Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 
aktualizacja 

Balon naprawi relacje? "Trzeba pilnie słuchać tego, co teraz powiedzą"

Sprawa chińskiego balonu szpiegowskiego, który krążył nad USA, jeszcze się nie skończyła. Po decyzji o zestrzeleniu go przez Siły Powietrzne, amerykański prezydent jest krytykowany za zbyt opieszałą reakcję. Sekretarz stanu USA Antony Blinken zdecydował o przełożeniu wizyty w Chinach. Kolejny kryzys w stosunkach amerykańsko-chińskich? Polski amerykanista przekonuje w rozmowie z o2.pl, że wbrew pozorom może to być wstęp do pewnego odprężenia relacji.

Balon naprawi relacje? "Trzeba pilnie słuchać tego, co teraz powiedzą"
Sekretarz stanu USA, Antony Blinken (z l.) przełożył wizytę w Chinach. A prezydent Joe Biden jest krytykowany za opieszałość w sprawie zestrzelenia chińskiego balonu szpiegowskiego (GETTY, Alex Wong)

Chiński balon, choć zestrzelony, dzieli amerykańskich polityków. Można się było spodziewać, że republikanie będą wytykać opieszałość prezydenta. Ale Joe Bidena skrytykował nawet były sekretarz obrony z Partii Demokratycznej.

Balon został zestrzelony nad Wschodnim Wybrzeżem. Przeleciał więc cały kraj. Aparat został unieszkodliwiony nad oceanem, co może uwiarygadniać wcześniejsze doniesienia. Władze tłumaczyły, że nie zestrzeliły wcześniej balonu w obawie, że odłamki spadną i mogą spowodować straty na ziemi.

Ale cała ta historia jeszcze się nie skończyła. W związku z nią wizytę w Chinach przełożył sekretarz stanu USA Antony Blinken.

Czy to sygnał o zaostrzeniu i tak napiętych stosunków chińsko-amerykańskich? Wbrew pozorom - niekoniecznie. Prof. Bohdan Szklarski, kierownik Pracowni Badań nad Przywództwem w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW i wykładowca Collegium Civitas przekonuje w rozmowie z o2.pl, że może to być wręcz wstęp do pewnego odprężenia w relacjach między oboma krajami.

Pelosi też była "balonem"

Prof. Szklarski podkreśla, że przede wszystkim nie wiadomo, jakie informacje zbierał ten balon. Dodaje, że to nie był pierwszy tego rodzaju. Co najmniej dwa podobne zdarzenia miały miejsce także za czasów prezydentury Donalda Trumpa. Wreszcie przypomina, iż tłumaczenia o "zgubionych balonach meteorologicznych" lub innych statkach powietrznych pojawiają się z każdej strony.

Kiedy w 1960 Rosjanie zestrzelili Amerykanom samolot szpiegowski U2 nad ZSRR, strona amerykańska też przekonywała, że to samolot meteorologiczny, który "przypadkiem się zgubił". Każdy robi więc tego rodzaju testy i gry. Możemy powiedzieć, że wyprawa Nancy Pelosi na Tajwan, której nie chciał nikt z amerykańskiej administracji, też była takim "balonem". Być może mającym na celu sprawdzenie reakcji i odpowiedzi strony chińskiej - mówi prof. Szklarski.

W jego ocenie, balon i cała otoczka, która narosła dookoła tego tematu, jest głównie problemem politycznym, a nie wojskowym czy wywiadowczym.

To afera o tyle "dmuchana", że nie przypuszczam, aby ten balon zbierał dane wywiadowcze, których nie dałoby się zebrać przy pomocy satelitów czy innej zaawansowanej technologii - twierdzi profesor.

Gra w dyplomację i wielkopańskie gesty

Dla Amerykanów sytuacja może być niekorzystna. Zaangażowani w europejską wojnę Ukrainy i Rosji niekoniecznie chcą podnosić napięcie w relacjach z Chinami. Dlatego też Szklarski tłumaczy, że zdarzenie to można potraktować wręcz odwrotnie. To może być sygnał ze strony USA. Im dłużej balon leciał nad ich krajem, tym bardziej byli skłonni do rozmów, negocjacji czy wypracowania wspólnego z Chinami stanowiska.

Nie da się wykluczyć, że Chińczycy wypuścili go po to, aby zbadać właśnie amerykańską gotowość do rozmów i rokowań. Wykładowca UW akcentuje również stosunkowo stonowaną reakcję Chin. Wymowa była taka, że taki statek powietrzny może "zapodziać się" każdemu. Nie wprost, ale wyartykułowane zostało pytanie, czy tak samo Amerykanie zestrzeliliby balon należący do jakiegokolwiek innego kraju.

Zgodnie ze słowami eksperta, Amerykanie pokazali Chińczykom, że nie pozwolą im na wszystko. Balon został w końcu zestrzelony. Administracja zareagować musiała i reakcja była. Profesor Szklarski odczytuje to zdarzenie jako grę. Wielopłaszczyznową i skomplikowaną, obliczoną na reakcję wewnętrzną i zewnętrzną. Wizyta Blinkena, nawet jeśli obecnie przełożona, dojdzie do skutku. Wiele zależy od tego, jak dużo i w jakim tonie obie strony będą się wypowiadać o "balonowym incydencie".

Jeżeli problem nie zostanie zaogniony przez obie strony, to otrzymamy sygnał, że jest gotowość do rokowań po obu stronach. Dlatego trzeba pilnie słuchać tego, co zostanie wypowiedziane przez obie strony, wręcz konkretnych słów i zdań. Ten balon otworzył Amerykanom i Chińczykom gotowość do odpowiedzi i zbadania reakcji na to, jak zachowa się druga strona. Czy będzie szła w stronę zaostrzenia retoryki i działań, czy np. pozwoli Amerykanom na – mówiąc w uproszczeniu – okazanie Chinom wspaniałomyślności i niezajmowanie się tą sprawą na rzecz poważniejszych kwestii - uważa prof. Szklarski.

Biden zbiera cięgi

Należy jednak zwrócić uwagę, że "balonowa afera" dzieli Amerykanów. Bidena krytykują przede wszystkim republikanie. Marco Rubio, prominentny senator republikański, członek Senackiej Komisji ds. Wywiadu stwierdził, iż wypuszczenie balonu było chińskim sygnałem, mającym pokazać "stan upadku niegdyś wielkiego supermocarstwa" amerykańskiego.

Były sekretarz stanu za czasów Trumpa, Mike Pompeo, pisał o słabości Bidena wobec Chin. Pompeo, który przed objęciem funkcji sekretarza stanu był także szefem CIA, nie szczędził obecnemu prezydentowi USA krytyki. W tekście na portalu freebeacon.com szydził, że chiński balon meteorologiczny "po prostu, ot tak" zboczył z kursu i przeleciał nad ważnymi dla USA obiektami z zakresu obronności państwa.

Ale głosy krytyczne pojawiają się też po stronie demokratów. W CNN głos zabrał np. Leon Panetta, który odpowiadał za sprawy obronności w administracji Baracka Obamy. I mimo dyplomatycznego tonu, był wobec prezydenta Bidena dość jednoznacznie krytyczny. Przede wszystkim podnosząc kwestię późnego zestrzelenia balonu.

Pytania oczywiście należy zadać. Pentagon mówił, że zagrożenie jest, rozumiem argument o odłamkach. Jednocześnie jestem zdania, że powinniśmy byli zadziałać wcześniej. Szczególnie, jeśli było potwierdzenie, że to działania szpiegowskie - mówił Panetta.

Prof Szklarski przekonuje jednak, by osób takich jak Panetta czy Pompeo nie traktować jako głosicieli prawdy objawionej. Raczej, jak przekonuje, jako wyrazicieli jednostkowej, częściowo zideologizowanej prawdy indywidualnej. Innymi słowy, by do głosów krytyki z obu stron podchodzić z rezerwą.

Tacy ludzie zawsze lub niemal zawsze reprezentują agendę np. think-tanków, w których są afiliowani. A takie instytucje szukają osób, które swoimi wypowiedziami będą popularyzować ich punkt widzenia. Co przełoży się, oczywiście, na więcej darowizn. Nie czyniłbym z wypowiedzi Panetty wielkiego halo, że oto demokraci krytykują się nawzajem. Naprawdę są lepsze dowody na to, że środowisko demokratów jest podzielone i niejednorodne w opiniach na ten czy inny temat - kończy warszawski amerykanista.
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić