Usłyszał miauczenie z rury. Wielkie poruszenie w Rzeszowie

89

Rzeszowscy strażacy i pracownicy miejskiego MPEC próbują wyciągnąć kotka, który utknął pomiędzy rurami sieci ciepłowniczej. "Nie ma szans, żeby sam wyszedł" - mówią. Akcja trwa już dwa dni, a pracownicy poświęcają prywatny czas, żeby pomóc zwierzęciu.

Usłyszał miauczenie z rury. Wielkie poruszenie w Rzeszowie
Straż i MPEC już drugi dzień próbują wyciągnąć kotka (Facebook, Wyborcza.pl)

Miauczenie kotka pomiędzy rurami sieci ciepłowniczej usłyszał w niedzielę po południu mieszkaniec Rzeszowa. Sprawę zgłosił na schronisko Kundelek. Pracownicy, którzy przyjechali na miejsce, zrozumieli, że kot jest w takim miejscu, że nie są w stanie nic zrobić. Dlatego zawiadomili straż pożarną.

Oni też załamali ręce i odesłali nas do MPEC. Słychać go cały czas, ale nie widać - mówi "Gazecie Wyborczej" Halina Derwisz, kierowniczka schroniska Kundelek.

Cały czas słychać miauczenie kota

Strażacy, którzy przyjechali na miejsce, za pomocą specjalistycznego sprzętu rozcięli rurę osłonową i zauważyli, że w środku jest inna dziura. Niestety, nie widzieli nic w środku, ale nieustannie słyszeli miauczenie kota. Postanowili umieścić linę, żeby kot się o nią zahaczył. Niestety, ta misja się nie powiodła.

Strażacy zakończyli pracę około 19, ale akcja ratownicza się nie zakończyła. W poniedziałek rano na miejscu pojawili się pracownicy MPEC i MPWiK z kamerą endoskopową. "Kot jest zaklinowany. Nie ma szans, żeby sam wyszedł" - ocenia Lesław Bącal, prezes MPEC.

Za każdym razem wydaje się, że jesteśmy już blisko, ale kota wciąż nie widać - mówi "Wyborczej" jeden z pracowników.
Trwa ładowanie wpisu:facebook

Pracownicy zostali po godzinach

Jak informuje gazeta, w poniedziałek na miejscu pracowało łącznie czterech mężczyzn. Jeden z nich nawet postanowił zostać po godzinach. Jak mówią, słychać było, że kot jest na wyciągnięcie ręki, ale padły latarki. Po godzinie 18 zakończyli pracę, ponieważ na zewnątrz zaczynało się ściemniać. Pracownicy obawiali się, że po ciemku mogą kotu zrobić krzywdę.

Pracownicy wrócili we wtorek rano i kontynuują akcję. Nikt nie wie, jak kot dostał się do wnętrza rur ciepłowniczych. Najprawdopodobniej, nie były one dobrze zabezpieczone. Jeden z pracowników MPEC mówi, że kot miał dużo szczęścia.

"Pewnie szukał ciepłego miejsca"

W sąsiedniej rurze temperatura jest wyższa o ponad 20 st. C. W niej nie miałby szans przetrwać tak długo. - Ktoś pewnie chodził po tych rurach. Butem zgniótł blachę i przez taką szparę już kot mógł wejść. W nocy jest zimno, pewnie szukał ciepłego miejsca — mówi "Wyborczej" jeden z pracowników.

Zobacz także: Rosjanie gotowi na odparcie terrorystów z Afganistanu. Nagranie z ćwiczeń wojskowych
Autor: BA
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić