Szli na Rysy z niemowlakiem. Nie wezwali pomocy. Nie chcieli płacić
"Gazeta Wyborcza" wraca do historii pary z Litwy i ich 9-miesięcznego dziecka. Rodzice niemowlaka wnosili je na szczyt Rysów. Nie chcieli płacić tysięcy euro słowackim ratownikom za pomoc. - W Polsce nie ma obecnie podstaw prawnych, by turystów obarczać kosztami akcji ratunkowych - mówi Jan Krzysztof, naczelnik TOPR.
Przypomnijmy, że na początku października tego roku dwoje turystów z Litwy udało się z 9-miesięcznym niemowlęciem na Rysy. Warunki w górach były trudne - spadł śnieg, a szlaki były oblodzone. Mimo tego para postanowiła kontynuować wyprawę. Tatrzański przewodnik ostrzegł ich przed dalszą podróżą i zaproponował, że wezwie ratowników. Litwini nie chcieli jednak pomocy. Tłumaczyli, że nie wykupili ubezpieczenia i obawiają się poniesienia kosztów akcji. Poniżej przeczytacie rozmowę z taternikiem, który był świadkiem akcji.
"Gazeta Wyborcza" wraca do tej sytuacji. "GW" pisze wprost, że po słowackiej stronie gór trzeba za akcję ratunkową zapłacić. W przypadku użycia śmigłowa mowa nawet o kwocie do 10 tysięcy euro. TOPR chce, by dotychczasowy sposób finansowania był utrzymany.
Uważam, że obecnie mamy dobry system finansowania ratownictwa górskiego, który pozwala nam utrzymać służbę w stałej gotowości w Tatrach - mówi "GW" Jan Krzysztof, naczelnik TOPR.
Juhas zaczyna pracę przed godz. 3 nad ranem. "Młodzi wolą iść do innej roboty"
Jego zdaniem, gdyby w Polsce wprowadzono model słowacki, doszłoby do zachwiania systemu. - Musielibyśmy zająć się windykacją - wskazał szef TOPR. GOPR i TOPR utrzymują się z dotacji rządowych. Otrzymują także 15 proc. z biletów wstępu do parków narodowych, na obszarze których działają. Dostają także środki z samorządu.
Nie zapłacą za akcję w Tatrach. "Nie ma podstaw"
"GW" donosi, że turyści z krajów alpejskich wykupują ubezpieczenia. Potem jednak są zaskoczeni tym, że w Polsce nie ponoszą kosztów ewentualnej akcji ratunkowej. W przypadku rodziny z Litwy skończyło się na szczęście na strachu. Taternik przejął dziecko i sprowadził rodzinę na słowacką stronę.
Niestety, nie brakuje sytuacji, gdzie ludzka głupota naprawdę może doprowadzić do tragedii. "GW" przypomina historię 55-latka, który szedł na Giewont, popijając alkohol. W pewnej chwili stracił czucie w nogach. Mężczyznę uratował śmigłowiec. Badanie wykazało, że miał 1,8 promila. Choć akcja została przeprowadzona z jego winy - nie zapłacił ani złotówki.
W Polsce nie ma obecnie podstaw prawnych, by turystów obarczać kosztami akcji ratunkowych. Gdyby miały zostać wprowadzone takie przepisy, to moim zdaniem jako uzupełnienie obecnego systemu finansowania ratownictwa, a nie zamiast niego - podsumował Jan Krzysztof.