ebola jest tak groźna?

Spośród kilkudziesięciu mniejszych i większych fal zarazy, najgorsza była ta, która w latach 2013-2016 nawiedziła Liberię, Gwineę i Sierra Leone. Potwierdzono wtedy ponad 28,5 tys. przypadków, a zmarło aż 11,310 osób. Jak dotąd udało się uchronić Europie. Zdarzały się przypadki śmierci, jednak dotyczyły one np. zakonnic, które zaraziły się w Afryce i zostały przewiezione na leczenie do Europy. Jedyne dwa przypadki śmierci miały miejsce w Rosji, podczas wypadków w laboratoriach.

Zasadniczym problemem w przypadku wirusa ebola jest wysoka, sięgająca w przypadku niektórych jego szczepów nawet 90 proc. śmiertelność. Wynika to głównie z tego, że my - ludzie - jesteśmy dla niego niespecyficznym gospodarzem - mówi o2 dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego

Wirus ebola "pojawił się" na świecie - a w zasadzie został opisany - w drugiej połowie lat 70. ubiegłego wieku w ówczesnym Zairze. Choć przebieg wywołanej przez niego choroby jest często dramatyczny, to do tej pory udawało się utrzymać wirusa w ryzach.

Zobacz także: Nietoperze jak inkubatory. Są odporne na groźne wirusy
Od 1976 roku mieliśmy do czynienia głównie z pojedynczymi ogniskami epidemicznymi eboli. Problem pojawił się około 2014-2015 roku, gdy wirus przedostał się z mniejszych wsi do dużych miast Zachodniej Afryki - dodaje w rozmowie z o2 dr Dzieciątkowski.

Jeden wielki krwotok

Ebola, podobnie jak inne filowirusy, powoduje gorączkę krwotoczną. I choć, jak mówi dr Dzieciątkowski, pierwsze objawy są podobne do grypy (podwyższona temperatura, bóle gardła, mięśni, uczucie rozbicia), to potem - po około 5-7 dniach - sytuacja zmienia się na dużo gorszą. Z czasem do powyższych dochodzą bóle brzucha, głowy, klatki piersiowej, nudności, wymioty i biegunka. Uszkodzeniu ulega wątroba, a w ciele pojawiają się masywne krwotoki wewnętrzne. Zniszczona zostaje wyściółka jelit.

Co gorsza, wirus jest wysoce zaraźliwy. Przenosi się przez krew, ale także pot, łzy, ślinę oraz inne wydaliny i wydzieliny ludzkiego ciała. Do zarażenia może dojść także przez kontakt seksualny. W 9 na 10 przypadków zakażenie kończyło się cierpieniem i śmiercią.

Zdarzały się też przypadki, że wiremię (czyli obecność mogących się replikować wirusów) wykrywano także w płynie mózgowo-rdzeniowym, co wskazuje, że ebola może przekroczyć barierę krew–mózg, a tym samym może pełnić patogenną rolę w zapaleniu mózgu. Podczas pierwszych epidemii w latach 70. to właśnie to sprawiało, że niektórzy chorzy zachowywali się nietypowo lub wręcz groźnie dla innych.

Wspólny mianownik

Wirusa ebola i wiele koronawirusów łączy wspólny mianownik - przenoszą je nietoperze (choć wciąż nie ma pewności, czy pustoszący świat koronawirus SARS-CoV-2 pochodzi od tych właśnie zwierząt).

Czy w związku z tym mamy się czego bać w zmęczonej koronawirusem Europie? Dr Dzieciątkowski przekonuje, że nie.

Problem będzie miała przede wszystkim Gwinea. My – Europa czy Ameryka Płn. - zakładając rozsądek, zachowanie zasad bezpieczeństwa i tworzenie kordonów sanitarnych, powinniśmy być bezpieczni. Poza tym przeciwko wirusowi ebola są i działające leki, i opracowane uprzednio szczepionki - komentuje dla o2 dr Dzieciątkowski.

Warto również dodać, że w przeciwieństwie do koronawirusa powodującego Covid-19, wirus ebola, choć wysoce zakaźny, nie przeniesie się np. poprzez kaszlnięcie. A przynajmniej w jego odmianach niebezpiecznych dla ludzi. Istnieje bowiem odmiana wirusa, która rozprzestrzenia się drogą powietrzną: to tzw. ebola reston. Na przełomie lat 80. i 90., w miejscowości Reston, w USA, na tę odmianę chorowały niektóre gatunki małp, jednak nie powodowała ona choroby u człowieka.

"Wnętrze cuchnęło jak rzeźnia"

Jedną z pierwszych opisanych w XX w. gorączek krwotocznych (jest ich wiele rodzajów: denga, lassa, gorączka Zachodniego Nilu czy gorączka Lasu Kyasnur) była choroba marburska - wywoływana przez podobny do eboli wirus marburg. Pojawiła się ona pod koniec lat 60. XX wieku w RFN, kiedy pracownicy zoo zarazili się od koczkodanów zielonych. Potem uderzyła w Afryce.

Wśród zakażonych, którzy pomogli lepiej zrozumieć przebieg choroby, był dr Shem Musoke, który zajmował się zakażonym obywatelem Francji Charlesem Monetem. Francuz kilka dni wcześniej zwiedzał jaskinię Kitum na Górze Elgon. Choć nie wiadomo, co dokładnie zdarzyło się w jaskini, mógł - jak przypuszczano - zarazić się, wdychając zamienione w pył odchody nietoperzy. Leczący go lekarze, nie wiedząc, co mu jest, popełnili dramatyczny błąd i kazali mu lecieć samolotem do Nairobi.

Przypadek ten opisał Richard Preston w książce "Gorąca strefa". Po niemal 30 latach od wydania książki opis budzi emocje i oddaje grozę tamtych chwil.

Monet wymiotował czerwoną i czarną krwią. Wnętrze samolotu cuchnęło jak rzeźnia. Skórę na twarzy miał naciągniętą na kości, a jego oczy były rubinowoczerwone - opisuje Preston.

Monet został przyjęty do szpitala w Nairobi. Miał wysoką gorączkę, a czerwone oczy były efektem popękanych naczyń krwionośnych. Sekcja zwłok przyniosła upiorne wnioski: nerki i wątroba Francuza przestały działać - takie spustoszenie poczynił w nich wirus. Musoke, próbując ratować Moneta, sam się zaraził. Kilka dni po śmierci pacjenta zaczął uskarżać się na bóle pleców. Potem poczerwieniały mu oczy. Był na skraju śmierci, ale przeżył, a jego wiedza pozwoliła na lepsze zrozumienie mechanizmów zabójczej zarazy.

W 1995 r. ebola zaatakował w Ugandzie. Pojawiła się w miejscowości Kikwit. Ludzie, którzy nie mogli witać się poprzez uścisk dłoni, witali się, dotykając się łokciami. Tak jak my teraz.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić