aktualizacja 

Tragedia Daniela z Warszawy. Nauczycielka skatowała na śmierć pasierba

131

Historia nauczycielki, która w 1981 roku zabiła swojego 6-letniego pasierba, wstrząsnęła całą Warszawą. Kobieta za swoje czyny została ukarana więzieniem, jednak po odbyciu wyroku nadal uczyła w szkole. Tę straszliwą historię przypomina dla nas Riley24, popularna "wykopowiczka", która zajmuje się sprawami kryminalnymi.

Tragedia Daniela z Warszawy. Nauczycielka skatowała na śmierć pasierba
(PAP, Tomasz Langda)

Związek Renaty i Jana

Renata K. urodziła się w 1954 roku i była surowo wychowywaną jedynaczką z katolickiego domu. Z Janem L. poznała się na drugim roku studiów. Mężczyzna pochodził z Białorusi, był prawosławny. Mieszkał w domu w Jakubowie, w którym zostawił żonę z rocznym synem. W styczniu 1976 roku urodziła mu się córka. Niestety Jan nie interesował się zbytnio rodziną i już dwa miesiące później sąd zobowiązał go do płacenia alimentów w wysokości 350 zł na każde dziecko.

Jesienią 1977 roku mężczyzna razem ze swoim synkiem, Danielem, przyjechali do akademika. To tam Jan poznał Renatę. Był w trakcie rozwodu z żoną, która miała opiekować się córką, a on synem. Jan i Renata zostali parą.

Z pozoru mogło wydawać się, że Renata dobrze opiekuje się Danielem. Chłopiec miał anemię, więc kobieta tarła mu marchewkę. Miał też lekkiego zeza, więc zaprowadziła go do okulisty i kupiła okulary. Mimo że w domu się nie przelewało, para kupowała chłopcu wątróbkę i cielęcinę na bazarze.

Okrutne tortury

Jednak z drugiej strony na ścianie w ich pokoju w akademiku wisiał regulamin, który mówił o tym, jak Daniel powinien się zachowywać. Każdemu wykroczeniu przypisana była ilość uderzeń pasem. Najsurowsze kary przewidziane były za kłamstwo. Za każdym razem, gdy wymierzana była mu kara, musiał rozebrać się do naga i leżeć na brzuchu. Podobne praktyki miała stosować wobec Renaty jej matka. Podczas bicia Daniel nie mógł nawet pisnąć - gdyby zaczął krzyczeć lub płakać wymierzone razy wyzerowałyby się i zaczęłyby liczyć się od nowa. W 2013 roku o sprawie przypomniał dziennikarz "Dużego Formatu", co zszokowało całą Polskę.

W przedszkolu, do którego chodził chłopiec, zaczęto zauważać, że Daniel często ma na ciele siniaki i rany. Czasem podczas leżakowania nie mógł z bólu położyć się na plecach, więc zasypiał na brzuchu. Zawsze zjadał wszystko z talerza, nawet gdy mu nie smakowało. Za każdym razem ubierał się również samodzielnie, mimo że nie wychodziło mu to najlepiej. Przedszkolanki zwracały uwagę ojca na siniaki chłopca, na co Jan stwierdzał, że* chce go wychować na prawdziwego mężczyznę, a nie mazgaja.*

Gdy chłopiec miał pięć lat musiał sam ścielić sobie łóżko. Pewnego razu koc wypadł mu z poszewki. Renata kazała mu powlec koc z powrotem, ale dziecko nie umiało sobie z tym poradzić. Za karę ojciec i macocha bili go całą noc. Czasem Daniel nie dostawał kolacji za jakieś przewinienie. Innym razem nikt nie odprowadzał go do przedszkola, ponieważ za długo się ubierał, więc musiał iść sam.

Interwencja

Pewnego popołudnia nikt nie przyszedł po niego do przedszkola, więc pani Teresa, która pracowała jako woźna, wzięła go do swojego mieszkania. Oczywiście zostawiła na drzwiach kartkę ze swoim adresem. Renata i Jan przyszli po Daniela dopiero przed 23.00 gdy chłopiec już spał. Kobieta była podpita, a gdy pani Teresa odmówiła wydania im chłopca, Renata zaczęła się awanturować. Rano wrócili po dziecko, a kiedy ten tylko usłyszał głos macochy, schował się za fotel i nie chciał wyjść. Później w przedszkolu błagał woźną, aby pozwoliła mu z nią zamieszkać.

Pewnego razu Daniel przyszedł do przedszkola tak mocno pobity, że nauczycielki zadzwoniły na milicję. Tam kazano im zadzwonić do prokuratora, a prokurator skierował je do kuratora sądowego. Kurator sądowy kazał im zrobić obdukcję. Po tym kuratorka jeszcze raz zadzwoniła do przedszkola i powiedziała, że zajmie się sprawą.

Kilka dni później Daniel przestał przychodzić do przedszkola. Niedługo później Renata otrzymała po swoich dziadkach mieszkanie na Żoliborzu, do którego postanowili się przeprowadzić. Daniel został zapisany do nowego przedszkola. Gdy na ciele miał ślady pobicia nie przychodził na zajęcia, aby w nowej placówce nie było problemów. Nikogo nie zaniepokoiło, że opuszczał nawet kilkanaście dni w miesiącu.

Tragedia

Renata i Jan torturowali syna przez dwa i pół roku. 17 lutego 1981 roku Daniel zgubił w przedszkolu sznurowadło. Chłopiec nie kupił sobie nowej sznurówki, więc za karę macocha zabroniła mu iść następnego dnia do przedszkola.

Rankiem 18 lutego 27-letnia Renata wyszła do pracy. Uczyła maszynopisania i matematyki, była także wychowawczynią jednej z pierwszych klas. Inni nauczyciele określali ją jako "skrytą i dość dziwną". Około godziny 14:00 wróciła do domu i zajęła się przygotowywaniem obiadu. O 16:00 zapytała Daniela, co ma zamiar zrobić w sprawie zgubionej sznurówki. Chłopiec nie wiedział. Za karę kobieta zaczęła go bić.

Godzinę później do mieszkania wrócił Jan. Daniel leżał wtedy na łóżku w zakrwawionym podkoszulku *i kiwnął palcem na ojca. Ponownie został pobity za niewłaściwy sposób przywoływania rodzica. Chwilę później Jan wyszedł do dentysty, a po powrocie Renata wysłała go do Śródmieścia, żeby kupił suszarkę. Przez cały ten czas *mężczyzna nie reagował na widok zmasakrowanego syna.

Po kilku godzinach tortur Daniel powiedział, że aby dostać nowe sznurówki musi iść do kiosku i je kupić. Renata zapytała skąd weźmie pieniądze, na co odpowiedział, że ona mu da. Renata powiedziała, że nie da mu pieniędzy, więc chłopiec powiedział, że weźmie je ze swojej skarbonki. Kobieta krzyknęła "no nareszcie!".

Był już wieczór, więc 6-latek przebrał się w piżamkę i położył spać. Chwilę później poszedł do łazienki i zwymiotował. Przechodząc przez przedpokój pogłaskał psa, więc dostał w twarz. Gdy ojciec wrócił do domu Daniel tracił już przytomność, jego ciało było zimne, a oddech płytki. Jan pobiegł do sąsiada, aby wezwać pogotowie.

Wyrok

Niestety chłopca nie udało się uratować. Sanitariusz, który przyjechał na miejsce zemdlał na widok storturowanego ciała Daniela. Lekarka, która przeprowadzała sekcję zwłok stwierdziła, że nigdy wcześniej nie spotkała się z przypadkiem takiego sadyzmu wobec dziecka.

Podczas rozprawy Renata przyznała, że nie tylko biła chłopca pasem, ale także kopała go i raz nawet rozbiła talerz na jego głowie, ponieważ źle go umył. Sąsiedzi nigdy nie słyszeli żadnych hałasów ani krzyków. Przedszkolanki z drugiego przedszkola również niczego niepokojącego nie zauważyły. Chłopiec był zawsze pogodny, schludnie ubrany, miał starannie przystrzyżone włosy i obcięte paznokcie.

Renata została skazana na 15 lat więzienia za zabójstwo i wcześniejsze znęcanie się. Wyrok kobiety został skrócony do 10 lat za dobre sprawowanie. Po odbyciu kary wyrok przedawnił się i został wykreślony z jej akt. Kobieta dwukrotnie wstępowała do zakonu, a także skończyła studia teologiczne, dzięki czemu mogła uczyć religii.

Po latach

Jej historia została przypomniana w 2013 roku przez "Duży Format", gdzie zmieniono jej personalia. Internauci w ciągu kilku godzin ustalili jednak jej prawdziwe imię i nazwisko, a także adres i numer telefonu. Okazało się, że kobieta od pięciu lat pracowała w zespole szkół nr 53 w Warszawie, gdzie przedstawiła zaświadczenie o niekaralności. Była również ekspertem MEN w komisji egzaminacyjnej i kwalifikacyjnej ds. awansu zawodowego.

Sprawa oburzyła internautów do tego stopnia, że dane sadystki zostały udostępnione za pomocą serwisu wykop.pl. Ludzie chcieli zniszczyć jej życie. Autor artykułu dla "Dużego Formatu" napisał nawet list do minister edukacji, w którym wyraził swoje obawy o bezpieczeństwo Renaty. Dzień po publikacji reportażu kobieta zrezygnowała z pracy. Została również wykreślona z listy ekspertów MEN.

Przeczytaj też inne teksty Riley24 publikowane w o2.pl:

Więcej o Riley24 znajdziesz tutaj.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić