Spadł pod Bydgoszczą. Wojsko przerywa milczenie

Gen. Tomasz Piotrowski, zabrał głos w sprawie zdarzeń z Zamościa. Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych przekazał, że armia "ma pewne hipotezy i wątki" w sprawie zdarzenia i podkreślił, że nie doszło do wybuchu i nie było rannych. Wcześniej służby były krytykowane za "chowanie głowy w piasek".

Policja i Żandarmeria Wojskowa na miejscu zdarzenia w Zamościu pod BydgoszcząPolicja i Żandarmeria Wojskowa na miejscu zdarzenia w Zamościu pod Bydgoszczą
Źródło zdjęć: © PAP
Łukasz Maziewski

W piątek po południu odbyła się konferencja prasowa z udziałem gen. Piotrowskiego. Dowódca Operacyjny nie wyjaśnił jednak, czego właściwie armia szukała w niewielkim Zamościu nieopodal Bydgoszczy. Wciąż nie jest jasne, co znaleziono w lesie.

Kilka dni temu odnaleziono tam niezidentyfikowany obiekt wojskowy. Na miejscu pojawiły się wojsko i służby. Media informowały, że miejsce zdarzenia badały policja, Żandarmeria Wojskowa i Służba Kontrwywiadu Wojskowego.

Hit wśród zagranicznych turystów. "Odnotowaliśmy wysoki wzrost"

Śledzimy dokładnie to, co dzieje się w polskiej przestrzeni lotniczej. Mamy pewnie hipotezy i wątki, które można powiązać ze zdarzeniem w Zamościu - przekazał generał.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wypowiedź Piotrowskiego była jednak mocno nieprecyzyjna. Nawiązał m.in. do wydarzeń z grudnia ubiegłego roku, kiedy doszło do - jak powiedział - "sytuacji powietrznej", na którą zareagowały Siły Powietrzne "w ścisłej współpracy z siłami innego państwa". Nie wyjaśnił jednak o jaką "sytuację" chodziło.

W jednej z takich sytuacji doszliśmy do wniosku, że jest prawdopodobne, że znalezisko na ziemi można połączyć z tym, co działo się w przestrzeni powietrznej w tamtym czasie, gdy doszło do takiego zdarzenia. (...) Staraliśmy się dojść do tego, co de facto nasze systemy odnotowały. Jeśli chodzi o wnioski, które wyciągnęliśmy — sytuacja była całkowicie pod kontrolą - przekazał gen. Piotrowski.

Była to jednak pierwsza oficjalna wypowiedź kogoś związanego z Wojskiem Polskim. Przez kilka dni - "obiekt" odkryto prawdopodobnie w środę wieczorem władze milczały. Głos zabrał tylko minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro, który przekazał w czwartek, że prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie znaleziska.

Wciąż nie zabrali głosu ani szef MON, Mariusz Błaszczak, ani minister spraw wewnętrznych i administracji, Mariusz Kamiński. A wypowiedź szefa MON byłaby w tym kontekście bardzo oczekiwana. Podobnie zresztą jak komentarz Mariusza Kamińskiego, który jest jednocześnie koordynatorem służb specjalnych.

Chowanie głowy w piasek

O błędach mówi m.in. były minister spraw wewnętrznych i były koordynator służb specjalnych, Marek Biernacki. W rozmowie z o2.pl polityk przekonuje, że kryzys - a w jego ocenie z sytuacją kryzysową ewidentnie mamy do czynienia - to zarządzanie, ale zarządzanie także informacją.

Chowanie głowy w piasek nic nie da. Należało poinformować informować społeczeństwo, co się zdarzyło. Choćby dać mediom przekaz, że tego a tego dnia, o wskazanej godzinie, odbędzie się konferencja prasowa, na której podane zostaną ustalenia. Mógłby to zrobić szef MSWiA lub szef MON - wskazuje Biernacki.

Przypomina, że w Ukrainie trwa wojna. Polacy o tym wiedzą i zaczynają gubić się w spekulacjach, domysłach. A najgorsze co może się zdarzyć w sytuacji kryzysowej to, kiedy informacja zaczyna żyć własnym życiem.

Daje to także pożywkę do spekulacji i plotek, te zaś łatwo dodatkowo podkręcić przez działania propagandowe w sferze informacji i komunikacji. Także ze strony ośrodków, którym może zależeć na podgrzewaniu atmosfery i spirali niepewności.

Tu zarządzania kryzysem, sytuacją kryzysową nie ma. A najgorsza jest niewiadoma, ponieważ ludzie nie wiedzą czego się spodziewać, tracą zaufanie do organów władzy i polityków - podsumowuje Biernacki.

Błędy, brak rzecznika MON

O "elementarnych" błędach w komunikacji kryzysowej mówi z kolei były szef resortu obrony, Tomasz Siemoniak. Wskazuje on, że pierwszy głos zabrał minister sprawiedliwości i to za pomocą medium społecznościowego, co nazywa "dość dziwnym działaniem" ze strony władz.

10 lat temu można było mówić o jakimś przypadkowym zdarzeniu ale nie teraz, kilka miesięcy po po tym, co się stało w Przewodowie. Tu powinien być zastosowany elementarz komunikacji kryzysowej. A nie ma tego. Ludziom potrzebna jest informacja, bo nakręcają się emocje - przekonuje Siemoniak.

Mocno krytykuje również działania władz. Twierdzi, że "w świecie normalnej polityki" odbyłoby się spotkanie u premiera, ustalono komunikat i wskazano, kto ma zabrać głos, "wyjść do ludzi".

W przypadku zdarzenia w Zamościu mamy sytuację, w której szef MON ogląda się na premiera, premier – na prezesa Kaczyńskiego. Wedle Siemoniaka dominuje doktryna "politycznego złota" i ustalenia, jakie korzyści polityczne można z tego wyciągnąć.

Na koniec dodaje, że przywództwo, to także zdolność komunikowania. Nie sztuką jest, jak mówi, zwieźć na miejsce dziesiątki czy setki żołnierzy i pokazywać w mediach obrazki. 

MON się wstydzi?

Jeszcze inną wersję podaje były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, gen. Janusz Nosek. Również on podkreśla, że powinien zostać wydany komunikat ze strony resortu obrony narodowej. Mieliśmy bowiem do czynienia z upadkiem obiektu wojskowego, więc naturalną koleją rzecz głos powinien zabrać minister Mariusz Błaszczak.

Od prokuratury więcej bym nie oczekiwał, jeśli podjęli śledztwo, to jego szczegóły będą niejawne. Podejrzewam, że to utrata pocisku. Po stronie polskiej zresztą i to w mojej ocenie powód, dla którego MON milczy – bo się wstydzi. Ale takie rzeczy się zdarzają i powinniśmy usłyszeć przekaz na ten temat ze strony władz. I mam tu na myśli MON właśnie, nie organy administracji cywilnej, bo to nie ten poziom - przekonuje generał.

W jego ocenie, komunikat powinien być jasny i precyzyjny. Nie nazbyt szczegółowy, ale pozwalający społeczeństwu na zrozumienie, z czym miało do czynienia. Czy na ziemię spadł pocisk lub rakieta, a jeśli tak to czy była to rakieta polska czy też obca, np. sojusznicza.

Łukasz Maziewski, dziennikarz o2

Wybrane dla Ciebie
Zapłacili za auto zabawkowymi banknotami. Podejrzanym grozi 8 lat
Zapłacili za auto zabawkowymi banknotami. Podejrzanym grozi 8 lat
Cena to około 300 tys. zł. Wyłowili go z jeziora na Mazurach
Cena to około 300 tys. zł. Wyłowili go z jeziora na Mazurach
"System kaucyjny w praktyce". Sklep pokazał paragony
"System kaucyjny w praktyce". Sklep pokazał paragony
Tylko 30 gr za kilogram. Rolnik zaprasza na samozbiory
Tylko 30 gr za kilogram. Rolnik zaprasza na samozbiory
Niemiecki polityk powiedział to o Polsce. Teraz mierzy się z krytyką
Niemiecki polityk powiedział to o Polsce. Teraz mierzy się z krytyką
W takim stanie była droga. Zadzwonili po strażaków
W takim stanie była droga. Zadzwonili po strażaków
Iga Świątek powraca na kort w Polsce: Billie Jean King Cup w Gorzowie
Iga Świątek powraca na kort w Polsce: Billie Jean King Cup w Gorzowie
Ksiądz powiedział, na czym przyłapał wiernych. "Ręce opadają"
Ksiądz powiedział, na czym przyłapał wiernych. "Ręce opadają"
Kupili stare BMW. Nie do wiary, jakimi banknotami zapłacili. "Souvenir"
Kupili stare BMW. Nie do wiary, jakimi banknotami zapłacili. "Souvenir"
Wypadek Katarzyny Stoparczyk. Śledczy mówią, co dzieje się z kierowcą
Wypadek Katarzyny Stoparczyk. Śledczy mówią, co dzieje się z kierowcą
500 mln dolarów na broń dla Ukrainy. Osiem krajów podjęło decyzję
500 mln dolarów na broń dla Ukrainy. Osiem krajów podjęło decyzję
Stanął w ogniu. Dramatyczne chwile. Strażacy pokazali zdjęcia
Stanął w ogniu. Dramatyczne chwile. Strażacy pokazali zdjęcia