Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 
aktualizacja 

Obawiają się Rosji. Zdecydowany ruch Kazachstanu. "Po przyjaźni nie ma śladu"

Władze Kazachstanu postanowiły w bezprecedensowy sposób zwiększyć wydatki na obronność. Chcą też zacieśnienia relacji z Zachodem. Powód? Drapieżna polityka Rosji. – Po dawnej przyjaźni tych krajów nie ma już śladu – mówi w rozmowie z o2.pl niezależna rosyjska politolożka Galija Ibragimowa.

Obawiają się Rosji. Zdecydowany ruch Kazachstanu. "Po przyjaźni nie ma śladu"
Prezydent Kazachstanu Kassym-Żomart Tokajew (Getty Images, Anadolu Agency)

Stosunki między Kazachstanem a Rosją są dziś skomplikowane. Kazachstan wobec wojny w Ukrainie zachował neutralność. Zdecydował się jednak egzekwować sankcje międzynarodowe wobec Rosji i zadeklarował, że zwiększy dostawy ropy naftowej do Europy.

Relacje są stabilne, ale tylko na zewnątrz. Elity polityczne utrzymują iluzję, że oba państwa są strategicznymi sojusznikami, jednak wypowiedzi prezydenta Kazachstanu Kasyma-Żomarta Tokajewa na Forum Ekonomicznym w Petersburgu o niechęci do uznania niepodległości Doniecka i Ługańska dowodzą, że po dawnej przyjaźni nie ma już śladu - mówi o2.pl Galija Ibragimowa, niezależna rosyjska politolożka i badaczka przestrzeni postsowieckiej.

Dodaje, że więzi między Moskwą a Nur-Sułtanem pękły, kiedy kazachskie władze nie zdecydowały się rozpędzać protestów antywojennych w kraju. Rozzłościło to Rosję i Putina - tym bardziej że w trakcie "Krwawego Stycznia" rosyjski prezydent pomógł utrzymać się Tokajewowi przy władzy. To właśnie w styczniu w Kazachstanie wybuchły protesty w związku ze wzrostem cen gazu LPG. W trakcie kilkudniowych starć zginęło 227 osób, a ok. 10 tys. zostało aresztowanych.

"Próbuje dystansować się od Moskwy"

Kazachski prezydent nie uznał tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej, co nie spodobało się Kremlowi, ale wzmocniło notowania Tokajewa w ojczyźnie. Wzbudziło też uznanie społeczności międzynarodowej, która dotąd traktowała go jak marionetkę Władimira Putina. Ruch Tokajewa implikuje też jednak kłopoty - Kazachstan musi teraz szukać nowych sprzymierzeńców na Zachodzie.

Musi też zwiększać wydatki na obronność. Jak podał "The Wall Street Journal", Kazachstan przeznaczy na ten cel 918 milionów dolarów, co stanowi prawie półtorakrotny wzrost w porównaniu do ubiegłego roku. Rosyjskiej inwazji jednak, jak przekonuje rozmówczyni o2.pl, kraj Tokajewa nie musi się w tej chwili obawiać.

Nie sądzę, by Rosja miała dziś potencjał, żeby otwierać kolejny front, nie wierzę w rosyjską inwazję. Tokajew o tym wie, i dlatego próbuje dystansować się od Moskwy. Kazachstan zawsze umiejętnie balansował między Zachodem, Rosją a Chinami i uważam, że będzie to robił nadal, budując poprawne relacje ze wszystkimi. Stąd zwiększenie budżetu obronnego, poszukiwanie nowych sojuszników, a także umowy z Turcją o rozpoczęciu wspólnej produkcji dronów Bayraktar - mówi Ibragimowa.

I podsumowuje, że w ten sposób Kazachstan daje Rosji do zrozumienia, że w razie ewentualnego konfliktu nie pozostanie na polu bitwy sam. To odpowiedź na wojowniczą retorykę Moskwy. Rosja uważa bowiem, że północne tereny Kazachstanu, zaludnione przez dużą mniejszość rosyjską, to terytorium sporne czy wręcz "etnicznie" rosyjskie.

Między innymi dlatego w 1994 r. ówczesny prezydent kraju Nursułtan Nazarbajew podjął decyzję o przeniesieniu stolicy Kazachstanu z Ałmaty do Akmoły. Tę przemianowano później na Astanę, a od 2019 r. miasto stołeczne nosi jego imię - Nur-Sułtan. Celem było także większe zrównoważenie składu etnicznego północy kraju i przyciągnięcie na te tereny większej liczby etnicznych Kazachów.

Ukraina, Chiny, wielka polityka

Czy należy oczekiwać jeszcze większego zbliżenia Kazachstanu do Europy? Ekspert ds. obszaru postsowieckiego dr Michał Sadłowski z Uniwersytetu Warszawskiego tonuje nastroje. W rozmowie z o2.pl mówi, że Kazachstan czeka bardziej ewolucja niż rewolucja. Także w samym kraju nastroje są podzielone.

Dużo zależeć będzie od wyniku wojny w Ukrainie. Cały obszar poradziecki pilnie śledzi toczącą się wojnę, ale także to, co się dzieje na Dalekim Wschodzie na odcinku Chin i Tajwanu. Jak mówi znający region dr Sadłowski, nawet w związanej z Rosją z powodów geopolitycznych Armenii wyczuwa się napięcie.

Co do sytuacji w Kazachstanie - nastroje antyrosyjskie w tamtejszym społeczeństwie uległy zwiększeniu w związku ze styczniową misją OUBZ w Kazachstanie, a następnie za sprawą wojny w Ukrainie. Ale to nie są proste relacje i stosunki, a owa antyrosyjskość jest różna - mówi dr Sadłowski.

Część społeczeństwa uważa, że z Rosją można i trzeba się trzymać blisko (choć w formie oddzielnych państw), bo z perspektywy państwowotwórczej Kazachowie wiele zawdzięczają ZSRR i ogólnie działaniom rosyjskim. A Zachód jest bardzo daleko. Ale już politykę Władimira Putina uważają często, jak mówi dr Sadłowski, za szaleńczą i niebezpieczną. Na tym tle występuje silny strach elity Kazachstanu przed tzw. sankcjami wtórnymi.

Inna część, na przykład tzw. nacjonaliści, mają ostrzejsze zdanie: uważają teraz Rosję i szeroko pojmowaną "rosyjskość" za zagrożenie. Nie pomaga w tym Kreml i jego narracja imperialistyczna pt. "jeśli pójdziecie kursem zachodnim, to zrobimy z wami porządek i północny Kazachstan zabierzemy". Niebezpodstawnie. Niedawno nawet jeden z bardziej znanych dziennikarzy rosyjskich Aleksiej Wieniediktow przekonywał, że Kazachowie mają prawo obawiać się Rosji, ponieważ w Moskwie rządzą imperialiści.

Rosja potrzebowała spokoju

Z drugiej jednak strony w styczniu do Kazachstanu przybyli żołnierze rosyjscy. Pomagali stłumić zamieszki, jednak zdaniem dr. Sadłowskiego grubo pomyliłby się ten, kto uznałby prezydenta Kasyma-Żomarta Tokajewa za kremlowskiego "agenta". Mimo że na początku stycznia utrzymał się przy władzy dzięki pomocy Rosjan.

Kreml na początku 2022 r. szykował się do wejścia do Ukrainy i w wewnętrznej rozgrywce kazachskiej poparł tego, kto rokował najlepsze szanse na utrzymanie porządku. Był nim właśnie Tokajew, bo ostatnie lata Nazarbajewa przy władzy to bardziej PR i korupcja niż realne, skuteczne rządy. A idący prostą drogą do wojny z Ukrainą Rosjanie potrzebowali spokoju w Azji. I ich interwencji zawdzięcza utrzymanie władzy Tokajew - mówi dr Sadłowski.

"Z Kazachstanem też zrobiliby porządek"

Mimo to, jak mówi, w Armenii na przykład Tokajew uchodzi za politycznego pragmatyka, prowadzącego wobec Rosji asertywną politykę. A to nie jest łatwe przy liczącej 7,5 tys. km granicy między obydwoma państwami i przy dużej rosyjskiej mniejszości w Kazachstanie. Czy wreszcie przy silnym nasyceniu kraju przez rosyjską agenturę.

Gdyby Rosja wygrała wojnę w Ukrainie, to z Kazachstanem pewnie też chcieliby zrobić "porządek". Pytanie tylko, czy rosyjscy politycy nie wspierają teraz przeciwników Tokajewa, czyli ludzi z klanu Nazarbajewa. To właśnie najprawdopodobniej oni w styczniu, wykorzystując kryzys energetyczny, uderzali w obecnego prezydenta - mówi dr Sadłowski.

Na koniec akcentuje jeszcze dwie kwestie. Po pierwsze: niewiadomą byłaby w razie ewentualnego konfliktu rola Chin i ten czynnik elity kazachskie powinny w relacjach z Rosją umiejętnie rozgrywać. Po drugie: ważne są nastroje społeczne wśród Kazachów.

Wojna w Ukrainie na razie mrozi skutecznie wszelkie zmiany. Jeśli społeczeństwo jest zmęczone wydarzeniami z początku roku – a przecież w Kazachstanie polała się wtedy krew – i Tokajew kontroluje sytuację wewnętrzną, to przy osłabionej Rosji, potrzebującej raczej spokoju w Azji Centralnej, czyli status quo, nic się nie wydarzy. Póki co, bo taki stan zawieszenia nie będzie trwał wiecznie. Zatem na razie bardziej mówimy o ewolucji niż rewolucji - konkluduje Sadłowski.
Zobacz także: Zamieszki w Kazachstanie. Powodem podwyżki cen gazu
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić