Była w białym miasteczku, gdy Stanisław M. się zastrzelił. Poruszające słowa
Polską wstrząsnęło to, co w sobotę stało się w białym miasteczku. Starszy pan niespodziewanie targnął się na swoje życie. Teraz głos zabierają świadkowie tragedii. Okazuje się, że mężczyzna często ich odwiedzał i wspierał.
Śmierć Stanisława M. wstrząsnęła wszystkimi obecnymi w białym miasteczku. Po tym tragicznym zdarzeniu zmieniono formułę protestu na Cichy Dyżur. Medycy pozostają przed Kancelarią Premiera, ale nie prowadzą już akcji edukacyjnych.
Czytaj także: Klient zastrzelił kasjera. Poszło o maseczkę
Jesteśmy zdruzgotani tym, co się wydarzyło. Co innego, kiedy przywiozą kogoś po wypadku, a co innego, jak na naszych oczach ginie człowiek - tłumaczy "Faktowi" Beata Kalicka, przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników MSWiAP.
Zdradza, że Stanisław M. często odwiedzał medyków. - Rozmawiał z nami, komuś nawet przyniósł czekoladki. Narzekał na system i mówił, że ciężko mu się dostać do lekarza - przyznaje.
Sprzeczne informacje ws. listu
Pojawiały się wieści, że mężczyzna zostawił list pożegnalny. Co na to Beata Kalicka?
Nasi ratownicy zaczęli go natychmiast ratować. Rozcięliśmy mu ubrania i jestem przekonana, że nie było przy nim żadnego listu - zdradza.
Co innego mówi prokuratura. Potwierdzono, że starszy mężczyzna miał przy sobie kartkę. Nie ujawniono jednak, co było na niej napisane.