Przyszło pod jej dom w nocy. Chwyciła za telefon. "Wykluczam psa"
Tropy należą do dwóch zwierząt i powstały w nocy - napisała w sieci pani Karolina. Jak dodała w rozmowie z o2.pl, obawiała się, że to wilk. Ślady pokazaliśmy ekspertce. Ta nie wyklucza, iż mógł je zostawić drapieżnik.
Na grupie "Bieszczady z Pasją" w mediach społecznościowych pojawiło się zdjęcie dwóch śladów, które według autorki mogły należeć do wilków. Gdy zmierzyła je okazało się, że mają nawet 13 centymetrów. Ślady powstały w nocy, gdy rodzina spała. Stało się to niedaleko Ustrzyk Dolnych.
Wykluczam psa, bo żaden nie spaceruje tutaj luzem. Mój dom stoi przy zakolu rzeki Wiar, za nim nie ma już zamieszkałych zabudowań. Nie zamieszkujemy tutaj na stałe, nie mamy żadnych zwierząt - mówi o2.pl pani Karolina, którą zaniepokoiły ślady.
Dowody na obecność wilków kobieta znalazła między domem, a przyczepą kempingową. Stoją one w odległości ok. 10 metrów od siebie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Największy mural w Polsce. Robi wrażenie
Joanna Toczydłowska z Fundacji SAVE Wildlife twierdzi, że w stu procentach nie da się potwierdzić i jednoznacznie ocenić, że ślady pochodzą od wilków.
Czytaj więcej: Wilki zaatakowały psa na Pomorzu. Mieszkańcy są przerażeni
Najlepiej porównać kilka odbić łap. Psy chodzą chaotycznie, wilki mają równe ślady. Na zdjęciu może być przednia łapa samca i tylna samicy. Zwykle między nimi jest 1-2 cm różnicy - mówi o2.pl ekspertka.
Toczydłowska wyklucza, by z większym osobnikiem spacerowały młode wilczki. Te rodzą się na przełomie kwietnia i maja, jednak obecnie przebywają w norach i nie mają dobrego wzroku. Osobniki, które urodziły się w roku poprzednim, już są dorosłe.
Czytaj więcej: Pięć wilków w polskim lesie. Jest nagranie
One przechodzą w nocy i to jest normalne. Ludzie często się boją, ale wilki właśnie dlatego spacerują w nocy, że się nas obawiają. Jeśli widzimy takie ślady, to nie ma się co przejmować. Trzeba robić zdjęcia i podziwiać. Można być zaniepokojonym, na przykład gdyby wilk siedział kilka dni przed naszym gospodarstwem - kończy Toczydłowska.
Mateusz Kaluga, dziennikarz o2.pl