Łódź z flagą Wagnera na rzece Narwa. Ekspert wyjaśnia cel Rosji
Rosyjska łódź z flagą grupy Wagnera przepłynęła po rzece Narwa przy granicy z Estonią. - Pojawienie się jej symboliki może być działaniem celowym - mówi o2.pl dr Łukasz Wyszyński z Akademii Marynarki Wojennej. - Państwa bałtyckie są szczególnie narażone na prowokacje - dodaje.
Estońskie władze poinformowały o kolejnym incydencie na granicznej rzece Narwa. Po wodach przepłynęła rosyjska łódź patrolowa z wywieszoną flagą Grupy Wagnera.
W połowie października przy granicy pojawiły się tzw. "zielone ludziki", czyli uzbrojeni i nieumundurowani żołnierze. Według Instytutu Studiów nad Wojną, była to kontynuacja "fazy zero", czyli możliwe przygotowania do ewentualnej przyszłej wojny. W podobny sposób rozpoczęła się wojna w Ukrainie w 2014 roku.
Kim jest Rosja dla Chin? Prof. Góralczyk: młodszym bratem
To szerszy element wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję przeciwko państwom NATO. Państwa bałtyckie są szczególnie narażone na prowokacje – wynika to zarówno z ich położenia geograficznego, jak i relatywnie ograniczonego potencjału obronnego – mówi w rozmowie z o2.pl dr Łukasz Wyszyński z Akademii Marynarki Wojennej.
Grupa Wagnera jest organizacją związaną z rosyjskim wywiadem i formalnie nie podlega Kremlowi. - Pojawienie się jej symboliki może być działaniem celowym. Rosja w ten sposób może dystansować się od odpowiedzialności, jednocześnie osiągając zakładany efekt prowokacji i siania niepokoju - twierdzi nasz rozmówca.
Według eksperta, Rosja prowadzi systemową wojnę hybrydową z NATO i może w dalszym ciągu nasilać działania prowokacyjne wobec wschodniej flanki Sojuszu, wykorzystując dezinformację i szerzej działania w ramach wojny kognitywnej, cyberataki oraz liczne naruszenia przestrzeni powietrznej i morskiej.
- Obserwujemy to od dłuższego czasu. Statki pod banderą innych państw niż rosyjska, okręty wojenne Federacji Rosyjskiej wielokrotne zbliżały się i pozostawały przez nienaturalnie długi czas w pobliżu kluczowych obiektów infrastruktury o znaczeniu strategicznym – podkreśla dr Wyszyński. – Rosja nie chce i nie może odpuścić wpływu na kształtowanie przestrzeni bezpieczeństwa na Morzu Bałtyckim, nawet po przystąpieniu do Sojuszu Szwecji i Finlandii – dodaje.
Zdaniem eksperta, dopóki trwa wojna w Ukrainie, Rosja nie zdecyduje się na bezpośredni atak na państwo NATO, ponieważ byłoby to dla niej zbyt ryzykowne. Inną sprawą jest celowość takiego ataku.
W Estonii mieszka największa mniejszość rosyjska w regionie. Pojawienie się tzw. "zielonych ludzików" oraz skojarzenia do wydarzeń z 2014 roku mogą wywołać niepokój społeczny i podnieść poczucie zagrożenia. To klasyczny element wojny kognitywnej – tłumaczy dr Wyszyński.
- Sytuacja z dronami, które we wrześniu wleciały na terytorium Polski, pokazuje jednak, że akty sabotażu, podpalenia infrastruktury krytycznej oraz inne formy prowokacji mogą się powtarzać w państwach Sojuszu - podsumowuje dr Wyszyński.
Mateusz Kaluga, dziennikarz o2.pl