Tragiczna śmierć 4-letniego Mareczka. Jego dziadek nie wytrzymał w przedszkolu

109

Polacy nadal są wstrząśnięci po śmierci 4-letniego chłopca, który pod koniec września utonął w studzience na placu zabaw w przedszkolu w Zabierzowie. Teraz dyrekcja placówki zorganizowała spotkanie z rodzicami, na którym padło wiele trudnych pytań.

Tragiczna śmierć 4-letniego Mareczka. Jego dziadek nie wytrzymał w przedszkolu
Tragiczna śmierć 4-letniego Mareczka. Dziadek dziecka nie wytrzymał w przedszkolu (PAP, Art Service)

Do koszmarnej tragedii doszło w czwartek, 28 września. Czteroletni chłopiec był na placu zabaw, który znajduje się przy przedszkolu przy ul. Leśnej w Zabierzowie (woj. małopolskie). Tam po południu dziecko wpadło do zbiornika z wodą.

Na miejsce wezwano pomoc. Straż pożarna wyciągnęła chłopca ze studzienki. Niestety, czterolatka nie udało się uratować. Strażak poinformował, że zbiornik, w którym utonął chłopiec, służył do gromadzenia cieczy.

Prokuratura podkreśliła, że jest za wcześnie, by mówić o zarzutach. Muszą być jeszcze przesłuchani wszyscy świadkowie - część przesłuchań planowanych jest na przyszły tydzień. "Sprawa jest wrażliwa" - powiedziała pracownica prokuratury, zaznaczając, że chodzi także o dobro rodziny dziecka.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Jacek Borkowski z narzeczoną w pierwszym wspólnym wywiadzie. Kiedy ślub?

Dyrekcja zwołała spotkanie. Poruszające słowa dziadka

Kilka dni po śmierci dziecka w przedszkolu, w którym doszło do ogromnej tragedii, dyrekcja zorganizowała spotkanie z rodzicami, którzy mocno martwią się o swoje pociechy.

Na spotkaniu dyrektor placówki powiedział, iż na tym terenie jest zbiornik, ale dodał, że nie miał wiedzy, by w zbiorniku znajdowała się woda. Te słowa mocno zdenerwowały dziadka Mareczka, który nie wytrzymał i postanowił zabrać głos w tej sprawie.

Pan teraz ściągnął tu rodziców, by ratować siebie. A mojego wnuka już nie ma. Cóż z tego, że wysłaliście kondolencje sms-em, to nam dziecka nie wróci. Za miesiąc, za rok, państwo zapomnicie o tym, a my będziemy z tym musieli żyć.... Codziennie przepraszam, że wcześniej tutaj nie przyjechałem na ten plac zabaw, może gdybym to zrobił, Mareczek by żył - mówił zrozpaczony pan Krzysztof, cytowany przed dziennik "Fakt".

Jak zapewnili pracownicy przedszkola, cała placówka od początku tragedii współpracuje z prokuraturą. Rodzice stwierdzili, że część dzieci widziała, jak Marek wpadł do studzienki. Pracownicy przedszkola zaapelowali, aby z tą wiedzą podzielili się z prokuraturą.

Oprócz tego podczas spotkania rodzice chcieli wiedzieć, czy ten plac zabaw będzie jeszcze kiedyś użytkowany. Prezes przedszkola zapewnił, że rozważa z właścicielem terenu całkowite zasypanie zbiornika.

Autor: JAR
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić