Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 

Komendant odszedł ze stanowiska. Ujawniamy, co się dzieje w Michałowie

2756

Działania Straży Granicznej na granicy budzą ogromne kontrowersje. Zdjęcia płaczących dzieci z placówki w Michałowie popłynęły w świat i wstrząsnęły opinią publiczną. Na Straż Graniczną spadła fala krytyki, posypały się pierwsze zwolnienia. Co o tym wszystkim sądzą strażnicy?

Komendant odszedł ze stanowiska. Ujawniamy, co się dzieje w Michałowie
Grupa uchodźców zatrzymana na polskiej granicy. Jest wśród nich ośmioro dzieci. (Agencja Gazeta, Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta)

Strażnicy zaczynają mieć dość. Jak wskazują nasi rozmówcy, coraz więcej pracowników Straży Granicznej spotyka się z niechęcią, a nawet nienawiścią wśród sąsiadów. Nastawienie wśród mieszkańców zmieniło się po tym, jak media nagłośniły sprawę wywożonych na pas graniczny małych dzieci.

Pracownicy SG coraz częściej spotykają się z szykanami, wyzwiskami i nienawiścią. Najbardziej uderzające jest, że są ofiarami hejtu za wykonywanie zgodnych z prawem rozkazów - relacjonuje nasz informator.

Dramatyczne obrazki rodziny uchodźców, wywożonej na granicę z placówki SG w Michałowie komentowała cała Polska. Płaczące dzieci i wywózka ludzi bez informacji na granicę nie pozostawiły ludzi obojętnymi. Na Straż Graniczną posypały się gromy. Czy zasadnie?

Przede wszystkim należy przypomnieć, że dzieci z Michałowa były pod opieką rodziców. To oni zdecydowali się na ryzykowną, niebezpieczną akcję nielegalnego przejścia granicy. Zostali zatrzymani przez Straż Graniczną i trafili do placówki. Co działo się później?

Straż Graniczna: Rodzice nie chcieli pomocy

Pogranicznicy wydali komunikat, który przypomina, że osoby naruszyły granicę nielegalnie. Grupa została ujęta na pasie granicznym. A ponieważ były w niej dzieci, przewieziono ją do placówki SG. I tam sytuacja się skomplikowała.

Funkcjonariusze Straży Granicznej poinformowali cudzoziemców o możliwości złożenia wniosku o pomoc międzynarodową, lecz rodzice dzieci odmówili złożenia takiego wniosku w Polsce. Osoby te były zainteresowane wyłącznie złożeniem wniosku o pomoc międzynarodową w Niemczech. W związku z powyższą sytuacją, funkcjonariusze Straży Granicznej zawrócili te osoby na linię granicy z Białorusią, tj. państwem, w którym przebywają legalnie - brzmi komunikat Straży Granicznej.

Nasz informator wskazuje, co działo się później.

Wyglądało to tak, że ta rodzina zgodziła się na odstawienie ich na granicę. Zapakowali ich do autobusu. Wtedy pojawiły się media i organizacje humanitarne. I zaczęła się szopka: wybieganie z autobusu, krzyki, płacze dzieci i prośby o azyl w Polsce przed kamerami - mówi o2.pl osoba zajmująca się bezpieczeństwem państwowym.

Sytuacja była na tyle zła, że miały posypać się kary. Ze stanowiska odchodzi - po 30 latach służby - komendant placówki w Michałowie choć on akurat sam złożyć miał wniosek o odejście ze służby. Jak słyszymy to nie koniec zmian kadrowych w Straży Granicznej.

Coraz gorsza sytuacja na granicy. Kto jest winny?

Problem, jak mówi nasz rozmówca, leży w komunikacji strategicznej. Nie ma osoby, która byłaby w stanie na miejscu, na granicy, odpowiedzieć na pytania mediów. Zresztą, z powodu stanu wyjątkowego, te są odsunięte od tego, co dzieje się przy samym pasie granicznym.

Straż Graniczna robi swoje. MSWiA jest, powiedzmy, mocno nieufne wobec dziennikarzy. A przecież jest tam jeszcze wojsko, które też zabezpiecza granicę. I nie ma nikogo, kto byłby w stanie odpowiadać dziennikarzom - dodaje nasz informator.
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić