Rewolucja w Iranie niemożliwa? Tam "nie chcą być jak Zachód"
- Irańczycy sami zdecydowali, że nie chcą być jak Zachód. Poszli w stronę tradycji. Ale system dalej ewoluuje - tłumaczy iranista, dr Mateusz Kłagisz w rozmowie z o2.pl. Ekspert z Instytutu Orientalistyki UJ wskazuje, że kraj ten nigdy nie był liberalny. Specjalista wyjaśnia też, w jakim kierunku mógłby iść Iran po obaleniu rządów ajatollahów.
Syn ostatniego szacha Iranu książę Reza Pahlavi zaapelował do Irańczyków o obalenie władzy reżimu ajatollahów w Teheranie. Wcześniej odezwę o podobnej treści wystosował premier Izraela Binjamin Netanjahu.
W rozmowie z o2.pl dr Mateusz Kłagisz z Instytutu Orientalistyki UJ tłumaczy, że Zachód nie powinien nastawiać się, że Iran stanie się demokracją liberalną znaną z Europy. Wskazuje jednak, że Ali Chamenei nie musi być jedyną alternatywą dla Irańczyków.
Marcin Lewicki: Czy można wyobrazić sobie Iran bez władzy ajatollaha? Czy nadal byłoby to państwo wyznaniowe?
Dr Mateusz Kłagisz, iranista, Uniwersytet Jagielloński: Proszę wybaczyć, ale nie chcę teoretyzować. Ciężko jest stwierdzić, jak mógłby wyglądać Iran bez obecnego rządu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Poranne pasmo Wirtualnej Polski, wydanie 24.06
To może inaczej. Czy Iran znów mógłby stać się krajem stosunkowo liberalnym społecznie, jak prawie 50 lat temu?
Muszę pana rozczarować. Nie jest do końca prawdą, że w okresie monarchii szacha Mohammada Reza Pahlawiego Iran był liberalny. Zdjęcia, które są przekazywane i powielane, które przedstawiają kobiety w bikini to tylko pozory. Fasada liberalizmu.
Co to znaczy?
To trochę tak, jakbyśmy spojrzeli na społeczeństwo PRL-owskie. Była tam wąska, uprzywilejowana warstwa społeczna. Establishment. Podobnie było w Iranie. Rządy szacha to wyłącznie fasada liberalizmu, która utkwiła nam w świadomości. Teoretycznie te panie, które chodziło po plaży w bikini mogły dokonywać swobodnego wyboru. Jednak była to zaledwie cienka warstwa społeczna. Większość społeczeństwa tego nie akceptowała.
Nie chcieli wolności w stylu zachodnim?
Uważali to za coś obcego, narzuconego, nierodzimego i fałszywego. Irańczycy twierdzili, że nie jest to ich kultura, a narzucona narracja Zachodu. W 1978 roku doszło do zmian, które były paradoksalnie popierane przez konserwatywne społeczeństwo irańskie. Owszem, ograniczono szereg praw kobiet, ale równocześnie doszło do zwiększenia ich potencjału emancypacyjnego pod różnymi względami.
Irańczycy nie są gotowi na rewolucję?
Zacznę od tego, że w Iranie od dłuższego czasu dokonywała się wewnętrzna ewolucja systemu. Większą rolę zaczęło odgrywać wojsko, a zwłaszcza Strażnicy Rewolucji. Iran zmieniał się powoli w dyktaturę wojskową, z fasadową władzą religijną. Od wielu dekad Iran ma poważny problem. Musi bowiem wciąż odpowiadać sobie na pytanie, jaki właściwie chce być. Najpierw była rewolucja konstytucyjna na początku XX w. i reformowanie kraju, który nie był zdolny do rywalizacji z Zachodem. Irańczykom wydawało się wtedy, że jeśli upodobnią się ekonomicznie, politycznie i kulturowo do Zachodu, to rozwiążą swoje problemy. To się nie sprawdziło. Irańczycy sami zdecydowali, że nie chcą być jak Zachód. Poszli w stronę tradycji. Ale system dalej ewoluuje. Nadal szukają sposobu na odbudowanie dawnej wielkości.
Skoro nie Zachód i nie republika islamska, to do czego Iranowi jest najbliżej?
To trochę gdybanie. Moim zdaniem fundamentem nowego systemu jest społeczeństwo obywatelskie. Iran ma ogromny potencjał w tym kierunku. To wyrasta z rdzenia kultury irańskiej, z wieloetnicznego i zróżnicowanego językowo społeczeństwa. Istotą tego społeczeństwa są rozbudowane struktury współpracy i kooperacji na poziomie lokalnym. To społeczeństwo obywatelskie funkcjonuje mimo represji często poprzez lokalne tradycje, organizacje religijne i sieci rodzinne i to zapewnia mu trwałość czy odporność. No i nie zapominajmy, o młodym, wykształconym pokoleniu, które ma inny stosunek do religii, globalizacji i roli państwa. Mimo braku opozycji politycznej, to właśnie młodzi mogą być nośnikiem przyszłych zmian poprzez media społecznościowe, sztukę i oddolne działania społeczne.
Nie ma zagrożenia, że zamiast ajatollaha w Iranie mogłyby rządzić bojówki islamskie, jak było to w innych krajach Bliskiego Wschodu, gdzie doszło do zmiany władzy?
Te bojówki musiałyby się skądś pojawić. Nie szukajmy analogii. Iran to kraj szyicki, bardzo ustrukturyzowany, hierarchiczny. Tego brakuje np. islamowi sunnickiemu. Ja bym się tu obawiał wyłącznie tego, że poszczególne narody i społeczności chciałyby być niezależne. Ale dlatego mówię o społeczeństwie obywatelskim. Ono zawsze stało w kontrze do centrum. W mojej opinii to mogłoby Iranowi służyć. Postawienie na model jakiejś federalizacji kraju. Odwrócenie tego, co jest jeszcze dziełem Reza Szacha, czyli scentralizowanego aparatu z siedzibą w Teheranie. Obawy Zachodu, że mogłyby tam przyjść skrajne bojówki, wynikają z nieznajomości tematu. To jest państwo, które ma za sobą długą, ciekawą i bogatą historię. Nadal wykuwa swoją tożsamość.
Co chciał osiągnąć Binjamin Netanjahu, apelując do Irańczyków o dokonanie rewolucji i obalenie rządu Republiki Islamskiej?
Przede wszystkim uważam, że społeczeństwo irańskie jest krytykiem Republiki Islamskiej, ale nie oznacza to, że w tym momencie się od niej odwróci. Nikt nie może mówić Irańczykom co mają robić, a na pewno nie może być to premier Izraela. Gdy wybuchła wojna irańsko-iracka w 1980 r., na wojnę szli wszyscy. Każdy traktował to jak patriotyczny obowiązek. Dziś, oczywiście, sytuacja i atmosfera są inne. Poza tym, obciążenia gospodarcze, czyli inflacja, sankcje, wysokie bezrobocie, coraz mocniej wpływają na legitymizację systemu. Ewolucja, może i powolna, jest nieunikniona, bo wynika także z presji ekonomicznej.
Działania Izraela mogą przynieść odwrotny skutek?
Nie zdziwiłbym się, gdyby to się ostatecznie tak skończyło, ale to znów gdybanie. Wiem, że wielu Irańczyków też szuka odpowiedzi na takie pytanie. Atak i słowa premiera Izraela mogą doprowadzić do częściowego skonsolidowania społeczeństwa irańskiego. Nie ma idealnego wyjścia z tej sytuacji, ale populistyczne apele Binjamina Netanjahu nie służą społeczeństwu irańskiemu żadną pomocą. Poza tym łatwo jest powiedzieć "obalić rząd". Tylko co dalej?
W Iranie nie ma opozycji i osoby, która może przejąć władzę.
No właśnie, to jeden z sukcesów republiki islamskiej. Ona całkowicie wyzbyła się opozycji. Po ewentualnej rewolucji powstałaby pustka, którą trzeba wypełnić, ale nie jest to pierwsza taka pustka w historii Iranu. Kraje zachodnie myślą, że to, co się u nich sprawdza, będzie działać wszędzie. Jednak oni mają swoje metody zarządzania. To wymaga od nich ewolucji, ale są w stanie poradzić sobie z tym sami. Możemy podpowiadać i sugerować, ale nic nie da uderzanie w Iran ciągłymi sankcjami. Do rewolucji doszło, bo do 1979 roku Amerykanie i kraje zachodniej Europy znacznie wtrącały się w wewnętrzne sprawy Iranu.
Czyli na demokrację liberalną w Iranie nie możemy liczyć?
Nie tędy droga. Tak jak mówię, rewolucje się nie sprawdzają. Wymagana jest ewolucja. Aktualnie bombardujemy jako Zachód Iran, ale to tylko woda na młyn dla argumentów, że Teheran musi się bardzo zbroić. Nie jest to element zmiany systemu. Już w latach 70. Irańczycy uzmysławiali szachowi, że chcą zmian. Ale system był zapatrzony w siebie. Nie słuchał społeczeństwa.
Rządy z tych fotografii były wyłącznie fasadą wolności?
Tam nie było wolności, bo np. nie wolno było krytykować monarchii. Brutalnie zwalczano opozycję. Urzędnicy musieli zapisywać się do jednej, oficjalnej i monarchistycznej partii. Innych, które działałyby legalnie, nie było. Teraz Irańczycy chcą odpowiedzieć sobie na pytanie, co znaczy być "nowoczesnym" z ich punktu widzenia. Część pomysłów jest świecka, laicka. Część mocno wpisana w kontekst religijny. Nie zawsze jednak świeckie pomysły oznaczają wolność, a religijne są destrukcyjne. Musimy o tym pamiętać.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl