Wyciekły listy Rosjanek. "Nie da się wytrzymać. Potnę się"
Rosjanki, których dzieci posłano na wojnę w Ukrainie, wielokrotnie zwracały się do prawników. Niektóre szukają zaginionych synów, inne chcą zabrać potomków z linii walk, a niektóre wprost opowiadają o korupcji w wojsku - wynika z przeanalizowanych przez niezależny portal "Meduza" listów.
Co miesiąc Rosyjski Komitet Matek Żołnierzy sporządza raporty na użytek wewnętrzny, w których odnotowuje najważniejsze apele otrzymywane od krewnych rosyjskich żołnierzy. Według obrońców praw człowieka, pracujących w jednym z regionów Rosji, w ciągu zaledwie sześciu miesięcy otrzymali oni około 400 listów od matek.
Czym właściwie jest wolność słowa? Czy potrzebne nam są regulacje?
Wyciekły listy matek żołnierzy
Niezależny portal "Meduza" dotarł do treści listów i przeanalizował je - miesiąc po miesiącu. Dziennikarze podkreślają jednak, że nie ujawniają danych kobiet, aby nie narażać ich na niebezpieczeństwo w kraju, w którym każda informacja o problemach w wojsku może być uznana za jego "dyskredytację". A to jest w Rosji przestępstwem.
W lutym i marcu, czyli pierwszych miesiącach wojny, najwięcej listów dotyczyło poszukiwania zaginionych żołnierzy. Według raportu, wielu z nich przestało kontaktować się ze swoimi krewnymi jeszcze przed 24 lutego.
Żołnierze próbowali uciec z wojska
Ponadto krewni próbowali dowiedzieć się, co zrobić, jeśli żołnierz trafił do ukraińskiej niewoli. W wielu apelach matki żołnierzy podkreślały, że ich synowie trafili do wojska i musieli wyjechać do Ukrainy mimo problemów ze zdrowiem.
W kwietniu najwięcej listów dotyczyło żołnierzy, którzy chcą uciec z wojska, ale dowództwo im na to nie pozwala i grozi odpowiedzialnością karną. Ponadto krewni poborowych zgłaszali, że żołnierze byli poddawani presji psychicznej i zmuszani do podpisywania kontraktów. Zdarzały się również przypadki, kiedy umowy były podpisywane za żołnierza i bez jego wiedzy.
"Nie da się wytrzymać. Potnę się"
W maju matki skarżyły się na to, że żołnierze są karani za odmowę udziału w wojnie. Autorki apeli często skarżyły się na warunki bytowe w wojsku, w których "zmuszeni są przeżyć" ich bliscy. Pojawiały się też doniesienia, że za odmowę dalszego udziału w działaniach wojennych w Ukrainie żołnierze byli zamykani w piwnicach.
W czerwcu kobiety pisały o przemocy ze strony dowództwa w wojsku. "Chorąży bije żołnierzy kijem, zażywa narkotyki. [...] Tydzień po rozpoczęciu służby w wojsku syn napisał do matki: "Nie da się wytrzymać. Potnę się!" - czytamy w jednym z listów.
Czytaj także: Wyniki sondażu na Węgrzech. To jest "przerażające"
Konflikt z wagnerowcami
Największym problemem w lipcu - wedle listów, których treść wyciekła - był zaś konflikt z prywatną armią Grupa Wagnera. Żołnierze z tej firmy mieli monitorować tych żołnierzy, którzy złożyli rezygnację. Coraz więcej doniesień pojawia się o tym, że po tym żołnierze byli przetrzymywani w zamkniętym pomieszczeniu i doświadczali przemocy ze strony dowództwa.
Jak podaje "Meduza", Ruch Matek Żołnierzy odpowiadał na każdy apel i przedstawiał swoje rekomendacje. W niektórych przypadkach obrońcom praw człowieka udało się pomóc bliskim żołnierzy, ale nie znają losu wielu spośród tych, którzy zostali wysłani na front.