Co dalej ze schroniskiem Samotnia? Muszą wywieźć wszystkie sprzęty
Wraca sprawa schroniska PTTK Samotnia w Karkonoszach. Rodzina Siemaszków, która od 57 lat kieruje schroniskiem, zostanie na miejscu do rozpisania nowego konkursu, jednak jak ustaliła "Gazeta Wyborcza" z otrzymanego od PTTK pisma wynika, że dzierżawcy muszą wywieźć wszystkie sprzęty.
Pod koniec lipca br. schronisko PTTK Samotnia poinformowało, że władze PTTK wypowiedziały dzierżawę rodzinie Siemaszków. Decyzja ta wywołała sporo oburzenie w sieci. W wyniku medialnej burzy w ciągu kilku dni doszło do niespodziewanej zmiany tej decyzji.
Drodzy Przyjaciele i Sympatycy Samotni. Nie spodziewałyśmy się takiego poruszenia. Dziękujemy z całego serca! Dzięki Wam nasza kandydatura na opiekuna Samotni na kolejne lata będzie ponownie rozpatrywana! - poinformowały wówczas na Facebooku Sylwia Siemaszko i Magda Arcimowicz-Siemaszko, które prowadzą schronisko.
Prezes zarządu głównego PTTK Jerzy Kapłon kilka dni temu w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przekazał, że "paniom Siemaszko zostanie przedłużona umowa dzierżawy prawdopodobnie do kwietnia przyszłego roku. W tym czasie rozpisany zostanie też nowy konkurs, tak by każda z zainteresowanych prowadzeniem tego obiektu stron miała czas przygotować się do niego".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nowoczesny dom z bali z widokiem na Tatry. Koszty utrzymania zaskakują
W poniedziałek 28 sierpnia Magda Siemaszko-Arcimowicz otrzymała pismo z informacją o rozstrzygnięciu przetargu.
Prezes spółki Sudeckie Schroniska i Hotele poinformował mnie o tym, że żadna oferta nie spełnia wymagań stawianych przez organizatora, co skutkuje zamknięciem postępowania. O tym, że konkurs jest unieważniony, a nasza dzierżawa zostanie przedłużona, dowiedziałam się z mediów. Z otrzymanego przeze mnie pisma nic jeszcze nie wynika - tłumaczy prowadząca schronisko w rozmowie z "GW".
Magda Arcimowicz-Siemaszko i jej mama Sylwia Siemaszko podkreślają, że są bardzo wdzięczne wszystkim, którzy okazali wsparcie.
Z listu jaki otrzymały kobiety dwa miesiące temu wynika, że prowadzące schronisko muszą je opuścić w połowie września.
- Zgodnie z tym zawiadomieniem musimy wywieźć wszystkie sprzęty, łóżka, pościele, meble, pamiątki, zostawić schronisko puste. To olbrzymie przedsięwzięcie, które wymaga umówienia z firmą przewozową, całość zajęłaby nam prawdopodobnie co najmniej dwa tygodnie - mówi "GW" Magda Arcimowicz.