Przez przypadek uśpił zdrowego psa. Weterynarzowi grozi co najwyżej nagana

125

Weterynarz spod Kielc pomylił adresy i uśpił zdrowego psa. Zszokowanym właścicielom miał powiedzieć, że "mogą kupić sobie nowego". Śledztwo wykazało, że Maciej D. złamał kodeks etyki lekarskiej. Wygląda jednak na to, że grozi mu co najwyżej nagana. – Zawsze w życiu miałem sukcesy, a tu nagle przez przypadek zostałem tym, kim zostałem. Dajcie mi święty spokój – broni się weterynarz w rozmowie z mediami.

Przez przypadek uśpił zdrowego psa. Weterynarzowi grozi co najwyżej nagana
Pies został uśpiony przez weterynarza, który pomylił adresy (zdj. ilustracyjne) (Pixabay)

Tragiczna pomyłka miała miejsce w Januszowie w podkieleckiej gminie Zagańsk na początku maja. Weterynarz wezwany do chorego psa pomylił adresy. Bez jakichkolwiek formalności uśpił 5-letniego, zdrowego czworonoga.

Sprawa obiegła media społecznościowe za sprawą profilu "Scyzoryk się otwiera" na Facebooku. W poście wyjaśniono, że Stefan był "wspaniałym, potężnym psem w typie owczarka niemieckiego".

Nie był rasowy, ale miał spokojny charakter, nie był agresywny, uwielbiał swoją rodzinę, a rodzina jego. Niestety Stefana już nie ma. Zabił go weterynarz, który pomylił adres – czytamy we wpisie.
Trwa ładowanie wpisu:facebook

Weterynarz pomylił adresy. "Możecie sobie kupić nowego psa"

4 maja na podwórku właścicieli psa pojawił się miejscowy weterynarz Maciej D. W ręku trzymał strzykawkę. Zapytał opiekunów, gdzie jest ich zwierzę.

Dlaczego to nie zdziwiło właścicieli psa? Bo ten sam weterynarz od lat przyjeżdżał do nich szczepić ich psy. Wchodził ze strzykawką, szczepił i wychodził. Tym razem właściciel też był przekonany, że chodzi o szczepienie przeciwko wściekliźnie. Więc przyprowadził pieska, a weterynarz bez słowa zrobił mu zastrzyk – opisuje w rozmowie z Interią lekarz weterynarii Aleksander Borowiecki, Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Świętokrzyskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej

Pies po zastrzyku uciekł do swojego kojca. Nie reagował na wezwania właścicieli. Ci jednak poprosili weterynarza, żeby wpisał szczepienie do książki zdrowia psa, na wypadek "gdyby kogoś ugryzł".

On już nikogo nie ugryzie, przecież go uśpiłem – miał zareagować lekarz.

Właściciele ruszyli w stronę czworonoga. Ten jednak miał już drgawki i po chwili zmarł.

Zacząłem krzyczeć do doktora "Coś ty człowieku zrobił"? Ale on już zbierał się do wyjścia. Zapytał wtedy: "A to nie jest numer XX?" Rzucił książeczkę zdrowia, 100 zł, które od nas dostał za "szczepienie", a na odchodne powiedział: "Możecie sobie kupić nowego psa" – opisał właściciel czworonoga w rozmowie z profilem "Scyzoryk się otwiera".

Maciej D. uśpił zdrowe zwierzę. "Dajcie mi święty spokój"

Sprawa jeszcze tego samego dnia trafiła na policję, dwa dni później wszczęto dochodzenie. Nadzór nad nim objął prokurator. W tej chwili śledczy oczekują na ostateczne wyniki sekcji zwłok zwierzęcia. Opinia ma pojawić się w połowie czerwca.

Nikt dotychczas nie usłyszał zarzutu. (…) Będziemy oceniać sprawę nie tylko pod kątem tego, czy była pomyłka adresu, ale także, czy mężczyzna prawidłowo procedował w związku z przystąpieniem do określonych działań jako weterynarz. Na przykład czy upewnił się co do stanu psa i zbadał zwierzę przed podaniem środka – wyjaśnia rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach Daniel Prokopowicz.

Wewnętrzne śledztwo przeprowadziła Świętokrzyska Izba Lekarsko-Weterynaryjna. Kierował nim Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Andrzej Borowiecki. Podkreśla, że jeszcze pierwszy raz słyszy o takiej sytuacji. Dodaje także, że "jeszcze nigdy nikt tak nie poniżył jego zawodu".

To, co się wydarzyło, przekracza wszelkie normy przyzwoitości. Nie ma osoby, która nie byłaby tym zbulwersowana i nie żądała dla kolegi wysokiej kary. (…) Z doświadczenia, wiem jednak, że weterynarzowi grozi maksymalnie upomnienie lub nagana. Jest przepis pozwalający na odebranie weterynarzowi prawa wykonywania zawodu, ale w orzecznictwie to zostało zakwestionowane przez Sąd Najwyższy jako kara niewspółmiernie wysoka w stosunku do popełnionego czynu – podkreśla rzecznik odpowiedzialności zawodowej.

Z Maciejem D. udało skontaktować się Interii. Weterynarz nie okazał żadnej skruchy.

Wszystko już powiedziałem na policji i u rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Ja w życiu zawsze miałem sukcesy, a tu nagle przez przypadek, zwykły przypadek, podpuszczenie, zostałem tym, kim zostałem. Dajcie mi święty spokój – powiedział w rozmowie z dziennikarzami portalu, rozłączając się.

Lekarz weterynarii nadal prowadzi swoją działalność. Nie zostało mu bowiem zabrane prawo wykonywania zawodu. Izba Lekarsko-Weterynaryjna wskazuje, że wcześniej skarg na pracę Macieja D. nie było.

Obejrzyj także: Tekla nie widzi i nie słyszy. Właścicielka z lekarzem stworzyli dla niej pomoc

Autor: JKM
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić