Ocenił ostatnie wydarzenia w Polsce. "Rosja chce przestraszyć Europę"
Rosja chce przestraszyć Europę, by mniej chętnie wspierała Ukrainę — powiedział Polskiej Agencji Prasowej historyk Bartłomiej Gajos z Centrum Mieroszewskiego.
Najważniejsze informacje
- Bartłomiej Gajos z Centrum Mieroszewskiego ocenia, że Kreml uderza w morale europejskich społeczeństw, by ograniczyć pomoc dla Kijowa.
- Premier Donald Tusk poinformował w Sejmie o dywersji na kolei i wskazał dwóch obywateli Ukrainy współpracujących z rosyjskimi służbami.
- Ekspert wskazuje możliwe reakcje: twardsze zasady wobec naruszeń przestrzeni powietrznej i uderzenie w „flotę cieni” z rosyjską ropą.
Pierwsze wypowiedzi Bartłomieja Gajosa padły podczas panelu o Rosji na George Washington University, a szerzej przytoczyła je PAP. Historyk z Centrum Mieroszewskiego przekonuje, że "strategiczne cele Rosji się zmieniły się". Zamiast liczyć na przełom na froncie, chce rozbić koalicję wspierającą Ukrainę, przede wszystkim w Europie.
I te wszystkie działania, które obserwujemy w ostatnim czasie, są ukierunkowane na to, żeby przestraszyć europejskie społeczeństwa, co potem ma się przełożyć na ich zdemobilizowanie i mniejszą chęć wsparcia Ukrainy, czy to finansowo, czy militarnie, czy w ogóle politycznie i dyplomatycznie - dodał Gajos, który we wtorek brał udział w panelu poświęconym Rosji, zorganizowanym przez George Washington University.
W tym samym dniu premier Donald Tusk przedstawił w Sejmie informację o uderzeniu w kolej. Powiedział, że ustalono sprawców i że to dwaj obywatele Ukrainy współpracujący z rosyjskimi służbami. Gajos przyznaje, że taka sytuacja go nie dziwi.
Rosja bez Putina? "Problemem nie jest sam Putin"
Kompletnie mnie nie dziwi, że dokonali tego obywatele Ukrainy, pracujący dla rosyjskich służb, bo gdybym ja planował taką operację i wchodził w buty Kremla, żeby zrobić jeszcze lepszy efekt, spróbowałbym wynająć Ukraińców, bo to będzie miało podwójną siłę rażenia — powiedział PAP
Jak reagować na prowokacje
Historyk widzi przestrzeń do twardszych odpowiedzi. Mówi o sygnale dla Moskwy, że w razie kolejnego naruszenia przestrzeni powietrznej przez myśliwiec, reakcja może być natychmiastowa. Wskazuje też na możliwość uderzenia w tzw. flotę cieni, która przewozi rosyjską ropę na przestarzałych jednostkach, co mogłoby pozbawić Kreml części finansowania. Jednocześnie krytycznie ocenia ostrożność europejskich stolic, które unikają ryzyka eskalacji.
Problem polega na tym, że mam wrażenie, iż nasi politycy, i mówię tutaj nie o polskich politykach, tylko w ogóle o europejskich politykach, cały czas bardziej się obawiają i wolą nic nie robić, niż podejmować decyzje, które są ryzykowne i które potencjalnie mogą eskalować ten konflikt. Ale od 11 lat bon motem europejskim jest deeskalacja i niestety nic nie zmieniło się w tym kierunku - podkreślił.
Gajos podkreśla również problem z egzekwowaniem sankcji. Zauważa, że w przeciwieństwie do USA, w Europie brakuje podmiotu monitorującego ich wykonanie, co czyni system „dziurawym”. W tle toczy się dyskusja o zamrożonych aktywach rosyjskich. Ekspert zwraca uwagę, że skandal korupcyjny po stronie ukraińskiej utrudnia przekonywanie podatników, by finansowali pomoc z własnych środków, gdy dostępne są „rosyjskie pieniądze”.
Społeczeństwa a koszt wojny
Według Gajosa Zachód musi równolegle wspierać Ukrainę i przygotowywać się na gorsze scenariusze. Ocena jest surowa: europejskie społeczeństwa nie są gotowe na wyrzeczenia związane z długotrwałym konfliktem. Ekspert akcentuje, że to woda na młyn rosyjskiej strategii zastraszania i demobilizacji, która ma ograniczyć wsparcie finansowe, militarne i dyplomatyczne dla Kijowa.
Gajos zwraca uwagę na wyjątkowość obecnej wojny po stronie rosyjskiej. Jego zdaniem rekrutacja opiera się na dobrowolności i motywacji finansowej, a żołnierze otrzymują wysokie wynagrodzenia. Utrzymanie poziomu życia wzmacnia lojalność wobec systemu. W jego ocenie najbardziej prawdopodobny scenariusz „po Putinie” to putinizm, jeśli reżim podtrzyma dobrobyt i uniknie przymusowej mobilizacji na masową skalę.