Rafał Kuzak| 
aktualizacja 

Bez tych kobiet Armia Krajowa nie przetrwałaby nawet tygodnia. Wykonywały najbardziej niebezpieczną pracę

12

Każdego dnia ryzykowały życiem, przenosząc meldunki, broń i trefne paczki. Wykonywały najniebezpieczniejszą pracę w polskiej konspiracji. A dzisiaj niemal nikt o nich nie pamięta.

Bez tych kobiet Armia Krajowa nie przetrwałaby nawet tygodnia. Wykonywały najbardziej niebezpieczną pracę
Łączniczki Armii Krajowej w czasie Powstania Warszawskiego (Domena publiczna)

Mówiąc i pisząc o Polskim Państwie Podziemnym, zwykle wspomina się o nich mimochodem. W przeciwieństwie, chociażby, do sanitariuszek, które nieraz ratowały życie rannych żołnierzy, ich praca nie była widowiskowa. Trudno jednak przecenić znaczenie łączniczek dla funkcjonowania całej konspiracji.

To właśnie na ich barkach, często ledwie nastoletnich dziewczyn, spoczywał największy ciężar.

"Nie mogła się ukryć ani zniknąć z oczu"

Dzięki łączniczkom wysoko postawieni członkowie podziemia, którzy nie mogli ryzykować osobistych spotkań, utrzymywali między sobą łączność. Służba ta niosła jednak z sobą – jak podkreśla w słynnej książce "Tajne państwo" Jan Karski – ciągłe ryzyko:

Prywatne mieszkania łączniczek nierzadko przekazywano do dyspozycji ruchu podziemnego. Łączniczce nie wolno było się ulotnić, musiała przebywać tam, gdzie łatwo ją było odszukać i bez zezwolenia nie mogła zmieniać nazwiska czy adresu.
Dopóki pracowała dla nas, nie mogła się ukryć ani zniknąć nam z oczu; w przeciwnym razie oznaczałoby to bowiem urwanie kontaktów między konspiratorami i różnymi pionami ruchu podziemnego.
Łączniczki i ich mieszkania znajdowały się nieustannie pod czujną kuratelą specjalnego "oddziału obserwacji". W razie aresztowania łączniczka nie mogła nas wydać, nawet na torturach, gdyż w ciągu dwóch albo trzech godzin wszyscy, z którymi się stykała, zmieniali nazwiska i adresy.

"Sprawdzają się lepiej od mężczyzn"

W związku ze specyfiką pracy łączniczek bardzo wiele osób znało szczegóły ich życia, a to w konspiracji nie wróży niczego dobrego. Również ciągłe krążenie na tych samych trasach ściągało na kobiety uwagę Niemców.

W obliczu zagrożenia musiały wykazywać się niezwykłą siłą woli i stalowymi nerwami. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę Jan Karski, który podkreślał, że:

(…) wbrew rozpowszechnionej na całym świecie opinii, iż kobiety są gadatliwe i niedyskretne, to moje własne doświadczenia skłoniły mnie do przekonania, że kobiety na ogół sprawdzają się w konspiracji lepiej od mężczyzn.
Wprawdzie z pewnymi rzeczami nie radzą sobie tak dobrze, ale nadrabiają ważniejszymi zaletami, niezbędnymi osobom działającym w ruchu podziemnym.
Szybciej dostrzegają niebezpieczeństwo, za to rzadziej niż mężczyźni przejawiały skłonność do chowania głowy w piasek. Niewątpliwie lepiej wtapiają się w otoczenie i zasadniczo odznaczają się większą ostrożnością, dyskrecją i zdrowym rozsądkiem. Przeciętna kobieta, która angażuje się w sekretne działania polityczne, wykazuje znacznie większy "zmysł konspiracyjny" w porównaniu z typowym mężczyzną.

Choć były bardziej przebiegłe i odporne psychicznie od swoich kolegów, nawet najostrożniejsze łączniki w końcu wpadały. Średnio ich konspiracyjna kariera trwała tylko trzy miesiące – mało która miała szansę dożyć do końca wojny.

Wiedziały, co je czeka

Zwykle posiadały przy sobie obciążające materiały, tak więc ich los był przesądzony. Doskonale wiedziały, co czeka na nie w gestapowskich katowniach. Dlatego większość z nich, chcąc uniknąć załamania się na torturach, nosiła przy sobie truciznę.

Obawiając się, że jedna kapsułka może ulec zniszczeniu w trakcie bicia, wszywały w swoją odzież nawet po kilka, na przykład pod poszewkę płaszcza i w kołnierzyk bluzki.

Łączniczki którym nie udało się w porę zażyć cyjanku poddawane były bestialskim torturom. O jednym takim przypadku też pisał legendarny kurier Polski Walczącej:

Gestapowcy rozebrali ją do naga i rozłożyli na podłodze. Przywiązali ją za ręce i nogi do haków, a potem bili ją gumowymi pałkami po narządach płciowych. We wspomnianym grypsie informowano: gdy ją zabrali, dolna połowa jej ciała była krwawą miazgą.

Niedoceniany wkład

Chociaż łączniczki doskonale zdawały sobie sprawę z tego, jaki najprawdopodobniej spotka je los, to nigdy nie brakowało ochotniczek, gotowych oddać życie dla dobra sprawy. Śmiało można powiedzieć, że to właśnie im w ruchu podziemnym "przypadł w udziale najcięższy los; ponosiły one największe ofiary, a ich wkład był najmniej doceniany".

Warto o tym pamiętać ponieważ – jak podkreślał Jan Karski – "pracowały ponad siły i narażały się najbardziej. Za swe bohaterstwo nie otrzymywały awansów ani odznaczeń".

Rafał Kuzak – historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski, mitów i przekłamań. Współautor książki „Wielka Księga Armii Krajowej”. Zastępca redaktora naczelnego WielkiejHISTORII. Zajmuje się również fotoedycją książek historycznych, przygotowywaniem indeksów i weryfikacją merytoryczną publikacji.

Zobacz także: Makabryczne zaślubiny "kata Warszawy". Upiorna ceremonia martwego SS-Mana

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić