"Stalking windykacyjny". Nie ma długu, przyczepili jej kartkę do skrzynki
Jakież było zdziwienie pani Marleny, gdy na swojej skrzynce pocztowej znalazła informację od windykatora. Kobieta nie ma długów, jednak co innego mogą teraz myśleć sobie sąsiedzi.
Historię pani Marleny opisał portal money.pl. Kobieta po powrocie z pracy zobaczyła na swojej skrzynce pocztowej żółtą naklejkę z informacją od windykatora. Kobieta długów nie ma. Gdy zadzwoniła pod wskazany numer, usłyszała, że pracownik musiał się pomylić.
Dziennikarze money.pl zadzwonili pod ten sam numer dwukrotnie - najpierw oficjalnie, później nieoficjalnie. Za pierwszym razem usłyszeli, że dodzwonili się do warsztatu i nie ma mowy o żadnym ściąganiu długu. Za drugim - o pomyłki już być mowy nie mogło. Rozmowa urwała się dopiero po pytaniu, dlaczego chwilę wcześniej ktoś próbował wmówić dziennikarce coś innego.
Za wszystkim stoi firma windykacyjna z Bielko-Białej
Czytelnicy portalu szybko podpowiedzieli, że za żółtymi kartkami stoi firma z Bielska Białej. Jej przedstawiciele nie odpowiedzieli na pytania money.pl. Odpowiedział natomiast Urząd Ochrony Danych Osobowych.
Administrator danych musi dysponować podstawą do przetwarzania danych w konkretnym celu, a więc i do ich ujawniania w określony sposób - czytamy w odpowiedzi.
Zobacz też: "Ludzkość czeka zagłada". Ostrzeżenie szefa ONZ
I dalej: Nie znajdujemy podstaw do tego, by firmy windykacyjne mogły ujawniać informację o tym, iż konkretna osoba może być dłużnikiem.