Ponad 800 kg. Skala katastrofy poraża. "Walczyły o każdy oddech"
Już ponad 800 kg martwych ryb wyłowiono z rzeki Wkry na Mazowszu. Przyczyną katastrofy ekologicznej był nagły spadek tlenu w wodzie po ulewach i spływie nawozów z pól. Wciąż trwa akcja natleniania i monitorowania sytuacji.
13 sierpnia mieszkańcy Brudnic zauważyli, że ryby w rzece Wkrze zaczęły masowo podpływać do brzegów, walcząc o każdy oddech.
Ryby mordowały się, walczyły o każdy oddech, jakby prosząc o ratunek - mówi sołtyska Katarzyna Peć w rozmowie z "Uwagą!".
Choć część mieszkańców próbowała ratować ryby, sytuacja z godziny na godzinę pogarszała się.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najpopularniejsze kierunki na jesienny weekend. Wcale nie Zakopane czy Trójmiasto
Z rzeki zaczęto wyławiać coraz więcej martwych ryb. - Martwe ryby zbierało około 30–40 osób. Mieliśmy wolontariuszy. Przedwczoraj wyłowiono 300 kg - relacjonuje pani Zofia w programie TVN. Do tej pory z rzeki wydobyto już ponad 800 kg śniętych ryb.
Do akcji dołączyli strażacy, wędkarze oraz mieszkańcy, a w Rydzynie ustawiono aerator napowietrzający wodę.
Przyczyną masowego śnięcia okazała się przyducha - brak tlenu w wodzie.
W ostatnim miesiącu mieliśmy nawalne opady deszczów w regionie. Rzeka wylała i zalała okoliczne łąki. I przez dwa tygodnie zalana roślinność zgniła. A dodatkowy czynnik jest taki, że te łąki były nawożone nawozami rolniczym - wyjaśnił w rozmowie z "Uwagą!" ichtiolog dr inż. Dariusz Ulikowski.
Powracająca woda wniosła do rzeki materię organiczną, torf i nawozy, co pogłębiło kryzys tlenowy.
Reporterzy TVN donoszą, że skutki zanieczyszczenia dotknęły ponad 50-kilometrowy odcinek rzeki i rozprzestrzeniły się także na dopływy - Raciążnicę i Płonkę. Podobna sytuacja miała miejsce na Żuławach Wiślanych, gdzie z rzeki Elbląg wyłowiono 150 kg śniętych ryb.
Katastrofa na Wkrze. "Dość dziwne przepisy"
Eksperci wskazują, że winne są także nieprecyzyjne przepisy.
Mamy dość dziwne przepisy, bo na przykład gnojowicę można wylewać w odległości co najmniej 100 metrów od zabudowań, natomiast od rzeki czy jezior ta odległość wynosi zaledwie 10 metrów, a mniejsze cieki nie mają w ogóle strefy ochronnej - podkreśla dr Ulikowski.
Sytuacja jest na bieżąco monitorowana. - Obecnie sytuacja jest pod kontrolą, jest na bieżąco monitorowana. Zanieczyszczenie przesuwa się wraz z nurtem w dół rzeki. Zastosowanie aeratorów oraz kontrolowanych zrzutów działania przynosi efekty - informuje za pośrednictwem "Uwagi!" Anna Truszczyńska z Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie.