Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 
aktualizacja 

Armenia odwraca się od Rosji. Wołanie o pomoc czy gra?

Armenia jest jednym z krajów najsilniej związanych z Rosją. Premier Nikol Paszynian wykonuje jednak ruchy, które mogą świadczyć o zmianie kursu. Polityk stawia kroki zmierzające ku większemu związaniu jego kraju z Zachodem. Rosja może więc stracić kolejnego sojusznika na Kaukazie.

Armenia odwraca się od Rosji. Wołanie o pomoc czy gra?
Premier Armenii Nikol Paszynian walczy o większą niezależność jego kraju od Rosji (Getty Images, Sean Gallup)

Armenia to niewielki, liczący ok. 2,8 mln ludności kraj na Kaukazie. Dotąd był silnie uzależniony od Rosji. Sytuacji Armenii nie poprawiła tocząca się trzy lata temu wojna z Azerbejdżanem o Górski Karabach. Pozycja Armenii i szefa jej rządu jest słaba. Dlatego Paszynian próbuje różnych sposobów, by jakkolwiek uniezależnić się od rosyjskich wpływów.

Tyle że działania szefa ormiańskiego rządu wiele nie zmienią. Podobnie, jak rozpoczęte właśnie ćwiczenia wojskowe, do udziału w których Armenia zaprosiła żołnierzy sił zbrojnych USA. Co ciekawe, ćwiczenia zbiegły się w czasie z odwołaniem przedstawiciela Armenii przy Układzie Organizacji o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ).

Do tego, na początku września Paszynian udzielił włoskiem dziennikowi "La Repubblica" wywiadu, w który mówił, że postawienie tylko na Rosję jako gwaranta bezpieczeństwa Armenii było błędem. Wszystko to każe myśleć, że premier Armenii chce wyjść z rosyjskiej orbity wpływów. Ale jak mówią eksperci, ma niewielkie pole manewru.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Wojna między Armenią a Azerbejdżanem. Są ofiary wśród cywilów

"Premier stał się realistą"

Armeński premier podjął grę, która jest powrotem do jego retoryki z czasów, gdy był w opozycji. Jak tłumaczy były ambasador RP w Armenii, Zdzisław Raczyński, Paszynian występował wtedy przeciwko obecności Armenii w Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej i opowiadał się za zbliżeniem z UE. Ale opozycja, a realne rządy w kraju to dwie zupełnie inne spray.

Jako szef rządu zmuszony jest nie tylko uwzględniać brutalne realia bezpieczeństwa - a one są takie, że Armenia nie ma pewnych, niezawodnych sojuszników - lecz także wieloaspektową zależność Armenii od Rosji: w sferze gospodarczej, informacyjnej, migracyjnej (największa na świecie diaspora ormiańska jest w Rosji i stamtąd płyną największe transfery pieniężne). Wreszcie, musi liczyć się z układem sił wewnątrz kraju, wśród których opcja stawiająca na Rosję jest potężna. Jako premier, Paszynian stał się realistą - tłumaczy ambasador.

Jest on niejako zakładnikiem sytuacji w Górskim Karabachu. O to niewielkie terytorium Armenia i Azerbejdżan spierają się od upadku ZSRR. Armenia, jak mówi dyplomata, jest obecnie w bardzo trudnej sytuacji, a Ormianie w Karabachu są w sytuacji dramatycznej. Dlatego premier próbuje obecnie wywierać presję na osłabioną wojną z Ukrainą Rosję, aby Rosjanie pomogli odblokować Karabach.

Spór o ten region toczy się od lat. W styczniu tego roku doszło do eskalacji działań. Azerowie zablokowali dojazd do zamieszkanego przez ludność azerską miasta Stepanakert.

Polityk liczy przy tym, że wsparcie Rosji pomoże mu także zrównoważyć presję Azerbejdżanu, który chce wymóc na Erywaniu ustępstwa w sprawie Karabachu. Stąd "rozpaczliwe" w ocenie Raczyńskiego próby apelowania do USA i organizacja wspólnych ćwiczeń wojskowych, stąd demonstracyjne gesty wsparcia Ukrainy, co – warto zaznaczyć – odzwierciedla i sympatie samego premiera, i postawę większości Ormian.

Turcja ratunkiem?

Krajem, który mógłby bardzo pomóc w uregulowaniu sytuacji, jest Turcja. Z Turcją jednak Armenia, z powodów historycznych - rzeź Ormian w 1915 r. - ma bardzo skomplikowane, napięte relacje.

Wyobraźmy sobie, że Turcja – a jeszcze lepiej, wspólnie z Europą i USA – daje gwarancje bezpieczeństwa Armenii, jej granic i mniejszości ormiańskiej w Karabachu. Dlatego też Rosji, zainteresowanej utrzymaniem swojej obecności w Południowym Kaukazie, nie zależy na trwałym uregulowaniu lokalnych konfliktów, lecz na tym, aby się tliły, ponieważ jest jej to na rękę - przekonuje dyplomata.

Dlatego też Turcja w takim charakterze gwaranta bezpieczeństwa Armenii nie wystąpi. Zarówno z wyżej wspomnianych powodów historycznych; także dlatego, że Rosja jest dla Ankary ważnym partnerem w całym regionie Bliskiego Wschodu. Ponadto, Turcję łączą z Azerbejdżanem więzi szczególnego rodzaju.

Mimo to były dyplomata wierzy, że i w Baku, i w Erywaniu górę weźmie zdrowy rozsądek i chęć ułożenia wzajemnych stosunków. W obu stolicach politycy zdają sobie doskonale sprawę, że konflikt między nimi działa jedynie na rękę siłom zewnętrznym.

Nie byłbym więc szczególnie zaskoczony jeśliby w bardzo nieodległej przyszłości Armenia i Azerbejdżan podpisały w końcu traktat pokojowy. Ale do tego potrzebne jest mocniejsze zaangażowanie Unii Europejskiej i USA - mówi o2.pl.

Raczyński ubolewa jednocześnie, że podczas ostatniego konfliktu między Armenią a Azerbejdżanem polska dyplomacja, a Polska pełniła wówczas funkcję przewodniczącego OBWE, wykazała także brak odwagi i kreatywności, karygodną, jak przekonuje, indolencję.

Sięgając pamięcią do nieudanych wcześniejszych prób rozwiązania problemu karabaskiego, mam na myśli negocjacje w Key West, nie będzie też zaskoczeniem, jeśli za pokój z Azerbejdżanem Paszynian zapłaci kiedyś stanowiskiem. Nie byłaby to jednak z jego strony ofiara daremna, bo przyniosłaby Armenii upragniony pokój i jaśniejszą perspektywę rozwoju - podsumowuje ambasador.

Dwa cele premiera

Może więc istotne będą rozpoczęte właśnie ćwiczenia wojskowe z USA? Tu sceptyczny jest ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, Wojciech Górecki. Przekonuje, że ćwiczenia te nie są szczególnie ważne. Odbywają się co roku, wojskowych jest mało, ale kiedy zostały ogłoszone, to Armenia odwołała swojego przedstawiciela przy OUBZ, co nadało im rozgłos.

Same działania Paszyniana wobec Rosji mają, jak mówi Górecki, dwa cele: taktyczny i strategiczny. Taktyczny to wyrażenie niezadowolenia pozycją Rosji i zwrócenie na siebie uwagi Zachodu. Armenia chce więcej obecności UE, w ślad za unijną misją obserwacyjną, która pojawiła się w styczniu tego roku.

W wymiarze strategicznym Paszynian wraca do swojej retoryki antyrosyjskiej z czasów, gdy był w opozycji. Ale Rosja ma ogrom możliwości nacisku na Armenię: militarnych, gospodarczych i innych. Zmniejszenie tego nacisku, poprawa pozycji Armenii, jest w tej chwili niemożliwe. Chyba, że Rosja poniesie jakąś dotkliwą porażkę w Ukrainie. Premier sygnalizuje niezadowolenie z rosyjskiej polityki, co pewnie spodoba się wielu Ormianom, ale to obecnie wszystko, co może realnie zrobić - mówi Górecki w rozmowie z o2.pl.

Rosjanie są oczywiście niezadowoleni z tego, co Paszynian mówi i robi. Ale w tym momencie Górecki nie widzi wielkich możliwości, by zwiększyła się niezależność Armenii.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić