Aleksander Sławiński| 
aktualizacja 

Kaja Godek skierowana na kwarantannę. Twierdzi, że to nękanie za poglądy

98

Działaczka antyaborcyjna, Kaja Godek została skierowana w zeszłą środę na kwarantannę z powodu kontaktu z osobą zarażoną koronawirusem. Jak twierdzi, jest to element prześladowania jej przez lekarzy za poglądy, a styczności z nikim zainfekowanym nie miała.

Kaja Godek skierowana na kwarantannę. Twierdzi, że to nękanie za poglądy
Kaja Godek twierdzi, że jest prześladowana przez środowisko medyczne (PAP)

Kaja Godek opisała na Facebooku sprawę awantury, która wybuchła 10 czerwca w Szpitalu Praskim w Warszawie. Zgodnie z jej wersją, zgłosiła się do szpitala z powodu problemów z nerkami, gdzie szybko ją rozpoznano i zaczęto "traktować gorzej niż innych pacjentów".

Według Godek sprawa zaczęła się od tego, że spytała ordynator SOR-u, czy sama robi aborcje, które są wykonywane w szpitalu, na co ta miała wezwać policję. Wersja placówki jest dosyć odmienna - Godek miała nie mieć na sobie maseczki i nie zgadzać się na jej założenie. To miało być powodem wezwania funkcjonariuszy, którzy jednak nie wystawili jej mandatu, a jedynie nakazali zakryć twarz.

Następnie aktywistka miała zostać położona na sali z innymi chorymi, gdzie spędziła noc. Po dwóch dniach zadzwonił do niej przedstawiciel sanepidu, który oznajmił jej, że u jednego z pacjentów stwierdzono koronawirusa, wobec czego Godek będzie musiała udać się na kwarantannę.

Czytaj także:

Choć to, że na sali była obecna osoba zakażona COVID-19 potwierdziła w rozmowie z "Wprost" ordynator oddziału ratunkowego, Elżbieta Nazarewska (ta sama, która kłóciła się z Godek), to działaczka twierdzi, że jest to element nękania jej przez środowiska proaborcyjne.


Sprawa jest prosta: trafisz nagle do szpitala, rozpozna Cię lekarz o poglądach proaborcyjnych - poświadczy w dokumencie, że miałeś kontakt z covid - nawet jeśli to bzdura - i państwo zatrudnia swoje służby do ścigania Cię i zamknięcia w kwarantannę - napisała Godek na Facebooku.

Szpital odmówił udzielenia informacji o tym, czy inne osoby obecne na sali również zostały skierowane na kwarantannę, twierdząc, że nie jest uprawniony do informowania o tym osób postronnych.

Mimo to, zdaniem Kai Godek, sytuacja jest jasna i chodzi o jej szykanowanie. Skarżyła się na to, że wraz z nią zostanie zamknięta dwójka jej dzieci (w tym niepełnosprawny syn), a szpital uczynił tak ponieważ jest miejscem podającym pigułki wczesnoporonne, zgodnie z "polityką zarządzoną przez prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego".

Kobieta postanowiła odwołać się od decyzji Inspektoratu Epidemologiczno-Sanitarnego, zaprzeczając temu, że mogła mieć kontakt z kimś zarażonym. W liście wysłanym przez nią do sanepidu czytamy:

Oświadczam, że zostałam rozpoznana m.in. przez ordynator oddziału, panią Elżbietę Nazarewską oraz innego pracownika SOR, którzy zaczęli mi robić nieprzyjemne uwagi ze względu na działalność publiczną (przeciw aborcji i LGBT). Prawdopodobnie wpisano do sprawozdania, że miałam kontakt z innym chorym, żeby zrobić mi na złość poprzez nałożenie na mnie kwarantanny - napisała Godek.

Władze Szpitala Praskiego jeszcze nie odniosły się do zarzutów aktywistki, podobnie przedstawiciele sanepidu. Nie wiadomo również jak Godek spędza kwarantannę i czy na pewno jej przestrzega, gdyż, jak napisała, przebywa teraz "w miejscu nieustalonym".

Zobacz także: Kaja Godek narzędziem PiS? Scheuring-Wielgus: zawsze była wykorzystywana przez Kaczyńskiego

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić