Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 
aktualizacja 

Pat w Ukrainie. Co może się stać? Scenariusze wojny i pokoju

Od niemal trzech tygodni trwa otwarta wojna w Ukrainie. Rosjanie ponoszą straty i nie mogą zamknąć oblężenia Kijowa, by odciąć ukraińską stolicę od reszty kraju. Ciężkie walki w Mariupolu zdają się nie mieć końca. Widać jednak pierwsze próby działań zmierzających do powolnego obniżania napięcia. Co może się wydarzyć? Zapytaliśmy o to ekspertów.

Pat w Ukrainie. Co może się stać? Scenariusze wojny i pokoju
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podczas spotkania z premierami Polski, Czech i Słowenii w Kijowie (PAP, PAP/Wołodymyr Zełenski facebook, Wo�odymyr Ze�enski facebook)

Kijów jest nieustannie oblegany, choć wciąż bez generalnego szturmu. Trudna sytuacja panuje na południu, szczególnie w rejonie Mariupola i Odessy. Jeszcze niedawno pojawiały się doniesienia o możliwości użycia przez agresorów broni masowego rażenia.

Rosjanie wciąż korzystają także z broni precyzyjnej. Dlatego też bombardowane są lotniska, jak np. dwa tygodnie temu w Winnicy. Rosjanie zaczynają na coraz większą skalę stosować terror. Trwa ostrzał miast, cywilów oraz cywilnych obiektów. Nasilają się brutalne ataki, m.in. na szpitale.

Według ustaleń agencji Associated Press, strony prowadzą rozmowy. Szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow stwierdził, że jedną z możliwości jest "neutralność wojskowa" Ukrainy. Prezydent Wołodymyr Zełeński, na którego powołuje się ta sama agencja, mówi natomiast o "bardziej realistycznych" żądaniach Rosji.

Pragmatyczny pat Ukraińców

W jakim punkcie znajdują się zatem działania wojenne? Jak mówi w rozmowie z o2.pl analityk "Nowej techniki wojskowej" Jarosław Wolski, w Ukrainie trwa pat. Rosjanie ugrzęźli pod Kijowem. Nie mają dość sił i środków, by zamknąć pierścień okrążenia wokół ukraińskiej stolicy i negocjować z pozycji siły. Gorzej jest na południu. Rosjanie przełamali obronę ukraińską w rejonie Doniecka i Ługańska i "wyrąbali" korytarz lądowy z Krymu do Rostowa nad Donem. Wciąż broni się Mariupol i jego zajęcie jest dla Rosjan kluczowe na tym odcinku frontu.

Można uznać, że obecnie mamy sytuację "pauzy operacyjnej". Obie strony gromadzą siły - Ukraińcy najprawdopodobniej do kontrofensywy, a Rosjanie do dalszej ofensywy na południu. A spore siły rosyjskie, zgromadzone dookoła Kijowa, są tam w mojej opinii po to, aby wiązać ukraińską obronę i by Ukraińcy musieli angażować duże siły do obrony swojej stolicy - przekonuje analityk.

Podobnie mówi o sytuacji gen. Jarosław Stróżyk, były zastępca dyrektora zarządu wywiadu Międzynarodowego Sztabu Wojskowego NATO. Obecne działania rosyjskie w Ukrainie nazywa "pełzającą operacją", której pierwsze sukcesy spowodowały eskalację i - w konsekwencji silnej obrony - ugrzęźnięcie Rosjan.

To się powoli robi "mission creep" dla Rosjan. Osiągnęli pewne sukcesy militarne, szczególnie na wschodzie oraz południu, i apetyty wzrosły. Zaczęli poszerzać zakres celów do osiągnięcia, ale utknęli. Z tego może się zrodzić długa, brudna wojna z przerwami na rozejmy, negocjacje i zawieszenia broni. Pokój w tym momencie byłby więc zwycięstwem Zełenskiego. Coś jednak musiałby Rosjanom oddać. Może uznać odebranie Ukrainie Krymu lub nadać specjalny status Donbasowi. Ale rodzi się pytanie, jak zareagowałoby na to ukraińskie społeczeństwo - mówi w rozmowie z o2.pl gen. Jarosław Stróżyk.

W nocnym orędziu wygłoszonym przez Wołodymyra Zełenskiego do narodu pojawiły się nuty nadziei. Ukraiński prezydent zaapelował o dalsze wysiłki. Mówił, że potrzebna jest cierpliwość. Dodał jednak, że każda wojna kończy się porozumieniem.

Tym bardziej znaczące wydają się słowa Zełenskiego, że drzwi do NATO dla jego kraju "są zamknięte". To było jedno z oczekiwań Rosji, by Ukraina nie starała się o przyjęcie do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Trudno bez wiedzy wywiadowczej stwierdzić, czy to realna postawa Zełenskiego, czy gra obliczona na przeczekanie Putina i zmianę gospodarza Kremla.

Wydaje się, że to wyraz pragmatyzmu ze strony Ukraińców. Pewną ceną pokoju może być dla nich swoiście rozumiana "neutralizacja" Ukrainy względem NATO. Zachowanie podmiotowości politycznej kraju, ale za cenę rezygnacji z wejścia do NATO, a także pogodzenia się z utratą Doniecka i Ługańska, w sensie obwodów administracyjnych. No i korytarz lądowy, jaki Rosjanie wybiją z Krymu do Rosji. To będzie minimalna cena pokoju dla Ukraińców. Traktowałby to jako wyraz wyrazu dobrej woli, "balonika próbnego" pod adresem Rosjan - mówi Jarosław Wolski.

Ostrożny optymizm czy długa wojna?

Inną wizję przedstawia dr Michał Sadłowski, ekspert ds. obszaru poradzieckiego z Uniwersytetu Warszawskiego. W rozmowie z o2.pl przekonuje, że kampania ukraińska jeszcze potrwa, bo pierwotny plan Rosji - szybka neutralizacja władz i sił zbrojnych Ukrainy - nie został osiągnięty w pierwszych dniach wojny.

Putin wie, że nie ma już odwrotu. Żeby utrzymać legitymację władzy, musi osiągnąć jakikolwiek sukces w wojnie: militarny lub polityczny. Rosyjscy obserwatorzy, z którymi rozmawiam, mówią, że licząc od 24 lutego, Kreml ma 2-3 miesiące kredytu zaufania na osiągnięcie i pokazanie takiego sukcesu. Rosyjska odporność na sankcje jest również wysoka, a na ich efekty trzeba czekać. Natomiast informacji co do nastrojów w kręgach władzy jest nadal mało, ale być może, jeśli tych sukcesów nie będzie, to możliwe są określone tąpnięcia w obozie władzy - mówi o2.pl dr Sadłowski.

Dodaje, że bazując na hasłach patriotycznych (o nacechowaniu mocarstwowo-imperialnym), rozkręcono kontrofensywę medialną i propagandową wewnętrz państwa i społeczeństwa. Jej celem jest maksymalna mobilizacja poparcia dla władz. Z drugiej strony silnie rozkręcono spiralę represji, żeby spacyfikować krytyków. Czy zatem w takiej sytuacji możliwe są negocjacje między obydwoma państwami?

Sadłowski przekonuje, że każdy dzień wojny to określone szkody, a na tym zależy Rosji, żeby maksymalnie osłabiać państwo ukraińskie. Ocenia, że Kremlowi zależy na jakimkolwiek sukcesie. Być może, jak mówi, Rosja liczy na określone koncesje terytorialne (uznanie Krymu jako części Rosji), zgodę na częściową federalizację i przyjęcie statusu pozablokowego.

Być może to taki powrót do 2015 roku w wersji 2.0, a później dalej będzie trwała rozgrywka i konflikt zbrojny w różnych wariantach, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Pytanie tylko, czy wytrzyma sama Rosja, Zachód w swojej konsekwencji oraz sama Ukraina. A są w tej układance także Chiny, więc czynników wpływających jest wiele. No i militarne wygranie wojny nie oznacza osiągnięcia korzystnego rozejmu czy pokoju - kończy Michał Sadłowski.

Rotfeld: NATO, ONZ, OBWE

Kto mógłby zatem przerwać impas w Ukrainie? Były minister spraw zagranicznych Adam Daniel Rotfeld przekonuje w rozmowie z o2.pl, że potrzebne będzie zaangażowanie wszystkich liczących się instytucji międzynarodowych.

Wyjście z tej sytuacji wymaga zaangażowania całej społeczności międzynarodowej - wszystkich państw i struktur uniwersalnych i transatlantyckich. W skali globalnej dotyczy to ONZ, w skali europejskiej: OBWE, Unii Europejskiej, Rady Europy i - nie na ostatnim miejscu - NATO. Oczywiście, dotyczy to przede wszystkim Rosji, która napadła na Ukrainę, rzucając też wyzwanie Stanom Zjednoczonym i całej reszcie świata. Ukraina udaremniła realizację pierwotnego celu, jaki określiła Rosja, czyli złamania ukraińskiego oporu w ciągu 2-3 dni oraz instalację w Kijowie marionetkowego, prorosyjskiego rządu ze swoim namiestnikiem w rodzaju Wiktora Janukowycza. Wojna trwa już trzy tygodnie i widać, że cel nadrzędny Rosji, czyli powrót do tego, co można nazwać "status quo ante", czyli powrót do tego, co było przed 1991 rokiem, jest nierealny - mówi o2.pl były szef MSZ.

Prof. Rotfeld dodaje, że Rosja nie doceniła determinacji i woli narodu ukraińskiego oraz zjednoczenia wokół prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego. Oficjalnie i formalnie Rosja określiła swoje cele jako "denazyfikację" i "demilitaryzację" Ukrainy. Odwołała się w ten sposób do fałszywie przywoływanej pamięci historycznej z okresu okupacji Niemiec po bezwarunkowej kapitulacji III Rzeszy.

Gdyby, jak mówi profesor, potraktować poważnie słowa o denazyfikacji, to powinna jej zostać poddana sama Rosja. Demilitaryzacja oznacza, że Ukraińcy byliby niezdolni do obrony państwa i stanowienia o swoim losie. W takim narzuconym statusie państwa zdemilitaryzowanego czy - jak określają to Rosjanie - państwa "neutralnego", to inne kraje musiałyby gwarantować bezpieczeństwo zewnętrzne Ukrainy. Wymagałoby to zgody samej Ukrainy i globalnych mocarstw, które już raz dały Ukrainie swoje gwarancje w Memorandum Budapesztańskim z 1994 roku.

Niestety, zapisy i zobowiązania zawarte w tym dokumencie zostały spełnione tylko przez Ukrainę, która w zamian za gwarancje mocarstw nuklearnych zgodziła się zrezygnować z rozmieszczonego na jej terytorium poradzieckiego arsenału jądrowego. Dziś wojska rosyjskie zatrzymują się tam, gdzie zostaną zatrzymane. Największym wkładem Ukrainy w utrzymanie pokoju i bezpieczeństwa Europy i świata jest dotychczasowy długotrwały i skuteczny opór, jaki stawia jej armia oraz cały naród, który powstrzymuje rosyjski najazd - kończy prof. Rotfeld.

Problemy mają także Rosjanie. Jak mówi o2.pl pragnący zachować anonimowość wysoki rangą oficer Wojska Polskiego, powoli mogą się Rosjanom wyczerpywać np. zapasy rakiet - zarówno balistycznych Iskanderów, jak i samosterujących pocisków Kalibr, którymi ostrzelali lotnisko w Winnicy. Oficer wskazuje także na brak dobrego rozpoznania na poziomie zarówno operacyjnym, frontowym, jak i na poziomie strategicznym, czyli zwiadu satelitarnego.

Dodaje, że problem w wojsku rosyjskim może pojawić się w lotnictwie. Nie chodzi o zapasy maszyn, bo te jeszcze są spore, ale brak odpowiednio wyszkolonych pilotów z doświadczeniem bojowym.

Chyba nikt tego konfliktu nie rozumie i nie potrafi wytłumaczyć - mówi o2.pl wojskowy.

W Rosji nie objawił się Brutus

Były szef Wojskowych Służb Informacyjnych gen. Marek Dukaczewski mówi, że biorąc pod uwagę proporcje sił i środków, mamy do czynienia z konfliktem asymetrycznym. Ukraińcy znakomicie się bronią, znają teren, są skuteczni, działają w jednostkach mobilnych i zadają Rosjanom ciężkie straty. Warto jednak pamiętać, że również sami je ponoszą.

W tej chwili, jak ocenia, ważą się losy tego konfliktu. Albo Putin zdecyduje się na jedno mocne uderzenie, o ile jego wojsko ma do tego siły i środki, albo wojna będzie jeszcze dłuższa i jeszcze bardziej krwawa dla obu stron.

Putin liczył na kilkudniową operację zakończoną wasalizacją Ukrainy, osadzeniem nowego prezydenta i rządu. To wszystko wzięło w łeb. Ale Władimir Putin wciąż trzyma w szachu świat, grożąc użyciem broni jądrowej. Nie sądzę, by do tego doszło, ale w tej sytuacji ktoś musi powiedzieć "sprawdzam". Ponieważ idy marcowe minęły, a nowy Brutus się w Rosji nie objawił, to w świetle oczekiwań Ukrainy my - i mam tu na myśli Zachód, którego jesteśmy częścią - powinniśmy coś zrobić. Wyjść z nowymi pomysłami, próbować podejmować mediacje i negocjacje, zmierzające do zakończenia tej wojny - przekonuje gen. Dukaczewski.
Zobacz także: Propozycja Kaczyńskiego ws. Ukrainy. Były szef MON stanowczo reaguje
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić