Zabrał dziecko w góry. Prokuratura stawia zarzuty ojcu
Pięć lat pozbawienia wolności grozi Jakubowi K., który w styczniu tego roku zabrał córkę w Tatry. Tego dnia panowały niebezpieczne warunki, była niska temperatura, mgła i silny wiatr. Oboje byli wychłodzeni, bezpiecznie na ziemię pomogli zejść ratownicy TOPR.
Do tej niebezpiecznej sytuacji doszło 6 stycznia. 28-letni Jakub K. zabrał 8-letnią córkę w Tatry Wysokie. W trakcie ich podróży pogorszyła się pogoda, szalał huraganowy wiatr, a temperatura spadła nawet do minut 25 stopni Celsjusza. Na szlakach zalegał też lód.
Dlatego ojciec po godz. 15 zgłosił TOPR, że potrzebują pomocy. Utknęli na zachodniej grani Pośredniej Turni. Jeden ratownik dotarł do ojca z dzieckiem po godzinie, kolejna grupa ratowników pojawiła się po ok. trzech godzinach.
Jak przypomina "Gazeta Wyborcza", dziewczynka była mocno wychłodzona, nie miała sił na samodzielne zejście z gór. 8-latka była zwieziona na dół na noszach, ojciec po uzupełnieniu płynów, w tym gorących, sam zszedł z gór. Dziecko trafiło do szpitala. W akcji, która trwała ok. ośmiu godzin, uczestniczyło 24 ratowników. Do sprawy włączyła się prokuratura, która stawia zarzuty ojcu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Śmiem twierdzić". Generał odpowiada na wpis Brauna o Teheranie
Za narażenie małoletniej córki na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, poprzez zorganizowanie wyprawy w Tatry Wysokie, pomimo niebezpiecznych warunków pogodowych - wyjaśnia "Wyborczej" prokurator Justyna Rataj-Mykietyn, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu.
Mężczyzna przyznał się oraz opisał okoliczności wyprawy. Nie sprawdził w sposób należyty prognoz, przecenił też swoje siły - dodają śledczy. Jakubowi K. grozi teraz do pięciu lat pozbawienia wolności za narażenie zdrowia swojego dziecka.
- To rzeczywiście była poważna sytuacja, na szczęście takich przypadków nie mamy zbyt wiele. Na szczęście w całej tej dramatycznej sytuacji, ten mężczyzna zachował się na tyle przytomnie, że wezwał pomoc, posługując się aplikacją "Ratunek" - mówi "Gazecie Wyborczej" Jan Krzysztof, naczelnik TOPR.