Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 
aktualizacja 

Nowe zagrożenie na Morzu Czarnym. Turcy i Rumuni już z tym walczą

Na Morzu Czarnym pojawiło się nowe zagrożenie, "odprysk" wojny toczącej się w Ukrainie. Chodzi o pojawiające się miny. Żołnierze stawiają je u wybrzeży Ukrainy, a prądy morskie znoszą je w stronę innych krajów. Tego rodzaju zagrożenie zasygnalizowały dwa kraje regionu.

Nowe zagrożenie na Morzu Czarnym. Turcy i Rumuni już z tym walczą
Na Morzu Czarnym pojawiło się duże zagrożenie - miny morskie (Aimur Kytt)

Problem z rosyjskimi minami mają Turcy i Rumuni. Pierwsi poinformowali, że to kolejny taki przypadek i mina została zneutralizowana przez tureckie siły zajmujące się obroną podwodną. Turcy pokazali też nagranie z neutralizacji miny.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Turecki minister obrony Hulusi Akar podał też miejsce odkrycia miny. Zlokalizowano ją w poniedziałek u wybrzeży prowincji Kirklareli w pobliżu miasta Igneada. Minister Akar dodał również, że o znalezieniu miny poinformowano Ukrainę i Rosję.

Na minę natknęli się także w poniedziałek rybacy z Rumunii. Została zneutralizowana przez Marynarkę Wojenną. Jak duże znaczenie ma tego rodzaju uzbrojenie na współczesnym polu walki morskiej?

Każda mina, bez względu na to czy zakotwiczona w miejscu jej postawienia, czy taka, która się zerwała, stanowi duże zagrożenie dla żeglugi morskiej. O ile te zakotwiczone na polach minowych można ominąć, gdy się zna lokalizacje pola minowego, to te zerwane mogą pojawić się w każdym miejscu niesione przez prąd morski. Napotkanie przez statek lub okręty takiej miny, uderzenie w nią, może spowodować zatoniecie jednostki lub jej ciężkie uszkodzenie - mówi o2.pl publicysta morski Wojciech Budziłło.

W jego ocenie, niemal na pewno mamy do czynienia z miną ukraińską. Argumentuje to w ten sposób, że miny morskie używane są przez państwa, które się bronią. Tak, jak przed agresją rosyjską broni się Ukraina. Jak dodaje, nie można jednak wykluczyć, że Rosjanie postawili jakichś swoich pól minowych koło portów na okupowanym Krymie, choć prawdopodobieństwo, że jakiś ukraiński okręt chciałby w tej okolicy manewrować jest bardzo, bardzo niewielkie. Ocenia, że Ukraińcy nie mają ani jednostek, ani powodów by pod te porty podchodzić.

Komandor rezerwy Mirosław Ogrodniczuk wyraża opinię, że z ocenami należy zachować ostrożność. Jak mówi o2.pl, w przekazywanych oficjalnie informacjach walczących stron jest wiele nieścisłości. Pewne jest, jak przekonuje, że Ukraińcy postawili bliżej nieokreśloną liczbę min kotwicznych.

Rosjanie twierdzili, że broniąca się Ukraina ustawiła ok. 700 min. Jednak komandor Ogrodniczuk przekonuje, że Ukraińcy mogli nie mieć sił i środków na tak szeroko zakrojone działania. Rzeczywista liczba to, jak mówi, raczej kilkanaście do kilkudziesięciu min. Dodaje także, że używanie tego rodzaju broni jest ściśle obwarowane przepisami prawa międzynarodowego. Co nie przeszkadza, jak twierdzi, w nagminnym łamaniu go przez ostatnie kilkadziesiąt lat.

Niepewność dotycząca min mogła być przyczyną braku zdecydowania co do desantu morskiego na Odessę. Na Rosjan zniechęcająco mogło zadziałać doświadczenie z trafieniem ich okrętu patrolowego z brzegu i dlatego nie puścili swoich sił obrony przeciwminowej. Okręty przeciwminowe prowadzą wolne, niemal statyczne działania. Bez osłony powietrznej są bezbronne i stanowią łatwy łup dla sił przeciwnika - mówi o2.pl komandor.

Co z Bałtykiem?

Należy pamiętać, że w razie potencjalnego konfliktu NATO z Rosją, problemy tego rodzaju może mieć także Polska. Przywołany wyżej Wojciech Budziłło przekonuje, że w razie takiego konfliktu, Rosjanie mogliby stawiać pola minowe zarówno defensywne, broniące dostępu do ich portów, jak i ofensywne - mające zablokować wejścia do polskich portów czy na polskich szlakach żeglugowych.

Jest jednak pewne światełko w tunelu. O ile polska Marynarka Wojenna stanowi w zasadzie jeden wielki, pływający skansen, o tyle jeśli chodzi o jednostki przeciwminowe i trałowce nie mamy się czego wstydzić. Budziłło z uznaniem mówi o tym rodzaju polskich jednostek.

Marynarka Wojenna RP posiada jedne z najliczniejszych i najlepiej wyposażonych sil przeciwminowych na świecie. Dysponuje dwoma klasami okrętów przeciwminowych – trałowcami typu 207 i niszczycielami min typu Kormoran. Dzięki systemom rozpoznania i wykrywania zagrożeń pod wodą, jak sonary, oraz przewożonym na pokładach pojazdom bezzałogowym, można sprawnie i szybko unicestwić zagrożenie detonując minę - mówi o2.pl.

Choć wydaje się, że miny mogą być orężem archaicznym, to jest to przekonanie zgubne. Wojciech Budziłło przekonuje, że skuteczność takiego sprzętu nadal może być duża, ale to zależy od tego jakie miny się stosuje, jak również jakie doświadczenie w walce z minami ma druga strona.

Miny kotwiczne bardzo łatwo wybrać, jeśli się ma odpowiedni sprzęt, czyli trałowce. Gorzej za to jest z minami inteligentnymi, które kładzie się na dnie morskim. Taka mina ma wgrany w swój system rozpoznania dźwięk wydawany przez śruby przepływającego okrętu. Może zatem "przepuścić" nad sobą wiele jednostek i eksplodować dopiero, gdy rozpozna charakterystykę konkretnej jednostki, którą przeciwnik będzie chciał zniszczyć. Może to być okręt podwodny, fregata albo gazowiec bądź tankowiec. Wszystko zależy od tego, co bardziej będzie się opłacało na danym szlaku "ustrzelić" i zniszczyć. Do niszczenia takich min trzeba posiadać okręty wyposażone w sonary i pojazdy bezzałogowe - podsumowuje ekspert.

Ale do wykrywania i neutralizacji min można używać i innych środków, także powietrznych. Nie trzeba robić tego tylko przy pomocy okrętów wojennych. Choć jest to sposób najbardziej ekonomiczny. Opowiada o tym dziennikarz "Nowej Techniki Wojskowej", Dawid Kamizela. Niektóre z pomysłów zaś są naprawdę nieoczywiste i łączą dwa rodzaj sił zbrojnych: lotnictwo i marynarkę wojenną.

Da się jak najbardziej wykrywać miny z pomocą statków powietrznych, choć raczej śmigłowców niż samolotów. Amerykanie np. do walki z tym zagrożeniem używają np. laserów. Z tym, że do zwalczania min kotwicznych, nie przydennych. Ale mają jeszcze ciekawsze rozwiązanie: dwa dywizjony śmigłowców CH-53 Sea Stallion, które używają trałów i oczyszczają wyznaczony akwen po prostu latając nad nim i ciągnąc trał za sobą - mówi Kamizela.
Zobacz także: Czy Polska jest w stanie odeprzeć atak Rosji? "Taki scenariusz byłby dla nas niekorzystny"
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić