Jan Manicki
Jan Manicki| 

Zdecydowany głos mieszkańca Krynek. "Przyjezdnych jest faktycznie mniej. I dobrze"

322

Jacek Słoma praktycznie od urodzenia mieszka tuż przy granicy z Białorusią. W rozmowie z o2.pl zaznacza, że wprowadzenie na tym terenie stanu wyjątkowego było koniecznością. – To, że czasem jesteśmy proszeni o okazanie dowodu osobistego, nie jest żadną torturą – podkreśla.

Zdecydowany głos mieszkańca Krynek. "Przyjezdnych jest faktycznie mniej. I dobrze"
Na polsko-białoruskiej granicy wprowadzono stan wyjątkowy (Getty Images, SOPA Images)

Nieco ponad tydzień temu strefa przy granicy polsko-białoruskiej została objęta przez rząd stanem wyjątkowym. Spowodowało to liczne kontrole i utrudnienia dla mieszkańców ponad 180 miejscowości. Część miejscowych twierdzi jednak, że funkcjonariusze Straży Granicznej starają się nie robić ludziom problemów.

W zeszły weekend widziałem wielu znajomych i kuzyna, którzy normalnie przyjechali tu z rodzinami do swoich rodziców czy dziadków – opowiada o2.pl Jacek Słoma, który mieszka w przygranicznej gminie Krynki praktycznie od urodzenia.

I dodaje, że może swobodnie poruszać się między swoimi polami, tuż przy samej granicy. Nikt bez powodu nie przeszkadza mu w pracy. – To, że czasem jesteśmy proszeni o okazanie dowodu osobistego, nie jest żadną torturą – zaznacza w rozmowie z o2.pl.

Mieszkaniec Krynek o stanie wyjątkowym. "Przyjezdnych jest faktycznie mniej"

Pod koniec sierpnia media obiegły zdjęcia migrantów koczujących na granicy. Pojawiły się doniesienia o tym, że muszą funkcjonować w nieludzkich warunkach. Do strefy przygranicznej przyjechali aktywiści i politycy, którzy apelowali o udzielenie im pomocy.

Szerokim echem odbiła się akcja posła Koalicji Obywatelskiej Franciszka Sterczewskiego, który biegał między strażnikami granicznymi. Usiłował przebić się przez kordon funkcjonariuszy. Chciał przekazać migrantom paczki z jedzeniem i piciem.

Po wprowadzeniu stanu wyjątkowego sytuacja na tych terenach zmieniła się diametralnie. Do strefy przygranicznej nie są wpuszczani politycy czy dziennikarze. Część mieszkańców Krynek z zadowoleniem przyjęła taki obrót spraw.

Aktywistów z warszawskich "kolektywów" i różnej maści przyjezdnych działaczy faktycznie jest mniej. I dobrze – ocenia Jacek Słoma.

Mieszkaniec Krynek podkreśla, że choć wiele w życiu widział, nigdy nie przyszłoby mu do głowy, by próbować nielegalnie przerzucać przez granicę paczki. Zauważa także, że część organizacji pozarządowych chciała pomagać migrantom w transporcie w głąb kraju.

To jest nie tylko granica RP, ale także Unii Europejskiej, NATO, Schengen. Granica to rzecz święta – podkreśla.

A co z relacjami osób, które widziały przypadki złego traktowania migrantów uwięzionych na granicy? Pan Jacek uważa, że autorami "dziwnych i nieweryfikowalnych historii" są osoby, które w Krynkach mają domy letniskowe lub niedawno przeprowadziły się na stałe i sugeruje, że te osoby kłamią z powodów ideologicznych. Sam jednak nie ma na poparcie tej tezy żadnych dowodów.

Obecnie panująca atmosfera przypomina tę sprzed 10-15 lat, gdy naprawdę było to spokojne miejsce, nieodkryte jeszcze przez turystów – twierdzi.

"Stan wyjątkowy był koniecznością"

Pan Jacek dodaje, że wprowadzenie stanu wyjątkowego w strefie było w jego ocenie "koniecznością". Granica polsko-białoruska ma być obecnie pilnowana tylko przez naszych funkcjonariuszy. Reżim Aleksandra Łukaszenki dążyć ma do jej rozszczelnienia, kierując do Polski "strumienie wcześniej ściągniętych przez siebie migrantów z Azji i Afryki".

Zdaję sobie sprawę, że znajomi żyjący z gastronomii czy turystyki mają teraz trudny czas, współczuję im. Mam nadzieję, że rząd będzie w stanie godziwie im to zrekompensować i trzeba tego pilnować – podsumowuje.

Obejrzyj także: Uchodźcy na granicy Polski. „Wsparcie jest absolutnym obowiązkiem humanitarnym”

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić