Burza po emisji "Na dobre i na złe". Produkcja odpowiada na krytykę
Nie wszystkim spodobał się jeden z ostatnich odcinków "Na dobre i na złe", który nagrany był na Kaszubach. Kaszubi poczuli się urażeni, ale produkcja uważa, że odbiór kontrowersyjnego odcinka był zupełnie inny.
Jeden z bohaterów serialu "Na dobre i na złe" postanowił zbadać swoje pochodzenie. W ten sposób trafił na Kaszuby i akcja serialu na chwilę z Leśnej Góry przeniosła się do Baraniej Huty (w rzeczywistości wieś Juszki). Odcinek został wyemitowany na antenie TVP 2 parę dni temu, jednak głosy po nim nie milkną. O złości Kaszubów na to, jak produkcja przedstawiła ich w serialu pisaliśmy tutaj: Obejrzeli "Na dobre i na złe" i nie wytrzymali. Pokazali, jaka jest prawda.
Produkcji zarzucono, że przedstawia Kaszubów w sposób stereotypowy. W sieci Kaszubi nie kryli żalu. Przedstawiciele "Na dobre i na złe" w oświadczeniu przesłanym Plejadzie wyjaśnili, jak podchodzą do komentarzy na temat kontrowersyjnego odcinka. Twierdzą, że większość widzów zareagowała pozytywnie.
Nie mamy poczucia, aby nasza produkcja pokazywała społeczność Kaszubów w złym świetle, bo po emisji odcinków zdecydowanie przeważają pozytywne komentarze. W serialu pokazaliśmy przepiękne kaszubskie plenery, język kaszubski i zanikające tradycje - opowiada produkcja serialu "Na dobre i na złe".
We wsi Juszki spotkaliśmy samych uprzejmych i gościnnych mieszkańców, a do ról kaszubskich zatrudniliśmy prawdziwych Kaszubów. Nie zapominajmy, że jest to serial fabularny, a nie dokumentalny i tak, jak nie istnieje Leśna Góra, tak nie istnieje Barania Huta - mówi dla Plejady Karolina Baranowska z firmy produkującej serial.