Jego deportację do Kongo udaremnił personel pokładowy. Dziś 40-latek przyznaje się do gwałtu na nieletniej
Anicet Mayela w 2004 roku nielegalną drogą przybył do Wielkiej Brytanii. Przed ośrodkiem dla uchodźców, w którym go umieszczono, protestował z tabliczką "migranci nie są przestępcami". Dziś przyznaje się do gwałtu na 15-latce.
Pierwsza próba jego deportacji nie powiodła się, gdyż Mayela twierdził, że został ranny w izolatce w ośrodku dla imigrantów w Colnbrook w pobliżu lotniska Heathrow.
Następnie mężczyznę umieszczono w ośrodku Campsfield House w Kidlington, gdzie zaraz po zwolnieniu dziennikarze sfotografowali go z tabliczką z hasłem "Przestańcie aresztować. Migranci to nie przestępcy".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tłit - Joanna Scheuring-Wielgus
Jednak jego zachowanie bardzo szybko zaprzeczyło tym hasłom. Dziś może mu grozić dożywocie.
Powołał się na prawa człowieka
Do kolejnej deportacji Mayela miało dojść w maju 2005 roku. Jednak udaremniła ją załoga Air France, która przerwała start samolotu z Southampton.
Ludzie nie posiadający wiedzy na temat sytuacji tych, w sprawie których nagle decydują się na interwencje, które mogą mieć przerażające konsekwencje dla innych - powiedziała "The Sun" osoba z otoczenia ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, Jamesa Cleverly'ego.
Personel pokładowy interweniował po tym, jak Mayela stwierdził, że opiekuni deportacyjni złamali mu rękę, kiedy sklejali jego nadgarstki i nogi taśmą.
Kilka tygodni później Mayela uzyskał pozwolenie na pobyt po tym, jak prawnicy stwierdzili, że deportacja byłaby sprzeczna z jego prawami człowieka. Wówczas policja prowadziła dochodzenie w sprawie opiekunów deportacyjnych pod kątem rzekomej napaści względem mężczyzny.
Dosłownie dwa dni później Mayel wziął udział w proteście na rzecz zamknięcia Campsfield House, w którym go przetrzymywano. Ośrodek finalnie zamknięto w 2018 roku.
Trzymał tabliczkę "migranci nie są przestępcami". Sam popełnił przestępstwo
Tymczasem w ubiegły piątek Mayel przyznał przed sądem, że dopuścił się gwałtu na 15-latce. Teraz może spędzić w więzieniu nawet dożywocie.
Należący do Partii Konserwatywnej Marco Longhi, który zasiada w komisji specjalnej spraw wewnętrznych przyznał, że ta sprawa budzi wątpliwości zarówno w kwestii prawa Mayeli do zostania w kraju od samego początku, jak i całego procesu prawnego z tym związanego.
Moi wyborcy z pewnością wpadną w szał, gdy dowiedzą się, że został tutaj pod pozorem marnej wymówki, a następnie popełnił tę straszliwą zbrodnię - powiedział polityk w rozmowie z "The Sun".