Podwyżki w Sejmie. Posłowi jest mało? "To są szczyty"
W ostatnim wydaniu Śniadanie w Polsat News poseł prawicy Kamil Bortniczuk zabrał głos w sprawie ostatnich podwyżek dla posłów. Projekt nowelizacji pensji dla osób pełniących ważne funkcje nie wzbudził ogólnego poparcia.
Przegłosowanie projektu podwyżek dla osób pełniących ważne funkcje w kraju nie obeszło się bez echa. Spontaniczne posiedzenie Sejmu przyniosło politykom podwyżki o nawet kilkanaście tysięcy złotych. Przewidziana została również pensja dla pierwszej damy.
Co o podwyżkach myślą sami zainteresowani? Jak się okazuje, nie są tak szczęśliwi, jak mogłyby wskazywać kwoty. Kamil Bortniczuk w programie "Śniadanie w Polsat News" dał do zrozumienia, że dodatkowych 4,5 tysięcy złotych jego budżet domowy za bardzo nie odczuje.
Prowadzą agroturystykę na Pomorzu. "Wykonujemy wszystkie prace"
Ja mam czworo dzieci i żonę, która sprawuje osobistą opiekę nad najmłodszym z nich w związku z czym nie pobiera żadnych świadczeń ani w miejscu zatrudnienia, ani ze strony państwa, więc o nadwyżkach trudno będzie mówić. Pomysł na to jak wydatkować dodatkowe środki na pewno się znajdzie - powiedział Bortniczuk.
Wypowiedź posła skomentował m.in. warszawski prawnik Marek Szolc.
Poseł K. Bortniczuk wsławił się wieloma bezczelnymi wypowiedziami. Ale tekst z dziś w "Śniadanie w Polsat News", że ma żonę, czwórkę dzieci i podwyżki o 4500 miesięcznie nie poczuje, to są szczyty. Dostajesz 8400 na rękę, 4x500+ i Ci się budżet nie spina? Nie będę przeliczać na ośmiorniczki - napisał Szolc na Twitterze.
Poseł broni podwyżek w Sejmie. Podkreśla, że życie w Warszawie nie należy do nich.
Wiceministrowie, którzy mają pod sobą budżety często rzędu miliardów złotch, zarabiają 5,5 tys. złotych "na rękę", musząc jeszcze utrzymać się w Warszawie - oznjmił w Polsat News.