Zatrzymali 17-latka bez legitymacji. "Nie ma pani prawa przetrzymywać syna"
W Krakowie kontrolerzy biletów zatrzymali 17-letniego ucznia, który jechał bez legitymacji szkolnej. Nieletni miał już wysiadać, ale pojechał na przystanek końcowy - oddalony o 10 km. - Niedopuszczalne jest zatrzymywanie nieletniego w autobusie, straszenie policją i wywożenie - mówi "Gazecie Wyborczej" jego ojciec.
Najważniejsze informacje
- W Krakowie kontrolerzy biletów zatrzymali ucznia bez legitymacji szkolnej.
- 17-latek wysiadł na przystanku oddalonym o 10 km od pierwotnego.
- ZTP przeprasza rodzinę jedynie za awarię terminala.
Kontrolerzy biletów w Krakowie zatrzymali ucznia, który nie miał przy sobie legitymacji szkolnej. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", 17-latek wracał ze szkoły. Przed przystankiem, na którym zwykle wysiada, zadzwonił do ojca, by przelał mu 143 zł. Okazało się, że został zatrzymany przez kontrolerów.
Chłopak miał bilet okresowy, ale tego dnia nie miał legitymacji uprawniającej do ulgowych przejazdów. Do rozmowy telefonicznej Michała z ojcem miała włączyć się kontrolerka i żądać przelewu Blik. Groziła wezwaniem policji. Upierała się, że nie może wystawić wezwania do zapłaty na podstawie danych z biletu.
W pierwszej chwili pomyślałem, że to klasyczne oszustwo na Blika. Odmówiłem zrobienia przelewu, bo nie wiedziałem, z kim tak naprawdę rozmawiam i poprosiłem o wystawienie mandatu kredytowanego - mówi "Wyborczej" Tomasz, ojciec 17-latka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Julia Rocka o płycie "Gorset": "Nie było dla mnie komfortowe, by śpiewać o swoim związku"
Gdy mężczyzna poprosił, by kontrolerzy wysiedli z synem na węźle wielickim, kobieta nie zgodziła się twierdząc, że nie wolno im wysiadać z pojazdu. - Nie ma pani prawa przetrzymywać mojego syna w autobusie - miał odpowiedzieć ojciec Michała. - Pasażer ma mieć wszystko, tak jak należy, skoro nie ma, od tego jest policja, żeby potwierdzić dane - stała przy swoim kontrolerka.
Podróż na przystanek końcowy. "Niedopuszczalne"
Ostatecznie kontrolerka stwierdziła, że policja przyjedzie na przystanek końcowy Czerwone Maki, czyli miejsce oddalone o 10 km od miejsca, w którym Michał miał wysiąść. Ojciec przyjechał na miejsce.
Zapłaciłem kartą żądaną należność, jednak kontrolerzy stwierdzili, że płatność nie przeszła i kazali mi wykonać ją ponownie. Nie zgodziłem się na to, bo aplikacja mojego banku wskazywała, że pieniądze zostały pobrane z konta. Pokazałem im na telefonie potwierdzenie. Kontrolerzy upierali się przy swoim - cytuje "Wyborcza" pana Tomasza.
Czyta więcej: Dostała mandat, sprawa skończyła się w sądzie. Oto finał
Ostatecznie tożsamość potwierdziła policja, wystawiono wezwanie do zapłaty na kwotę 203 zł. - Niedopuszczalne jest zatrzymywanie nieletniego w autobusie, straszenie policją i wywożenie 10 kilometrów dalej niż powinien wysiąść. Zwłaszcza w momencie, gdy jest chęć współpracy i przyjęcia mandatu - kwituje ojciec Michała w rozmowie z "Wyborczą".
Dyrektor Zarządu Transportu Publicznego w Krakowie uznał skargę mężczyzny za bezzasadną. Kontrolerka biletów miała zachować się "sumiennie, transparentnie i zgodnie z przepisami" - informuje "Wyborcza".
Szef instytucji wskazuje na zapisy regulaminu. Według nich, gdy pasażer nie ma dokumentów, kontroler może przyjąć dane osobowe pod warunkiem potwierdzenia przez policję lub Straż Miejską. - Organy te przyjeżdżają tylko na przystanki końcowe dla danej linii - twierdzi Łukasz Franek.
Dyrektor przeprosił ojca za awarię terminala i "niedogodności związane z koniecznością podróży do przystanku końcowego Czerwone Maki".
Rzecznik ZTP Sebastian Kowal zapewnia "Wyborczą", że młodsi pasażerowie traktowani są "z większą empatią" niż 17-letni Michał. Gdy osoby poniżej 15. roku życia jadą bez opiekuna, kontroler musi podjąć "nadzwyczajne środki ostrożności związane z zapewnieniem małoletniemu komfortu psychicznego podczas kontroli".