Polka mówi o paraliżu w Hiszpanii. "Nic nie działa, ludzie zaczynają robić zapasy wody"
W Hiszpanii i Portugalii doszło do gigantycznej awarii prądu. Martyna Janas, która mieszka w Kadyksie w Andaluzji mówi w rozmowie z o2.pl, że wśród mieszkańców panuje chaos. - Ludzie przychodzili kupować power banki. [...] Niektórzy robią się coraz bardziej nerwowi - tłumaczy Polka, która od lat przebywa w Hiszpanii.
Do ogromnej awarii sieci elektrycznej doszło na Półwyspie Iberyjskim po godzinie 12:00. Skutki ogromnej usterki natychmiast dotknęły mieszkańców Hiszpanii i Portugalii. W wielu miastach wysiadł prąd i zaczęła się panika.
Byłam w sklepie z telefonami, kiedy po 12:30 nagle zgasło światło. Właściciele oraz pracownicy lokali mówili między sobą, że nie ma prądu na całej ulicy. Za chwilę przyszła wiadomość, że awaria dotyczy całej Hiszpanii i Portugalii. Czekałam jeszcze dosyć długo w sklepie, bo bez prądu nie mogłam zapłacić. Ludzie przychodzili kupować power banki albo prosili o udostępnienie hot spota - mówi w rozmowie z o2.pl Martyna Janas.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Powódź błyskawiczna. Mieszkańcy Walencji pokazali nam swoje nagrania
Polka mieszka w Kadyksie w Andaluzji. Ponad stutysięczne miasto odczuło skutki wyłączenia prądu. Stanęły wszystkie biura i zakłady pracy. Ludzie przedwcześnie ruszyli do domów, chociaż nie mogli korzystać m.in. z pełnych zasobów komunikacji miejskiej.
Jeśli ktoś ma kartę SIM hiszpańskiego operatora, to ani internetu, ani połączeń. Ja mam o tyle dobrą sytuację, że dzięki polskiej karcie mam kontakt ze światem. W telefonie zostało mi już jednak tylko 28 proc. Koleżanka utknęła w pociągu w drodze do Sewilli. Inna wyszła od fryzjera z niedokończonym cięciem. Reszta mówi, że poczekali chwilę i o 14:00 puścili ich z pracy do domu - tłumaczy mieszkanka Hiszpanii.
Okazuje się, że Hiszpanie szybko wpadli w panikę. Osoby, które dysponowały gotówką, zaczęły robić zapasy. Na pierwszy ogień poszła woda pitna.
Nic nie działa, tylko małe sklepiki pozwalają płacić gotówką, ludzie zaczynają robić zapasy wody. Musiałam odwołać wszystkie moje plany. Do siłowni wchodzi się, odbijając kartę elektroniczną, do pracy online potrzebuję prądu i internetu, kosmetyczka mnie nie obsłuży, optyk też nie - wyjaśnia Martyna Janas. Kobieta wskazuje, że paraliż dotyczy sektora usług, handlu i życia codziennego.
Według Polki mieszkającej w Hiszpanii, na ulicach czuć już nerwową atmosferę. Część osób jednak stara się przekuć całą sytuację w żart.
Nie wiemy, co się dzieje i z czasem niektórzy robią się coraz bardziej nerwowi. Niektórzy nie tracą jednak poczucia humoru. Słyszałam już: "Jeśli ma być koniec świata to cieszę się, że umrę na plaży" - mówi kobieta w rozmowie z o2.pl.
Czytaj także: Przyczyna śmierci Gene'a Hackmana. Jest potwierdzenie
Mimo upływu godzin, Hiszpanie nadal czekają na rozwój sytuacji. Martyna Janas tłumaczy, że ruch na ulicach widziała jeszcze o 13:00, bo ludzie pozbawieni łączności pytali się wzajemnie o powód braku prądu.
Mój chłopak był akurat na siłowni i tam ludzie mówili między sobą, że coś się dzieje. W hostelu przyjaciela dziewczyny sprzątają albo czytają książki, inne wyszły na spacer. Po prostu czekamy - tłumaczy Polka.
Hiszpanie i Portugalczycy muszą uzbroić się w cierpliwość, bo zakłady energetyczne sukcesywnie włączają prąd na całym Półwyspie Iberyjskim, a to wymaga czasu. Niektóre regiony będą na nowo uzbrojone w energię elektryczną ok. 23:00. Awaria to skutek znacznego wahania temperatury. W wielu rejonach Hiszpanii i Portugalii nie działała m.in. komunikacja publiczna, metro, a także sygnalizacje świetlne.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl