Tyle gwiazdy disco polo biorą za koncerty w pandemii. Stawki zwalają z nóg

289

Dzięki luzowaniu obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa artyści mogli ponownie wyjść na scenę i koncertować dla dużej publiczności. Mimo pandemii największe gwiazdy disco polo m.in. Zenek Martyniuk, Boys, Miły Pan czy zespół Mejk nie godzą się na upusty i wciąż za koncerty kasują ogromne pieniądze. Jakie mają stawki?

Tyle gwiazdy disco polo biorą za koncerty w pandemii. Stawki zwalają z nóg
Zenek Martyniuk i Marcin Miller. (AKPA)

Organizatorzy masowych imprez wykorzystują obecną sytuację i próbują negocjować warunki finansowe z gwiazdami disco polo. Jednak najbardziej popularne zespoły nie godzą się na cięcia i wciąż na koncertach zarabiają krocie.

Jak donosi "Super Express" król disco polo Zenek Martyniuk za występ życzy sobie od 25 do 30 tys. złotych. Muzyk ma podobno zajęte wszystkie najbliższe weekendy. Będzie koncertował zarówno w plenerze jak i w klubach.

Wokalista zespołu "Boys" Marcin Miller twierdzi, że nie gra już tyle koncertów co przed laty, jednak nie narzeka na brak propozycji. "Są koncerty, ale nie takie jak kiedyś, nie taka ilość, ale my nie narzekamy. Jest dobrze" - mówi Miller w rozmowie z "Super Expressem". Organizator koncertu za występ zespołu "Boys" musi zapłacić 30 tys. złotych.

Wielu organizatorów próbuje wykorzystać pandemię, żeby zaoszczędzić na zespole, ale ja nie będę schodził ze stawek. 30 tys. to kwota wyjściowa, ale nie będę grał za 5 tysięcy. Wiadomo, że koncerty w plenerze, koncerty w klubach i telewizyjne są inaczej liczone - wyjaśnia wokalista zespołu "Boys", "SE".

Zespół "Mejk" za jeden występ liczy sobie od 16 do 18 tys. złotych. Negocjacja ceny nie wchodzi w grę.

Czasem ktoś się targuje, ale nie schodzimy z ceny. Koncerty odbywają się normalnie, więc staramy się nie obniżać zbytnio stawek za występy. Cena za nasz koncert zawiera podatki. Ze stawki musimy opłacić innych muzyków, zatankować busa, wynająć nocleg - mówi Mariusz z zespołu Mejk, cyt. przez "SE".

Za koncert Miłego Pana, czyli 25-letniego Piotra Kołaczyńskiego trzeba zapłacić 14 tys. złotych.

Znowu gram po kilka koncertów w weekendy, a nawet w tygodniu: kluby, plenery i bardziej kameralne imprezy. Chętnie ruszyłem do pracy. Dużo występów w nadmorskich kurortach. W lipcu mamy ponad 50 koncertów. Myślę, że wypracowałem już swoją markę i nie chciałbym wracać finansowo do punktu, kiedy zaczynałem karierę, dlatego nie pozwalam sobie na to, żeby cena za koncert była mniejsza niż przed koronawirusem - tłumaczy Piotr Kołaczyński.

Jedynie lider zespołu "Bayer Full" Sławek Świerzyński godzi się upusty. Wokalista twierdzi, że woli koncertować za niższą kwotę niż siedzieć w domu. Zespół "Bayer Full" przed pandemią brał 25 tys. złotych, teraz może zagrać nawet za 50 proc. mniej.

Organizatorzy bardzo się targują. Ceny spadły o połowę. Nie każdy chce się do tego przyznać, ale prawda jest taka, że gra się za dużo mniej niż kiedyś, żeby tylko grać. (...) Występuję za mniej, bo wiem, że muszę przetrwać. Przetrwałem już różne rzeczy i wiem, że napinanie się i trzymanie się sztywnych stawek za wszelką cenę nic nie daje. Jedyne co się u mnie nie zmieniło, to wypłaty dla członków zespołu. Dostają swoje sto procent i to się nie zmieniło. To, że dla mnie zostaje 500zł, nie ma znaczenia, bo mam m.in. Zaiksy i nie narzekam. Mnie zależy, żeby moi ludzie dostawali wypłatę bez względu na to, za jaką kwotę gramy. Zespół jest najważniejszy, a ja zawsze śpiewam z wielką przyjemnością - mówi Sławek Świerzyński w rozmowie z "SE".
Zobacz także: Znane dzieci gwiazd, które przysparzają im problemów
Autor: ESO
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić