Historyczny dzień. Koniec wojny w Strefie Gazy? "Ludzie bardzo się boją"
To historyczny dzień. Hamas uwolnił izraelskich zakładników, a Donald Trump ogłosił koniec konfliktu. Ale w Strefie Gazy nie wszyscy są przekonani. - Ludzie bardzo się boją, że wojna wróci - mówi o2.pl Ahmed Alsaifi, dziennikarz przebywający w Gazie.
- To cykl "Blisko Świata", w ramach którego piszemy na o2.pl o kryzysach humanitarnych, konfliktach zbrojnych i innych ważnych wydarzeniach w różnych zakątkach globu.
- W tym odcinku rozmawiamy z Ahmedem Alsaifim i Ahmedem Kaheelem, dziennikarzami freelancerami przebywającymi w Gazie.
- - Ludzie mają mieszane uczucia. Wszyscy marzą, żeby to rzeczywiście był koniec wojny. Są zmęczeni, chcą żyć w pokoju. Ale wątpliwości są ogromne. Boją się, że Izrael może naruszyć porozumienie - mówi nam Kaheel.
W Izraelu czekano na ten dzień od dwóch lat. W poniedziałek 13 września Hamas uwolnił ostatnich 20 żyjących izraelskich zakładników. W rękach terrorystów przebywało jeszcze w sumie 48 osób, ale 28 z nich nie żyje - ich ciała także mają zostać zwrócone rodzinom. W zamian Izrael wypuści ok. 2 tys. palestyńskich więźniów.
Izrael świętuje, podobnie jak Strefa Gazy, gdzie od piątku trwa zawieszenie broni. Jednocześnie w palestyńskiej enklawie czuć napięcie, co potwierdza dwóch dziennikarzy, z którymi rozmawiało o2.pl.
Pierwsi zakładnicy wracają do domu. Wojna w Gazie zakończona
- Ludzie mają mieszane uczucia. Wszyscy marzą, żeby to rzeczywiście był koniec wojny. Są zmęczeni, chcą żyć w pokoju. Ale wątpliwości są ogromne. Boją się, że Izrael może naruszyć porozumienie po tym, jak osiągnie swoje cele, zwłaszcza mam tu na myśli uwolnienie zakładników. Towarzyszy im wewnętrzny strach, że dojdzie do zdrady, strach, że bombardowania mogą wrócić w każdej chwili - mówi Ahmed Kaheel, dziennikarz, który pozostał w Gazie na czas zakończonej niedawno izraelskiej ofensywy.
- Ludzie bardzo się boją, że wojna wróci. Mamy już podobne doświadczenia. Jest strach, że wróg nie będzie się trzymać porozumienia - podkreśla z kolei Ahmed Alsaifi, który również nie wyjechał z Gazy mimo ofensywy.
Niepewność wynika m.in. stąd, że wymiana zakładników i więźniów to tylko pierwszy etap planu pokojowego Donalda Trumpa. Trump, który przybył w poniedziałek do Izraela, zapewnia wprawdzie, że pokój zostanie utrzymany, ale do uzgodnienia pozostaje jeszcze szereg innych złożonych kwestii, w tym rozbrojenie Hamasu. Premier Izraela Binjamin Netanjahu zasugerował w piątek, że cel ten zostanie osiągnięty bez względu na wszystko i jeśli Hamas nie odda broni, to zostanie zniszczony drogą militarną.
Premier Kataru Mohammed bin Abdulrahman as-Sani, jeden z kluczowych mediatorów w negocjacjach pokojowych, przyznał z kolei, że rozmowy na ten i inne trudne tematy zdecydowano się przełożyć na późniejszy termin, ponieważ żadna ze stron nie była gotowa na takie kompleksowe porozumienie.
- Gdybyśmy zdecydowali się na negocjacje dotyczące pełnego pakietu [pokojowego], nie osiągnęlibyśmy tak dobrych wyników - powiedział premier Kataru w rozmowie z "New York Timesem", nawiązując do sukcesu, jakim jest wymiana zakładników i i więźniów.
W Strefie Gazy wiara w to, że Hamas odda broń, jest ograniczona. - Nie sądzę, aby rozbrojenie było możliwe - mówi o2.pl Ahmed Alsaifi.
- To niezwykle złożona kwestia, która dotyczy przyszłości politycznej i bezpieczeństwa Strefy Gazy. Rozbrojenie nie może nastąpić w oderwaniu od kompleksowego porozumienia politycznego, które gwarantuje prawa Palestyńczykom i zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim stronom. Bez sprawiedliwego i stabilnego rozwiązania trudno mówić o rozbrojeniu lub trwałej stabilności - podkreśla zaś Ahmed Kaheel.
O rozbrojenie może być tym trudniej, że Hamas ma wrogów nie tylko na zewnątrz, w postaci Izraela, ale też w samej Strefie Gazy. W ostatnich dniach terroryści należący do Hamasu starli się z klanem Dugmusz. To wpływowy klan z dzielnicy Sabra w Gazie. Jego członkowie mieli lub mają powiązania z grupami terrorystycznymi takimi jak Al-Kaida. Od soboty, kiedy zaczęły się walki, zginęło co najmniej 19 członków tego klanu i 8 członków Hamasu.
Wojska Izraela zostają w Strefie Gazy. "Bardzo martwiące"
Tymczasem mieszkańcy Gazy, którzy uciekli z miasta, gdy Izrael kilka tygodni temu rozpoczął ofensywę, od piątku do niego wracają. Nie można powiedzieć, że wracają do swoich domów, bo w większości przypadków nic z ich nie zostało.
- Sytuacja humanitarna jest niezwykle trudna. Tysiące rodzin straciły swoje domy. Niektórzy mieszkają w namiotach lub tymczasowych schroniskach, inni wracają do ruin i żyją wśród gruzów. Organizacje międzynarodowe podejmują wysiłki, aby zapewnić pomoc i schronienie, ale skala zniszczeń przekracza obecnie dostępne zasoby - mówi Ahmed Kaheel.
Mimo zawieszenia broni wojska Izraela pozostają w Strefie Gazy. Ich wycofywanie ma być podzielone na trzy etapy. Pierwszy, który został już ukończony, zakłada, że Siły Obronne Izraela (IDF) będą kontrolować 53 proc. enklawy.
- Obecność Izraela w dużej części Strefy Gazy to coś, co jest bardzo martwiące. Ludziom się to oczywiście nie podoba, ale z drugiej strony najważniejsze jest dla nich, żeby zatrzymać zniszczenia i rozlew krwi. Dominuje myślenie: "zatrzymajmy najpierw wojnę, zobaczymy, co się wydarzy potem". Wszyscy chcą wrócić i odbudować swoje domy, normalnie żyć. Nawet jeśli cena jest bolesna - mówi Kaheel.
W wyniku wojny w Strefie Gazy zginęło ponad 67 tys. ludzi. To tylko oficjalnie potwierdzone ofiary, w rzeczywistości może być ich dużo więcej, bo ciała wielu zabitych znajdują się pod gruzami. Szacuje się, że w całej enklawie uszkodzonych lub zniszczonych zostało ponad 90 proc. zabudowań.
Łukasz Dynowski, szef redakcji o2.pl