"Nazywam się Jan. Pół roku temu zaginęła moja żona, Beata. Byliśmy w separacji, w trakcie trudnego rozwodu" — czytamy w opisie zbiórki, która pojawiła się niedawno w sieci. Mąż zaginionej Beaty Klimek przekonuje, że bezpodstawnie oskarżono go o "czyny, których nie popełnił" oraz o znęcanie się nad dziećmi, z którymi nie ma kontaktu od 7 października ubiegłego roku.
Przypomnijmy: to właśnie wtedy zaginęła Beata Klimek. Feralnego dnia, po odprowadzeniu dzieci na szkolny autobus, nie dotarła do pracy, a jej telefon nagle przestał odpowiadać. Niestety, wciąż nie ma przełomu ws. poszukiwań kobiety.
Jan K., mąż zaginionej Beaty Klimek, usłyszał zarzut w sprawie znęcania się (psychicznego i fizycznego) nad trójką adoptowanych dzieci. Zwolniono go z aresztu po wpłaceniu 20 tys. zł kaucji. Mimo to mężczyzna postanowił założyć publiczną zbiórkę pieniędzy na pomoc prawną, która ma mu pomóc w odzyskaniu dzieci.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zmowa milczenia we wsi gdzie mieszkam doprowadziła do tego, że znalazłem się w bardzo trudnej sytuacji. Aby móc skutecznie bronić się w sądzie, potrzebuję profesjonalnej pomocy prawnej, na którą niestety nie jestem w stanie samodzielnie sobie pozwolić — wyjaśnił K. w opisie zbiórki.
Jego decyzja wzbudziła spore kontrowersje. Co prawda na koncie zbiórki jest już 4,5 tys. zł, można jednak zaobserwować, że wiele osób wpłaca symboliczne kwoty tylko po to, by zostawić złowrogie komentarze. "Znajdziemy ci żonę. Kwestia czasu" — czytamy w jednym z nich.
Jan K. założył zbiórkę. Teraz tłumaczy
Gdy Jan K. usłyszał zarzut znęcania się nad dziećmi, nie przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia. Mężczyzna utrzymuje też, że nie ma nic wspólnego z zaginięciem żony.
W rozmowie z "Faktem" K. wyjaśnił, że zbiórka jest jego jedyną szansą na uzyskanie profesjonalnej pomocy prawnej.
Założyłem tę zbiórkę, bo nie miałem wyboru. Po zaginięciu żony, wylał się na mnie hejt, ludzie grożą mi, że przyjdą i spalą mi dom. Ja nie wiem, na ile te pogróżki są poważne, dlatego wszystko przekazuję policji. Zbieram pieniądze tylko na adwokata, który pomoże mi oczyścić się z zarzutów i odzyskać dzieci. Nie zbieram pieniędzy na życie, bo mam dwie ręce i dam sobie radę. Ale nie stać mnie na pomoc prawną — powiedział "Faktowi" Jan K.
Przyznał też, że komentarze internautów są dla niego bolesne, ale — jak podkreślił — nie zmusza nikogo do wpłacania pieniędzy i nie zamierza rezygnować z walki o dzieci.
[...] Widzę, że wiele osób wpłaca tylko złotówkę, żeby zostawić swój komentarz i mi dogryźć. To świadczy o kulturze tych osób. Ja nie usłyszałem żadnych zarzutów w sprawie zaginięcia żony, a ludzie wydali już na mnie wyrok. Nie powiem, że te komentarze mnie nie ruszają. Nie czytam wszystkich, ale niektóre są naprawdę przykre. Ludzie nie myślą samodzielnie, tylko zachowują się jak stado baranów [...] — skwitował rozmówca "Faktu".
Źródło: Fakt.pl, Pomagam.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.