Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 

Aliaksandr Azarau: 5 tys. euro od uchodźcy. To żyła złota dla białoruskich służb

1344

Wyżsi oficerowie są lojalni wobec Łukaszenki, ale oddaliby go Rosji - uważa Aliakasndr Azarau. Ten były wysoki oficer białoruskiego MSW we wrześniowej rozmowie z o2.pl opisywał mechanizm przerzucania uchodźców z Bliskiego Wschodu do Europy i mafijne działania KGB. Obawia się także o losy swojego kraju po ćwiczeniach ZAPAD-2021.

Aliaksandr Azarau: 5 tys. euro od uchodźcy. To żyła złota dla białoruskich służb
Uchodźcy na pograniczu polsko-białoruskim (PAP/ITAR-TASS)

Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

Łukasz Maziewski: Od czerwca prowadzono operację przerzutu uchodźców z Białorusi do Polski i na Litwę. Operacja, jak wiemy dzięki Tadeuszowi Giczanowi z NEXTY, nazywa się "Śluza".

Aliaksandr Azarau*: Ja natknąłem się na nią w 2010 lub 2011, gdy pracowałem w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, w Głównym Zarządzie Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej. Zajmowałem się tam przeciwdziałaniem nielegalnej migracji.

Okazało się, że jest grupa ludzi, związana z Komitetem Granicznym Białorusi, która zajmuje się przerzutem ludzi do Polski. Tę sprawę odebrało nam KGB. Wtedy zniknęło nam to z oczu. Ale zaczęliśmy pytać. I wtedy ludzie z KGB i Straży Granicznej wyjaśnili, że to ich operacja specjalna, nazwana "Śluza". Wymyślił ją Iwan Tiertiel – wtedy zastępca szefa KGB, obecnie szef.

Myślę, że nazwisko Iwana Tiertiela jeszcze pojawi się w naszej rozmowie.

W latach 90. uczył się on w rosyjskiej szkole wojsk powietrznodesantowych w Riazaniu. Ludzie, z którymi się tam spotykał i uczył, są dziś oficerami FSB. Na wysokich stanowiskach. Pomagali mu i pomagają w przerzucie ludzi z Rosji i jej byłych republik do Unii Europejskiej. To długoterminowa operacja. "Kurek" z uchodźcami jest przykręcany i odkręcany przy okazji kolejnych wyborów prezydenckich i sankcji, które nakłada UE na Białoruś.

Zobacz także: Stan wyjątkowy. Bartosz Arłukowicz uderza w PiS

Wielka gra w kotka i myszkę. Wybory – sankcje – uchodźcy?

Tak. To miał być element nacisku, żeby UE zdjęła sankcje.

Operacja była autorskim pomysłem Tiertiela i KGB czy inspirowali go w tym Rosjanie?

Według mojej wiedzy od początku do końca wymyślił ją Tiertiel. To białoruskie know-how. Ale pamiętajmy, że punkt przerzutu uchodźców do Europy – z Afganistanu, Pakistanu, Bangladeszu – działał też w Rosji, w Moskwie.

Takich ludzi, którzy chcieli przedostać się na zachód Europy "łowiło" rosyjskie FSB. Potem przerzucali ich na Białoruś, do obwodu smoleńskiego, i z Białorusi oni potem byli przepuszczani dalej. Zajmował się tym OSAM – oddział specjalny białoruskiej Straży Granicznej. Zwykli pogranicznicy o tej operacji nie wiedzieli.

Ten sam OSAM, którym zarządzał w owym czasie brat Iwana Tiertiela – Jurij?

Tak. Mafia.

Wróćmy do wydarzeń na pograniczu polsko-białoruskim. Dlaczego na pierwszy ogień poszła Litwa? Tam najpierw pojawili się uchodźcy.

Obecna granica między Polską i Białorusią była niegdyś granicą między Polską a ZSRR. Jest dość dobrze wyposażona, jeśli chodzi o infrastrukturę ochronną. Są fragmenty, gdzie są płoty. Nie na całej długości, ale są. Jest po prostu trudniejsza do sforsowania. A granice z Litwą i Łotwą można było w zasadzie spokojnie przekraczać.

Warto przypomnieć, że wszystkie problemy Pawła Szeremeta [niezależnego dziennikarza białoruskiego, zamordowanego w 2016 r. w Kijowie – przyp. red.] zaczęły się właśnie od programu, w którym pokazał jak łatwo tę granicę przekroczyć.

Niewielka Litwa ostro gra z Białorusią. Trzeba powiedzieć uczciwie, że to tam jest centrum białoruskiej opozycji poza granicami waszego kraju. Jak to się stało?

Tam jest Swiatłana Cichanouska i jej sztab, mający zresztą sztab misji dyplomatycznej. Prosta sprawa: odstawiono ją na Litwę po wyborach, a Litwini wyciągnęli do niej pomocną dłoń. Z Mińska do granicy jedzie się około godzinę. Do Wilna z Mińska jest 160 km, a do Warszawy - 500. W Wilnie jest też Uniwersytet Humanistyczny. Wiele ośrodków pomocy międzynarodowej przeniosło się na Litwę. Na Litwę trafił też Raman Pratasiewicz. Najpierw. Ale już po tym, jak trafił do Polski.

No i Aleksandr Łukaszenka najpierw przekierował uchodźców na Litwę. Jest takie modne określenie, "stress-test". Można powiedzieć, że najpierw zrobił "stress-test" systemu na Litwie, a dopiero potem wysłał uchodźców na granicę z Polską?

Nie. Tak jak mówiłem, "Śluza" trwa już ponad 10 lat. Wszystko było sprawdzone i opracowane. Łukaszenka dobrze wie, gdzie ich wysyłać. Kanały przerzutu były opracowane. A teraz, po ubiegłorocznych wyborach, po awanturze z Ramanem Pratasiewiczem i Krysciną Cimanouską, Łukaszenka odkręcił kurki.

A jak ten mechanizm wygląda z tej drugiej strony? Jak to działa? Wiemy, ze Białoruś ściągała tu przez Centrkurort uchodźców z Bliskiego Wschodu - Irakijczyków, Syryjczyków, nawet Egipcjan.

Uporządkujmy to. Co roku, rada ministrów Białorusi tworzy coś w rodzaju "czarnej listy" krajów, z której imigranci są niechętnie przyjmowani. Afganistan, Pakistan, Bangladesz, Nigeria, Wietnam, Syria…

Ludzie z tych państw dostają wizy na Białoruś tylko w nadzwyczajnych sytuacjach. Dzięki temu władze Białorusi kontrolowały, kto ubiegał się o taką wizę. A kiedy już na Białoruś trafili, to byli pod kontrolą służb specjalnych.

Zanim konsul w takim kraju wystawił wizę, to wysyłał zapytanie do MSW, czy może ją wydać, czy taki ubiegający się o pobyt nie jest osobą niepożądaną. Ale to były pojedyncze osoby. No i oczywiście płacili za te wizy. I około połowy maja, pierwsi tacy "wizowi" pojawili się na Białorusi.

I co dalej? Przylatuje taka grupa z Iraku – i co?

Aby dostać wizę, wykupowali, nazwijmy to, voucher turystyczny. Np. na "pobyt w sanatorium". To kosztuje 500 dolarów. Albo "wycieczkę objazdową po białoruskich zamkach". To koszt 100 dolarów. Oczywiście całkowicie "lewe". Najpierw latał jeden samolot tygodniowo. Potem już kilka. Zniesiono też np. karę dla cudzoziemców za przebywanie w strefie nadgranicznej. Wcześniej odpowiedzialność za nich brały agencje turystyczne. Pilnowani byli od początku do końca. Od podstawienia autobusu na lotnisku, przez wycieczki, do odlotu. A teraz od razu na lotnisku przejmuje ich KGB. I dają im ofertę: chcesz przekroczyć granicę i dostać się do Unii? To zapłać.

Ile trzeba zapłacić?

Niedawno było to 5 tys. euro od głowy. KGB proponuje takie wyjazdy tym cudzoziemcom, którzy już mieszkają, żyją i pracują na Białorusi. Można powiedzieć: aktywnie szukano klientów. Kto chce – "Śluza" się otworzy. Płacisz i jedziesz. Chętnych do wyjazdu nagania KGB, a przez granicę przerzuca ich OSAM. Zainteresowanie jest tak duże, że ściągają do pracy nawet emerytów z OSAM-u. I za przeprowadzenie grupy, taki emeryt też dostaje dolę: tysiąc euro. Tacy emeryci, którzy pół życia pracowali przy granicy znają na niej każde drzewo.

Układ idealny. Destabilizacja Unii, wyczyszczenie kraju z tych, których nie chcemy i jeszcze można zarobić.

Dokładnie tak.

A czy jest jakaś współpraca między pogranicznikami z Białorusi i Polski?

Wcześniej była. Oni się znali. Była współpraca, wizyty. Te stosunki były w miarę normalne. A teraz jakakolwiek współpraca zamarła. Przy naszym MSW byli oficerowie łącznikowi, np. łotewski. Ale po kryzysie dyplomatycznym został on odesłany do kraju. Oczywiście, były problemy, kiedy łapano nielegalnych na granicy, białoruscy pogranicznicy nie chcieli ich "odbierać". Ale to były incydentalne przypadki. Do niedawna.

A czy podjąłby się Pan oceny, jaki jest poziom infiltracji polskiej Straży Granicznej przez białoruskie służby specjalne?

To trzeba by spytać Straż Graniczną (śmiech). A na poważnie: nie, nie wydaje mi się, by to był duży problem. U nas wciąż jest problem z nauką języków obcych. Ci, którzy to robią od razu budzą podejrzenie jako szpiedzy.

W naszym GRU, oficerowie, którzy odpowiadają za rozpoznanie innych krajów, w Centrali, w Mińsku, nie znają języków obcych. Co innego pracownicy ambasad. Inaczej wygląda to też np. na Ukrainie, gdzie łatwiej można porozumieć się po rosyjsku. O wiele prościej jest szpiegować Ukraińców.

A jaka w tym układzie jest rola Rosji i Putina?

Łukaszenka nie podjąłby takiej operacji bez przynajmniej konsultacji z Putinem. Bez świadomości, że to współgra z interesami Rosji, nie ruszyłby tego. Widać to np. po niedawnych wypowiedziach Władimira Żyrynowskiego, który mówił, że Europa będzie musiała sobie poradzić z Afgańczykami, którzy będą uciekać z kraju. I śmiał się z tego.

Generalnie tych migrantów nie powinniście przyjmować. Bo jeśli to zrobicie, to ten strumień będzie rósł. Białoruś nie ma interesu w tym, żeby trzymać ich u siebie. Jeśli granica będzie szczelna, to ten kryzys nie będzie tak silny.

Do tej pory mówiliśmy o KGB i OSAM. A czy oni współpracują także z grupami przestępczymi, handlującymi ludźmi?

To oni są "zorganizowanymi grupami przestępczymi". Nikogo więcej nie potrzebują do tego.

Handel ludźmi stał się zwyczajnie opłacalnym biznesem, mniej ryzykownym niż przemyt innych towarów?

Narkotyki trzeba przewieźć. Np. z Afganistanu. To niebezpieczne i kosztowne. A imigranci przychodzą sami. A na Białoruś trafiają legalnie, ze wszystkimi dokumentami, więc nikt nie narusza prawa.

Kiedyś byłem świadkiem rozmowy naczelnika z wydziału do spraw walki z nielegalną migracją z naczelnikiem milicji z Mińska i Brześcia. Złapali tam kilku ciemnoskórych, którzy przyjechali rzekomo na zawody piłkarskie. Naczelnik wydziału nakazał ich nie zatrzymywać tylko odprawić do Europy.

Jak duży jest stopień zinfiltrowania KGB i białoruskich służb przez Rosję?

Wielu z oficerów, szczególnie wyższych stopniem, to osoby z rosyjskimi korzeniami. Bardzo często wyjeżdżają na kursy do Moskwy, nawet kilkuletnie. Czy to z KGB, czy z armii, czy Straży Granicznej.

Pułkownik, żeby zostać generałem, musi przejść kurs w Moskwie. Szef sztabu armii urodził się na Krymie. Po aneksji Krymu biegał, krzyczał "Krym nasz!" i przekonywał, że Rosjanie go "oswobodzili". Ale żeby było jasno: są w KGB i armii żołnierze i niżsi rangą oficerowie, którzy są patriotami białoruskimi. Ale dziś za to w armii wilczy bilet. Lepiej tego nie pokazywać. Wysocy rangą na razie są lojalni wobec Łukaszenki. Ale raczej oddaliby nasz kraj Rosjanom.

To gorzka ocena. Na kim w takim razie może polegać reżim?

Wysocy oficerowie, gdyby doszło do potencjalnej zmiany władzy, oddaliby Łukaszenkę Putinowi. Wiedzą, że Rosja daje im gwarancję bezkarności za popełniane przez nich przestępstwa.

Niedawno Łukaszenka zaczął tworzyć prywatną firmę "ochronną" – grupę najemników o nazwie Guard Service. To głównie wysocy rangą oficerowie. Mają prawo do posługiwania się bronią, mają karabiny snajperskie, automaty. Zarabiają duże, naprawdę duże pieniądze. Jest ich około 300. To jego gwardia, jego pretorianie.

To co stałoby się z Łukaszenką, gdyby Putin jednak postanowił wymienić "swojego człowieka na Białorusi"?

To samo, co z Janukowyczem. "Masz 10 ludzi do ochrony i zniknij mi z oczu". Ale z drugiej strony, całkiem niedawno Wiktar Szejman, były szef administracji prezydenckiej wyruszył z misją do Zimbabwe. Niewykluczone, że z misją nawiązania kontaktów w celu handlu bronią. Może więc tam by się ulokował?

W Polsce jest duża grupa Białorusinów, spora mniejszość. Czy wśród nich też jest aktywna białoruska i rosyjska agentura?

Rosyjskie FSB na pewno agenturę ma. Białoruskie KGB też ją prowadzi, ale w inny sposób. Wybiera ludzi, na których ma możliwość nacisku, "haki" - jak to się u was mówi, ale raczej jako źródła informacji.

Ale nie spodziewałbym się jakichś operacji specjalnych Białorusi w Polsce, wobec opozycjonistów. Tak, jak zdarzyło się na Ukrainie, z Witalem Szyszouem. To były raczej porachunki wewnątrz białoruskiej diaspory na Ukrainie.

A co kieruje ludźmi – także takimi jak Pan – pracującymi dla białoruskiego systemu, całkiem dobrze sytuowanymi, że decydują się na wyjazd z kraju i trafiają np. do Polski?

Ja, kiedy służyłem w milicji, chroniłem ludzi. Nie popełniałem przestępstw przeciwko swoim obywatelom, jak niektórzy inni funkcjonariusze. Kiedy w ubiegłym roku wybuchły protesty staraliśmy się wręcz chronić niektórych, np. nie zatrzymywaliśmy tych, których nam nakazywano. Bo kto nam udowodni, że osoby, której szukano faktycznie nie było we wskazanym miejscu? W ubiegłym roku, po wyborach, kiedy fałszerstwa były zbyt duże i milicja zaczęła bić ludzi czy nawet mordować uznałem, że mam dość. Czara goryczy się przelała i zdecydowałem się odejść. Po 21 latach służby. Bywały sytuacje, że kiedy ludzie z OMON (wojska podległe MSW - red.) zatrzymywały ludzi, to wojsko ich potem wypuszczało. Tacy ludzie, tacy dowódcy, są też dziś w waszym kraju.

Trudno jest po 21 latach po prostu "wyjść z systemu"?

Bardzo. Degradują takich jak ja, odbierają im emeryturę, okradają mieszkania.

Są represje wobec waszych rodzin?

Tak. Mojemu bratu skonfiskowali samochód, zrobili rewizję w mieszkaniu. Wtedy on też powiedział "dość" i zdecydował się wyjechać do Polski. Ale po każdym naszym materiale, tekście ByPol, u naszych krewnych na Białorusi, zabierają im telefony, komputery, zwalniają ludzi z pracy.

Kiedy udzieliłem pierwszego wywiadu dla Biełsatu u mnie w domu zrobiono kocioł. Rozbili wszystko w mieszkaniu, zablokowali drzwi. Tak, żeby nie dało się wejść do mieszkania.

Boi się pan czegoś?

Nie. Nie boję. To moja praca. Kto się boi, ten nie wygrywa. Obawiam się raczej o mój kraj. Niedługo zaczynają się ćwiczenia ZAPAD-2021. Dotąd zawsze były zaplanowane bardzo dokładnie: od tego jak Rosjanie tu wejdą, ale i jak będzie wyglądało ich wyjście. Teraz zaplanowane dokładnie jest tylko wejście ich wojsk. A wyjście już nie.

Aliaksandr Azarau – Białorusin, podpułkownik milicji, urzędnik białoruskiego MSW. W 2020 r. zdecydował się na wyjazd z kraju i trafił do Polski. Wraz z grupą innych przedstawicieli resortów siłowych tworzy serwis ByPol.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić