Pedofil wyszedł warunkowo i zniknął. To były duchowny

293

Molestował i gwałcił ministrantów, a na jego komputerze znaleziono pornografię dziecięcą. Mimo wielu zgromadzonych dowodów, duchowny Paweł Kania nigdy nie przyznał się do winy. W 2015 roku został skazany na siedem lat więzienia. Wyszedł warunkowo, choć jak ustalił Onet, nigdy żadnego warunku nie spełnił.

Pedofil wyszedł warunkowo i zniknął. To były duchowny
Duchowny (Getty Images)

Paweł Kania nigdy się nie przyznał do przestępstw o charakterze pedofilskim. Utrzymywał, że jest niewinny, chociaż na przestrzeni lat na jaw wychodziły jego wstrząsające sprawy. Zamiast do więzienia, wciąż trafiał do innych parafii. Był przenoszony z Wrocławia do Bydgoszczy, potem do Milicza na Dolnym Śląsku, a następnie do Oławy i znów do Wrocławia. W każdym z tych miejsc dopuszczał się gwałtów bądź molestowań.

Zamiast do więzienia, zawsze trafiał do innej parafii

Paweł Kania jest bohaterem filmów braci Sekielskich "Tylko nie mów nikomu" oraz "Zabawa w chowanego". Jego przypadek był przedstawiany jako przykład stosowanych w Kościele "kar nieadekwatnych do czynów".

W grudniu 2012 roku zameldował się w hotelu we Wrocławiu z 13-letnim chłopcem. To właśnie wtedy ksiądz wpadł. Przytulanie się do siebie, okazywanie sobie czułości oraz wspólne kąpiele w basenie zaniepokoiły obsługę hotelową, która powiadomiła policję. Przy księdzu znaleziono dużą ilość pornografii dziecięcej.

W 2015 roku Paweł Kania usłyszał wyrok za gwałt na 15-letnim chłopcu i molestowanie dwójki innych. Sąd skazał go na siedem lat pozbawienia wolności. Pomimo opinii biegłych, nie zdecydowano o dalszej izolacji. Nawet dyrektor zakładu karnego, w którym Paweł Kania odbywał karę, miał wątpliwości. Prokuratura przedstawiła opinię biegłych psychiatrów, psychologa i seksuologa o tym, że na wolności mężczyzna może stanowić zagrożenie oraz istnieje wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przez niego "czynu zabronionego z użyciem przemocy seksualnej".

Tymczasem były ksiądz wyszedł już z zakładu. Jak informuje Onet, od niespełna roku Paweł Kania jest na wolności. Według dziennikarzy portalu, nie wypełnił on warunków swojego wyjścia, a jednym z najważniejszych było poddanie się "terapii mieszanych zaburzeń osobowości" w Centrum Psychiatrii Środowiskowej w Zabrzu.

Niewątpliwie osadzony wymaga leczenia, podjęcia terapii. Jego podatność na specjalistyczne oddziaływania będzie utrudniona, zważywszy na brak identyfikacji z owym problemem - brzmi opinia na temat byłego księdza.

Centrum z Zabrza odmówiło potwierdzenia informacji na ten temat. Onet informuje również, że świdnicka policja, która miała monitorować każdy ruch księdza po wyjściu na wolność, nie chce na ten temat rozmawiać. Warunkiem wcześniejszego wyjścia na wolność był nadzór policji, pilnowanie zatrudnienia. Ponadto DNA, odciski linii papilarnych i zdjęcia trafić powinny do policyjnych baz danych.

Według Onetu, wszystko wskazuje na to, że policja nie miała pojęcia, gdzie znajduje się skazany. Po zajęciu się tą sprawą przez dziennikarzy, funkcjonariusze złożyli do sądu wniosek o umieszczenie Pawła Kani w środku w Gostyninie. Sprawę będzie rozpatrywał dalej Sąd Okręgowy w Świdnicy.

Dziennikarzom udało się skontaktować Pawłem Kanią. Potwierdził, że po wyjściu z więzienia nie poddał się terapii. - Terapii w Zabrzu nie ma. Dzwoniłem, pisałem, zero odpowiedzi. Totalny olew - napisał skazany duchowny.

Zobacz także: Zatruta Odra. Gowin ujawnia, gdzie mogą być winni
Autor: ABA
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić