oprac. Justyna Piąsta| 
aktualizacja 

Warszawa. Pomylono pacjentów. Koszmarna pomyłka w szpitalu

92

W jednym z warszawskich szpitali doszło do tragicznej pomyłki. O śmierci kobiety poinformowano nie tę rodzinę, co trzeba. Gdy córka rzekomo zmarłej mamy chciała odebrać jej rzeczy, zorientowała się, że ona wciąż żyje.

Warszawa. Pomylono pacjentów. Koszmarna pomyłka w szpitalu
Zdjęcie ilustracyjne (Pixabay)

9 grudnia do Szpitala Czerniakowskiego w Warszawie przywieziono kobietę w podeszłym wieku, która wcześniej znajdowała się w izolatorium przy Domu Opieki "Nestor". Jej stan był ciężki, miała stwierdzonego koronawirusa. Choć lekarze podjęli akcję reanimacyjną, nie udało się jej uratować. Kobieta zmarła, więc zawiadomiono rodzinę. Jak się niedługo później okazało, nie tę, co trzeba...

Pomyłka w szpitalu w Warszawie. Jak doszło do pomyłki?

Feralną sytuację relacjonuje Onet. Personel szpitala na podstawie dokumentacji, którą miała przy sobie pacjentka, poinformował jej bliskich o śmierci. Gdy po kilku dniach córka chciała odebrać rzeczy, rzekomo zmarłej kobiety, wyszło na jaw, że jej mama żyje i wciąż przebywa w izolatorium. Osobą przewiezioną do szpitala, która zmarła na koronawirusa, był ktoś zupełnie inny...

Pierwszy raz w życiu coś takiego mi się zdarzyło. Mogę sobie tylko wyobrazić szok, jaki przeżyła ta rodzina, gdy najpierw dowiedziała się o rzekomej śmierci bliskiej osoby, a kilka dni później wszystko okazało się wynikiem jakiegoś wielkiego zamieszania – powiedziała Onetowi pracownica Szpitala Czerniakowskiego.
Pacjentka została do nas przetransportowana w karetce z grupą kilku innych kobiet. Wszystkie ze stwierdzonym covid-19 trafiły do nas z prywatnego domu opieki społecznej. Niestety zdarza się – i tak było w tym przypadku – że takim przyjęciom towarzyszy duży chaos. Ratownicy medyczni przekazali nam dokumentację, ale nie potrafili przypisać poszczególnych dokumentów do konkretnych osób – opowiedziała w rozmowie z Onetem Magdalena Stolarczyk, dyrektor zarządzająca izolatorium.

Kto odpowiada za ten błąd?

Do izolatorium 9 grudnia zostali przywiezieni podopieczni z prywatnego domu opieki "Patrycja" mieszczącego się w Zielonkach-Parcela. Tylko jednego dnia trafiło tam aż 31 pacjentów z tej placówki. W trakcie drugiego i trzeciego transportu osób do izolatorium ratownicy przywieźli skierowania wraz z historiami chorób dotyczących osób z wcześniejszego kursu. Wówczas wszystkie dokumenty wymieszały się ze sobą.

Dyrektor zarządzająca izolatorium powiedziała, że wielokrotnie próbowano skontaktować się z kierownictwem domu opieki, by uzyskać pomoc w identyfikacji przywiezionych osób. Jednak nikt nie odbierał tam telefonu.

Dlatego teraz chciałabym zaapelować: starsze osoby, z demencją, z którymi nie da się nawiązać kontaktu, powinny zawsze być wyposażane w specjalne opaski z imieniem i nazwiskiem, tak jak ma to miejsce np. w szpitalach. W tym przypadku powinien zadbać o to ośrodek "Patrycja". Gdyby tak postępowano za każdym razem, uniknęlibyśmy tak przykrych sytuacji. Ja chciałabym, żebyśmy z tej sytuacji wyciągnęli wnioski na przyszłość – dodała Magdalena Stolarczyk.
Zobacz także: Koronawirus. Polska kadra wioślarzy utknęła na święta w Portugalii. "Przed wylotem mieliśmy negatywne testy"
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić