Agnieszka Potoczny-Łagowska| 
aktualizacja 

Na ulicach Krakowa wrze. Rewolucja od 1 lipca. "Nie uda się"

783

Od 1 lipca w Krakowie nie będzie można sprzedawać w nocy alkoholu. Na ulicach wrze, bo zakaz mocno podzielił mieszkańców. - To się nie uda. Efekt będzie odwrotny od zamierzonego - mówią w rozmowie z o2.pl Wiktoria i Yana, młode mieszkanki dawnej stolicy Polski.

Na ulicach Krakowa wrze. Rewolucja od 1 lipca. "Nie uda się"
- Efekt będzie odwrotny od zamierzonego - mówią w rozmowie z o2.pl o nocnej prohibicji w Krakowie mieszkające w tym mieście Wiktoria i Yana (Getty Images, o2.pl)

To będzie prawdziwa rewolucja dla turystycznego miasta, jakim jest Kraków. Zgodnie z przegłosowaną uchwałą już od 1 lipca br. pomiędzy północą a godziną 5:30 rano nie kupimy w stolicy Małopolski "napojów alkoholowych, przeznaczonych do spożycia poza miejscem sprzedaży".

Zakaz będzie dotyczył sklepów i stacji benzynowych. Szacuje się, że to aż blisko 300 obiektów na terenie Krakowa. Prohibicja nie obejmie restauracji i barów. W tych punktach wszystko zostanie po staremu.

Nocna prohibicja w Krakowie. "To się nie uda"

W piątek 19 maja portal o2.pl porozmawiał w sumie z kilkudziesięcioma mieszkańcami Krakowa oraz turystami. Przeciwni prohibicji są głównie ludzie młodzi. - Chcemy się bawić. Kiedy, jak nie teraz. W końcu ustała pandemia koronawirusa, znieśli kuriozalne zakazy. Można się normalnie spotkać nocą na "piwko pod chmurką". Po co tak utrudniać? - mówi o2.pl oburzony pan Karol, student prawa.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Rząd chce, żeby Polacy mniej pili. Palikot: jak będą chcieli, to kupią

Podobnego zdania są koleżanki Wiktoria i Yana z Krakowa. - Żyjemy w stolicy Małopolski, więc to chyba normalne, że dominuje tu ruch i gwar. Krakowianom w sędziwym wieku, którzy od lat mają mieszkania na Starym Mieście, nie powinno to przeszkadzać. Też kiedyś przecież byli młodzi. Już nie pamiętają? - mówią nastolatki.

Dziewczyny mają też pewne przypuszczenia. - Ta prohibicja się nie uda. Efekt będzie odwrotny od zamierzonego. Ludzie rzucą się na alkohol jak na papier toaletowy na początku pandemii. Zawsze tak się dzieje, gdy się wprowadza zakazy. My akurat nie pijemy. Jednak pomyślmy o tych, którzy długo i do późna pracują. Mogą nie zdążyć kupić alkoholu na imprezę - dodają Wiktoria i Yana.

- Wielka szkoda. Zawsze, jak latem przyjeżdżam do Krakowa, spotykam się ze znajomymi ze studiów. Nie stać nas na bary i restauracje, które słono kasują za wypity alkohol. Do tej pory kupowaliśmy napoje z procentami w zwyczajnym monopolowym. Potem szliśmy nad Wisłę na kocyk lub do mieszkania przyjaciela - mówi pan Adam, 35-latek z Wrocławia.

Pani Kinga, 18-latka, chciałaby, żeby prohibicja nie dotyczyła weekendów. - To przecież tylko dwa dni w tygodniu. Może udałoby się jakoś dogadać, by wilk był syty i owca cała - mówi.

Nocna prohibicja w Krakowie. "Całe szczęście. Myślałam, że nie dożyję tych zmian"

Z kolei pani Alicja, która od 40 lat mieszka na Starym Mieście w Krakowie, ma zupełnie inne zdanie w kwestii nocnej prohibicji.

Całe szczęście. Myślałam, że już nie dożyję tych zmian. Cieszę się z zakazu sprzedaży alkoholu. Powinni nim też objąć puby, bary i knajpy. Wieczny huk, krzyk, bójki. Nocą nie idzie otworzyć okna. Ba! Nawet przy zamkniętym słychać - skarży się 70-latka. - Mogli od 22:00 wprowadzić do 6:00, tak jak obowiązuje cisza nocna - dodaje seniorka.

- Idealny ruch radnych. Dziękuję. Popieram. Również mieszkam niedaleko rynku, gdzie aż roi się od monopolowych - mówi 45-letni mężczyzna, który - ze względu na charakter wykonywanej pracy - prosi nas o anonimowość.

Równie dobrze można kupić alkohol do godziny 21:00, do kiedy są czynne zwykłe sklepy spożywcze. Przecież, jak ktoś organizuje imprezę, to nie robi tego nagle o 23:00, tylko planuje z wyprzedzeniem - podkreśla krakowianin.

Pani Jadwiga, 59-latka, zwraca uwagę na jeszcze jedno. - Nie wspomnę o widoku, jaki można tu zastać rano. Aż słabo się robi. Wymiociny leżące na chodnikach i widoczne ślady po oddanym moczu. Mamy dość, nie chcemy tak żyć - przekonuje.

Sprzedawcy sklepów monopolowych w Krakowie załamani: "Będą zwolnienia"

Portal o2.pl wybrał się też do właścicieli oraz pracowników sklepów monopolowych na terenie Krakowa. Niestety, żaden z naszych rozmówców nie zgodził się na ujawnienie swego wizerunku. Większość z nich tłumaczyła to obawami dotyczącymi utraty pracy lub stałych klientów.

Kto kiedykolwiek pracował w sklepie z alkoholem, wie, że szczyt sprzedaży przypada na godzinę 1:00 lub 2:00 w nocy. To właśnie wtedy aż roi się od klientów. Idą dla nas ciężkie czasy. To nie tylko znacznie mniejszy zarobek, ale i obawa przed utratą pracy - mówi pani Anna, sprzedawczyni.

Inny właściciel sklepu z alkoholami, który czynny jest 24 godziny na dobę, stwierdza: "może jeszcze wojewoda uchyli tę uchwałę. No nie podoba mi się to. Obroty spadną i to znacznie".

- W czym my jesteśmy gorsi od pubów i restauracji? Jak obejmować takimi zakazami, to wszystkich, a nie tak wybiórczo. Równi i równiejsi - mówi rozgoryczony.

Już myślę, kogo będę musiała zwolnić. Niestety, ale tego nie uniknę - wyjaśnia kolejna właścicielka monopolowego.

Ekspert tłumaczy: "To nie jest towar pierwszej potrzeby"

W całym tym zamieszaniu nie należy zapominać o jednym - szkodliwości alkoholu. Uwagę na to zwrócił niedawno w rozmowie z Wirtualną Polską Robert Rutkowski, psychoterapeuta i specjalista ds. uzależnień.

Najważniejsze: alkohol nie jest produktem spożywczym. Jeśli chcemy go dystrybuować, nie powinno być ściany alkoholu w sklepach. Niech będzie sprzedawany, ale jak papierosy czy pisma dla dorosłych - powiedział Rutkowski.

- Na alkoholowych produktach muszą pojawić się napisy o rakotwórczości i szkodliwości. Ponadto musi nastąpić ucywilizowanie jego dystrybucji. Nie może być dostępny 24 godziny - to nie jest towar pierwszej potrzeby - dodał na łamach WP.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić