aktualizacja 

Poprosiliśmy o kilogram czereśni. Potem położyliśmy je na wadze

448

"Poproszę kilogram" - słyszą często sprzedawcy na targach i placach. Jak się jednak okazuje - w praktyce kilogram bywa kilogramowi nierówny. Sprawdziliśmy, czy jako klienci otrzymujemy tyle, ile zamówiliśmy.

Poprosiliśmy o kilogram czereśni. Potem położyliśmy je na wadze
Czy kilogram dla sprzedawcy to to samo, co kilogram dla kupującego? (Adobe Stock)

Niedawno Dymitr Błaszczyk z youtubowego kanału "Sprawdzam Jak" porównał wagę truskawek zakupionych na różnych stoiskach, aby przekonać się, czy sprzedawcy są szczerzy w swoich obliczeniach. Jak się okazało - bywa z tym bardzo różnie.

Twórca dowiódł, że często konsumenci są zwyczajnie oszukiwani. Waga potrafiła się różnić nawet o 300 gramów od deklarowanej. - Jawne oszustwo - alarmował twórca.

Problem nie jest jednostkowy. Nagranie było pokłosiem kontroli przeprowadzonych w maju przez Straż Miejską w Olsztynie, podczas której wykazano, że wagi na nawet dwunastu stoiskach nie spełniały wymogów określonych w prawie o miarach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Zagraniczna truskawka sprzedawana jako polska. Jak nie dać się oszukać?

Chodziło o to, jak zostały wprowadzone do obrotu, w jaki sposób ich użytkowano, stosowano bądź przechowywano. Często też wagi nie miały dowodu na to, że przeszły kontrolę metrologiczną.

Postanowiliśmy przekonać się na własnej skórze, czy zjawisko występuje też w innych częściach kraju.

W tym celu wybraliśmy się na jedno z największych targowisk w Krakowie, gdzie zakupiliśmy owoce sezonowe - truskawki, czereśnie i borówki. Dodatkowo sprawdziliśmy, jak sprawa ma się w jednej z południowych dzielnic Warszawy.

To, co rzuca się w oczy w Krakowie, to fakt, że na wielu stoiskach waga była poza zasięgiem wzroku kupującego.

Tak było na pierwszym stoisku, gdzie kupiliśmy kilogram czereśni. Kilogram na tym stoisku kosztował 25 zł.

Drugie stoisko to truskawki. W zależności od miejsca, cena wahała się od 7 zł do 10 zł. My kupiliśmy kilogram tam, gdzie kosztowały one 9 zł.

Na kolejnym stoisku poprosiliśmy o 250 g borówek - cena 5,5 zł za 100 g. Następnie zakupiliśmy 250 g czereśni - kilogram w cenie 30 zł. Na ostatnim stoisku zaś poprosiliśmy o 250 g borówek. W tym przypadku kosztowały one 6 zł za 100 g.

Zważyliśmy owoce z bazaru. Oto efekty

W domu postanowiliśmy sprawdzić, czy otrzymaliśmy tyle owoców, ile w teorii zakupiliśmy. W tym celu sięgnęliśmy po wagę kuchenną.

Nadmieńmy, że zarówno czereśnie, jak i borówki w łatwy sposób się rozsypywały, dlatego umieszczaliśmy je kolejno w plastikowej misce. Waga oczywiście, została "wytarowana", aby nie odczytywała ciężaru miski.

Na "pierwszy ogień" poszły borówki ze stoiska, gdzie wyceniono je na 5,50 zł za 100 g. Waga pokazała równe 250 g. W takim razie pora na kolejne borówki - w cenie 6 zł za 100g. I tutaj pozytywne zaskoczenie - waga wskazała 255 g.

Sięgamy więc po mniejszą siatkę czereśni (250 g) ze stoiska, gdzie kosztowały 30 zł/kg. Waga pokazuje 266 g, co oznacza że parę czereśni "dostało się" nam gratis.

Chwilę później na wadze wylądowały truskawki w cenie 9 zł/kg. Tutaj okazało się, że dostaliśmy 5 g owoców więcej.

Ostatnia siatka, największa, miała mieć w sobie kilogram czereśni. Po ułożeniu jej w misce na wadze przekonaliśmy się, że czereśnie ważą 987 g, chociaż zapłaciliśmy okrągłe 25 zł, czyli tyle ile kosztował kilogram.

Przenieśmy się do Warszawy. Na wolno stojących straganach, które widzieliśmy, waga zawsze stała w zasięgu wzroku klienta.

Na jednym ze stoisk poprosiliśmy o 300 gramów truskawek. Dokładnie widzieliśmy, ile waży to, co nabrało się pani. Waga kuchenna w domu tylko potwierdziła, że tym razem nie nabito nas w butelkę.

Gorzej było na bazarze. Tam waga była już schowana za stosami owoców. Poprosiliśmy o czereśnie (23 zł za kilogram), a konkretnie "czereśni za 8 zł".

Powinniśmy otrzymać ok. 348 g , finalnie dostaliśmy 323 g. Niby różnica nie jest wielka, ale jednak...

Sprzedawcy robią na szaro

Jest jeszcze jeden problem. Okazuje się, że sprzedający - czy to w Warszawie, czy w Krakowie - robią na szaro. Na szczęście nie nas, a fiskusa.

Jakie było nasze zdumienie, kiedy okazało się, że otrzymanie prozaicznego paragonu z kasy fiskalnej jest nie lada wyzwaniem!

Nie było jej praktycznie na żadnym stoisku, także na tych, gdzie sprzedawcy dysponowali czytnikiem kart płatniczych. Dopiero ostatnie stoisko, na którym kupowaliśmy borówki, było w stanie wydrukować nam paragon.

Każdy konsument ma prawo złożyć reklamację. Natomiast jeśli na targowisku nie ma kas fiskalnych to należy to zgłosić do władz fiskalnych, które to zweryfikują - mówi w rozmowie z o2.pl Małgorzata Rothert, Miejski Rzecznik Konsumentów w Warszawie.

Wniosek? Kupujmy tam, gdzie widzimy wagę. Zwróćmy uwagę, czy stoisko dysponuje kasą fiskalną. Paragon jest dla nas podstawowym dokumentem, który pozwoli nam dochodzić swoich praw w przypadku, gdy uznamy, że zostaliśmy oszukani.

Autor: EWS
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić