Agnieszka Potoczny-Łagowska| 
aktualizacja 

Podeszła do klienta. Wstrząsające słowa w Gdyni. "Miał łzy w oczach"

To były wstrząsające słowa. Do lokalu w Gdyni przyszedł niedawno mężczyzna, który oznajmił, że od kilku dni nic nie jadł. Natychmiast otrzymał posiłek. - Miał łzy w oczach, ja tak samo - mówi w rozmowie z o2.pl pani Olimpia Brymas, właścicielka "Od Tereski Kuchnia Domowa".

Podeszła do klienta. Wstrząsające słowa w Gdyni. "Miał łzy w oczach"
Olimpia Brymas. Jej lokal z Gdyni bierze udział w akcji "zawieszony paragon". - Od nas nikt nie wyjdzie głodny - mówi (Olimpia Brymas)

W lutym pisaliśmy na łamach o2.pl o akcji "zawieszony paragon", którą prowadzi "Do Syta" w Warszawie. W ramach akcji każdy może przyjść do baru i kupić obiad dla potrzebującej osoby. Z kasy zostaje wydrukowany paragon, który wywiesza się w widocznym miejscu. Osoba potrzebująca po wejściu do lokalu widzi, czy są jakieś paragony, które umożliwiają odbiór posiłku.

Podobne inicjatywy są w całej Polsce. Pani Olimpia Brymas od lutego 2023 roku prowadzi w Gdyni własny biznes o nazwie "Od Tereski Kuchnia Domowa". Można tutaj zamówić przepyszne jedzenie na wynos w korzystnej cenie. Przykładowo 400 mililitrów zupy kosztuje od 8 do 10 złotych. Niestety wiele osób nie stać nawet na posiłek w takiej cenie.

Kobieta z chęcią włączyła się w akcję "zawieszony paragon". - Zapożyczyliśmy ten pomysł od mojego znajomego, który ma w Warszawie bar "Do Syta". Często rozmawiamy i wymieniamy się spostrzeżeniami na temat gastronomii - mówi w rozmowie z o2.pl.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: "Odkłamujemy Bałtyk". Burmistrz Mielna uderza w "paragony grozy"

- Znam sytuację. Widzę, jak ciężko żyje się rencistom i emerytom w Polsce. Często są to osoby samotne, które dostają minimalne świadczenia. Opłacają rachunki, lekarstwa i na końcu nie starcza im już na posiłki. Muszą głodować - dodaje.

"Zawieszony paragon". Nie jadł od kilku dni. "Mówił, że przerastają go rachunki i opłaty za lekarstwa"

Właścicielka lokalu "Od Tereski Kuchnia Domowa" wspomina, że pewna sytuacja szczególnie utkwiła jej w pamięci. - Przyszedł do naszego lokalu starszy pan. Miał coś koło 70 lat. Z wyglądu był schludny i bardzo skromny. Jednak zachowywał się dość specyficznie. Na początku nic nie mówił, bacznie się przyglądał, nerwowo się kręcił - wyjaśnia.

W końcu mężczyzna zaczął pytać o ceny różnych dań, wyraźnie badał sytuację. Sprawiał wrażenie speszonego. - Domyśliłam się, że może brakować mu pieniędzy na opłacenie jedzenia. To ogromnie delikatny temat - dodaje.

- Udało mi się z niego wyciągnąć, że od paru dni nic nie jadł, bo nie ma pieniędzy. Mówił, że przerastają go rachunki i opłaty za lekarstwa. Natychmiast dostał od nas dwudaniowy obiad w pudełkach. Niestety od tamtego czasu się nie pojawił. Zapraszamy znów! - podkreśla Brymas.

Miał łzy w oczach, ja tak samo. To bardzo przykra sytuacja. Serce pęka, jak niektórzy muszą głodować - zaznacza.

Akcja "zawieszony paragon". "Nawet jeżeli wydamy jakiś obiad, to nie ściągamy paragonu z tablicy"

- Klient przychodzi, by kupić coś dla siebie, a my mówimy mu o akcji "zawieś paragon". Wtedy większość z nich z chęcią opłaca dodatkowy posiłek dla ubogich - podkreśla. Zaraz potem taki rachunek za konkretne danie wieszany jest na specjalnej tablicy.

Nawet jeżeli wydamy jakiś obiad, to nie ściągamy paragonu z tablicy. Widzimy, że gdy wisi ich dużo, to wówczas osoba uboższa ma większą śmiałość podejść i poprosić o jedzenie. Zależy nam, by nikt nie odszedł stąd głodny - dodaje.

Kobieta ocenia, że każdy dzień jest inny. - Czasem nie przyjdzie nikt, a innym razem zjawi się kilkanaście osób w potrzebie. Sami też wychodzimy do tych klientów, by ich zachęcić, pokrzepić - mówi.

Staramy się rozeznać sytuację, aby nikt nie musiał mówić: "dajcie jeść, bo nie mam". Zdajemy sobie sprawę, jakie to krępujące - zaznacza Brymas.

"Grochowianka" też bierze udział w akcji "zawieszony paragon". Pomagają na tyle, na ile mogą

Innym lokalem, jaki włączył się do akcji "zawieszony paragon", jest działająca od prawie 10 lat "Grochowianka" z Warszawy. Można tu zjeść na miejscu lub na wynos. Knajpę prowadzi pani Beata Pietrasik.

- Wspieramy różne inicjatywy już od dawna, takie jak np. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Pomagaliśmy też przy okazji wojny w Ukrainie. Oczywiście wszystko robimy na miarę naszych możliwości. Te nie są jednak jakieś ogromne - mówi właścicielka.

- Lubimy pomagać. Zdecydowaliśmy się również na akcję "zawiezony paragon". Wiele klientów wykupuje takie obiady dla potrzebujących. Najczęściej sprzedaje się kotlet schabowy z ziemniakami i surówką. To zestaw za 16 złotych - dodaje.

Pani Beata zaznacza, że zawsze osobiście wiesza paragony za opłacone posiłki na tablicy. Ta znajduje się za ladą, tak by nikt niepowołany nie zrobił "psikusa" i nie zerwał jakiegoś paragonu nadaremno.

Gdy przychodzi ktoś potrzebujący, może sobie wybrać, co konkretnie go interesuje. Oprócz schabowych są oczywiście wykupione różne treściwe zupy, czy inne drugie dania, jak na przykład pierogi, bądź gołąbki - zaznacza Pietrasik.

Właścicielka "Grochowianki" przyznaje, iż niektórzy korzystający z akcji często zjawiają się w jej restauracji. Inni zaś potrzebują takiej pomocy okazyjnie. - Jest dużo klientów o dobrych sercach, którzy chcą wspierać innych. Chętnie więc wykupują dodatkowe obiady - mówi.

- Stołuje się u nas pewna pani chora na raka. Wiem, że wszystkie pieniądze, jakimi dysponuje, pochłania kosztowne leczenie. Nie stać jej już na zdrowe, pełnowartościowe posiłki. Korzysta z "zawieszonych paragonów" w "Grochowiance". Jednocześnie trzeba tu podkreślić, iż zjada ona minimalne porcje, bo nie ma zupełnie apetytu - wyjaśnia Pietrasik.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić