"Odłowienie z uśmierceniem". Tak eliminują dziki w Warszawie
Dziki utrudniają życie mieszkańców warszawskich Siekierek. - Jeszcze 10 lat pojawiały się sporadycznie. Teraz to jakiś horror - mówi o2.pl pani Jadwiga, jedna z mieszkanek osiedla. Lasy Miejskie znają problem i objaśniają metodę na walkę z tymi zwierzętami.
Coraz większym problemem w Warszawie jest obecność dzików. Wydają się przyzwyczajone do kontaktu z człowiekiem, pozwalają sobie pochodzić nawet pod domy. Tak jest m.in. na osiedlu Siekierki na Mokotowie.
Wyłaniają się przede wszystkim wieczorami. O problemie rozmawiają ze sobą sami mieszkańcy w sieci, ale zgłaszają ten problem również nam.
Czytaj więcej: "Nie po pasach? Mandat!". Nagranie z Warszawy obiegło sieć
Jeszcze 10 lat pojawiały się sporadycznie. Teraz to jakiś horror - mówi nam pani Jadwiga, długoletnia mieszkanka Siekierek. - Pracuję na drugie zmiany. Gdy wracam wieczorami do domu, one są na chodniku, na ulicy, dosłownie wszędzie. Wcale się nie boją, czasem mnie nawet odprowadzają do domu - dodaje pani Dorota.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tłumy na lotniskach. Polacy lecą na majówkę
Lasy Miejskie w Warszawie również zaobserwowały ten problem. Odbija się to w statystykach. Jeszcze w 2022 roku zgłaszano 2500 interwencji związanych z dzikami, rok później było to 4000, a w 2024 już 5000.
Najwięcej zgłoszeń dotyczy ościennych dzielnic - Białołęki, Wawra, Bielan, Bemowa, ale również Mokotowa.
Dziki mieszkają w Warszawie. Oto powód
Mokotów jest zieloną dzielnicą. Dziki mogą się tu spokojnie przemieszczać. Mają dobre warunki do bytowania. Ponadto to jest dla nich przyjazne miasto, bo nie ma drapieżników, co za tym idzie nie ma naturalnej selekcji - mówi o2.pl Robert Strąk z Lasów Miejskich w Warszawie.
Mieszkańcy zgłaszają, że dziki są spotykane na ruchliwych ulicach, ale oczywiście nie tylko. Zostawiają po sobie mnóstwo "śladów". Niektóre tereny zielone, także często uczęszczane, są poryte, co może świadczyć o tym, że szukają pożywienia. W ostatnich dniach głośno było o wypadku z ich udziałem na Trasie Siekierkowskiej.
- Jako dzielnica staramy się edukować. Ważne, aby nie zbliżać się do dzików, nie próbować ich przeganiać ani karmić. W przypadku spotkania dzika, najlepiej spokojnie się oddalić i powiadomić odpowiednie służby, tak żeby minimalizować sytuacje mogące stwarzać nieprzyjemne okoliczności - tłumaczy w rozmowie z o2.pl Tomasz Keller, rzecznik prasowy Urzędu Dzielnicy Mokotów.
Dziki w Warszawie. Tak wygląda eliminacja
Robert Strąk z Lasów Miejskich wskazuje, że jeszcze do 2017 roku w Warszawie odławiano dziki, a następnie wywożono je nawet kilkaset kilometrów dalej. Rocznie to było nawet 1000 sztuk. Problem pojawił się jednak pod koniec 2017, gdy w stolicy stwierdzono ASF.
Jedyne metody redukcji to odłowienie z uśmierceniem, bądź odstrzale na miejscu. Taką decyzję zawsze wydaje prezydent. Od końca maja 2024 realizujemy odławianie z uśmiercaniem. Do dziś wyeliminowaliśmy 479 dzików, z czego na Mokotowie 43. Robimy to tam, gdzie mamy informacje, gdzie poczucie bezpieczeństwa człowieka jest zagrożone - dodaje o2.pl Robert Strąk z Lasów Miejskich w Warszawie.
Czytaj więcej: "Patrz, ile ich jest". Pokazali nagranie z Bieszczadów
Uśmiercanie zawsze następuje w asyście lekarza weterynarii, który przygotowuje środki. Wystrzeliwane są one z aplikatora pneumatycznego. Następnie dochodzi do eutanazji. Strąk podkreśla, że często gdy służby jadą na miejsce zgłoszenia okazuje się, że dziki były dokarmiane przez ludzi. Dlatego Lasy Miejskie apelują o unikanie tego i sprzątanie resztek pokarmów.
To ze względu na wspomniany wcześniej afrykański pomór świń możliwy jest odłów dzików wraz z ich uśmierceniem.
Metoda odstrzału budzi jednak kontrowersje. Jak mówiła w rozmowie z portalem oko.press biolożka, dr hab. Sabina Nowak z Uniwersytetu Warszawskiego, "według najnowszych badań, najważniejsze w zwalczaniu ASF jest usuwanie padłych dzików ze środowiska, bo to one są głównym źródłem wirusa i często stanowią pokarm dla zdrowych dzików".
Ostatnie lata masowego strzelania do dzików pokazały, że wirus nie tylko się nie zatrzymał, lecz rozprzestrzenił się ze wschodnich terenów Polski aż pod granicę z Niemcami - mówił z kolei Radosław Ślusarczyk, prezes Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, cytowany przez portal swiatoze.pl.
Mateusz Kaluga, dziennikarz o2.pl