"Zagrożenie na poziomie ISIS". FBI ostrzega
Szef amerykańskiego wywiadu uważa białych nacjonalistów za "największe zagrożenie" dla Stanów Zjednoczonych. Podczas przesłuchania w sprawie zamieszek, do których doszło na Kapitolu 6 stycznia, dyrektor Federalnego Biura Śledczego (FBI) stwierdził, że nie ma jakichkolwiek dowodów na to, że wydarzenia te były sztucznie podsycane przez "lewicowych prowokatorów".
Szef FBI Christopher Wray zeznawał we wtorek przed senacką komisją śledczą. Stwierdził, że głównym zagrożeniem dla bezpieczeństwa kraju są prawicowi ekstremiści. Dodał, że mogą stanowić niebezpieczeństwo porównywalne do terrorystów z tzw. Państwa Islamskiego.
Największym zagrożeniem są osoby, które mają motywacje rasistowskie. Chodzi tutaj w szczególności o tych, którzy opowiadają się za białą supremacją – podkreślił Wray.
Są w KGW. Oto co mówią o zaangażowaniu młodzieży
Czytaj także: Protest w USA. "Nie chcemy Bidena, chcemy zemsty"
Rośnie zagrożenie terrorystyczne w USA. FBI stawia nacjonalistów na równi z islamskimi terrorystami
FBI określa zagrożenie ze strony prawicowych ekstremistów jako bardzo wysokie. Jego poziom został podniesiony do najwyższego. W ocenie FBI nacjonaliści znajdują się teraz na równi z terrorystami z ISIS.
Christopher Wray podkreślił, że w ostatnim czasie rośnie liczba aktów terroryzmu w Stanach Zjednoczonych. FBI bada obecnie 2 tys. podejrzanych przypadków. Dla porównania, liczba toczących się postępowań w związku z oskarżeniami o terroryzm w 2019 wynosiła 850.
Szef FBI nie umieścił na szczycie listy zagrożeń lewicowych ekstremistów z Antify. Podczas przesłuchania mocno sprzeciwiał się temu republikański senator Chuck Grassley. Podkreślił, że lewicowa organizacja jest odpowiedzialna za wiele aktów przemocy w Stanach Zjednoczonych.
Do podobnych wniosków co FBI doszedł Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego Stanów Zjednoczonych. Rządowa instytucja podkreśliła jakiś czas temu, że biali supremacjoniści stanowią duże wyzwanie dla bezpieczeństwa.
Czytaj także: "Niezdrowa obsesja". Melania Trump ma dość
Zamieszki na Kapitolu. "Nie ma dowodów na lewicowe prowokacje"
6 stycznia zwolennicy Donalda Trumpa wdarli się do budynku Kapitolu, domagając się unieważnienia wyniku wyborów prezydenckich. W zamieszkach zginęło 6 osób, w tym oficer policji Brian Sicknick. FBI aresztowało kilkanaście osób należących do ekstremistycznych prawicowych ugrupowań.
W związku z zamieszkami pojawiło się wiele teorii spiskowych. Jedna z nich zakłada, że wydarzenia były inspirowane przez lewicę, a przebrani za zwolenników Trumpa prowokatorzy podżegali do przemocy. Dyrektor FBI zdementował jednak te pogłoski.
Na tym etapie śledztwa nie ma to jakichkolwiek dowodów – powiedział Christopher Wray podczas wtorkowego przesłuchania.
Czytaj także: Protesty w Waszyngtonie. Ivanka Trump zabrała głos
Obejrzyj także: Zamieszki w USA. Dr Krzysztof Liedel: nie doceniono skali zagrożenia