Jest prawnikiem z Izraela. Mówi, co jego kraj robi w Strefie Gazy
Świat obiegły wstrząsające obrazki ze Strefy Gazy, gdzie giną cywile, a dzieci umierają z głodu. - Przez dziesięciolecia będziemy się zastanawiać, dlaczego międzynarodowy system prawny - który stworzono po II wojnie światowej i który miał gwarantować, że nigdy więcej nie dojdzie do podobnych zbrodni - nie zadziałał - mówi o2.pl izraelski prawnik Michael Sfard.
- To cykl "Blisko Świata", w ramach którego piszemy na o2.pl o kryzysach humanitarnych, konfliktach zbrojnych i innych ważnych wydarzeniach dziejących się w różnych zakątkach globu.
- W tym odcinku wywiad z Michaelem Sfardem, izraelskim prawnikiem specjalizującym się w prawach człowieka.
- O działaniach Izraela w Strefie Gazy, gdzie od 7 października 2023 r. zginęło ponad 60 tys. ludzi, Sfard mówi: - Sądzę, że zarzut ludobójstwa robi się coraz trudniejszy do obalenia. (...) Jest coraz mniej wątpliwości co do tego, że celem obecnych władz Izraela jest doprowadzenie do tego, że Palestyńczycy w Strefie Gazy nie będą w stanie przetrwać jako grupa.
- Prawnik wskazuje, że władze Izraela chcą wdrożyć "wizję Trumpa". - On otworzył drzwi dla najbardziej mrocznych aspiracji Izraela - zauważa.
Łukasz Dynowski, szef redakcji o2.pl: W lipcu 2025 r. po raz pierwszy organizacje izraelskie, konkretnie B’Tselem i Physicians for Human Rights-Israel (Izraelscy Lekarze na rzecz Praw Człowieka), określiły to, co się dzieje w Strefie Gazy, mianem "ludobójstwa". Jak ważny to ruch?
Michael Sfard, izraelski prawnik*: Na wstępie muszę uczciwie zaznaczyć, że jestem doradcą prawnym grupy B’Tselem, a więc brałem udział w pracach nad raportem. Ale nie chcę mówić o raporcie. Nie jestem rzecznikiem żadnej z tych organizacji.
Sądzę natomiast, że zarzut ludobójstwa robi się coraz trudniejszy do obalenia. Są oczywiście różne definicje tego pojęcia: prawna, historyczna, politologiczna, ale też socjologiczna, która jest szersza. Definicja prawna jest z kolei wąska ze względu na interesy mocarstw, które były zaangażowane w tworzenie Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa.
W każdym razie jest coraz mniej wątpliwości co do tego, że celem obecnych władz Izraela jest doprowadzenie do tego, że Palestyńczycy w Strefie Gazy nie będą w stanie przetrwać jako grupa. Nie jestem pewien, czy możemy, nawet dzisiaj, powiedzieć, że Izrael chce zabić każdego, kto przebywa na tym terytorium. Ale chce na pewno zniszczyć wszystko to, co umożliwia życie społeczne w Strefie Gazy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Atak Izraela na kościół w Gazie. Głos Watykanu prosto z Lublina
Minister finansów Izraela Becalel Smotricz wprost powiedział w maju, że Strefa Gazy zostanie "całkowicie zniszczona" w ciągu kilku miesięcy. Trudno to sobie wyobrazić, bo żyją tam ponad 2 miliony ludzi, ale jak się spojrzy na zdjęcia satelitarne…
…to widać, że dokładnie to się teraz dzieje.
Czy zatem pana zdaniem jest to ostateczny plan Izraela - zrównanie Strefy Gazy z ziemią?
Myślę, że plan Izraela to przeprowadzenie czystki etnicznej w Strefie Gazy. Wizja władz Izraela, o czym rządzący sami wprost mówią, zakłada deportację Palestyńczyków ze Strefy Gazy. Tak właśnie często zaczyna się ludobójstwo - od zamiaru deportacji. A gdy to się nie udaje, to rozpoczyna się fizyczne ludobójstwo.
Nawet premier Izraela Binjamin Netanjahu, który nie używa takiej terminologii jak Smotricz, bo jest od niego trochę mądrzejszy, mówi o implementacji "wizji Trumpa". A ta wizja to nic innego jak czystka etniczna. To pozbycie się Palestyńczyków ze Strefy Gazy i wyrzucenie ich, jakby byli jakimiś ludzkimi odpadami, gdzieś daleko, nie wiadomo gdzie - a następnie przejęcie ich terytorium.
Trump otworzył drzwi dla najbardziej mrocznych aspiracji Izraela, które mogą się dzięki temu stać jawne i publiczne.
Ale w poniedziałek 28 lipca, po tym, jak świat zobaczył wstrząsające zdjęcia głodujących dzieci w Strefie Gazy, Trump stwierdził, że "dzieci trzeba nakarmić". Może więc zmienił zdanie na temat tego, co się dzieje?
Jestem ekspertem w kilku sprawach, ale na pewno nie w sprawie Trumpa i jego duszy, która jest dla mnie nieprzenikniona. Wiem tylko tyle, że odkąd publicznie powiedział o przymusowej deportacji Palestyńczyków z Gazy i stworzeniu tam kasyna, hotelu i resortu…
…Trump nazwał to "riwierą Bliskiego Wschodu".
Tak. Odkąd więc publicznie nakreślił ten plan, to nawet politycy tacy jak Netanjahu, a więc ostrożniejsi niż Smotricz czy minister bezpieczeństwa wewnętrznego Itamar Ben-Gwir, zaczęli głośniej mówić o czystce w Gazie.
Wśród pojawiających się planów jest "miasto humanitarne" w Rafah, do którego mieliby zgodnie z założeniami ministra obrony Israela Kaca trafić wysiedleni Palestyńczycy - na początku 600 tys. osób, a docelowo 2,1 mln. Izraelskie media donoszą, że plan ten został zamrożony, ale nie wiadomo, czy wykreślony na dobre. Pan określił ten plan jako zbrodnię przeciwko ludzkości. Dlaczego?
Po pierwsze, odmawiam brania udziału w procesie niszczenia języka. Rząd Izraela nie tylko niszczy Strefę Gazy, ale też język. Bo to, o czym teraz mówimy, to wcale nie byłoby "miasto" - to byłby obóz. I bynajmniej nie byłby to obóz humanitarny, tylko obóz dla internowanych.
To tak jak z psem. Jak chcesz, żeby pies wyszedł z domu, to pokazujesz mu jedzenie i zaczynasz wychodzić, a on za tobą idzie, bo cały czas ma to jedzenie przed oczami. I dokładnie na tym polega plan wobec Palestyńczyków - chcą ich przenieść na południe Strefy Gazy, obiecując tam jedzenie, a jak Palestyńczycy za nimi nie pójdą, to po prostu umrą z głodu. W prawie międzynarodowym takie masowe przemieszczenie ludności, bez możliwości powrotu, to przymusowe przesiedlenie. Gdy ma miejsce na mniejszą skalę, jest to zbrodnia wojenna. Ale gdy skala jest większa, to jest to zbrodnia przeciwko ludzkości.
I to jest właśnie plan Kaca. Czy zostanie zrealizowany, czy nie - tego nie wiem. Jeśli nie, to tylko dlatego, że władze Izraela przestraszyły się reakcji międzynarodowej i sankcji. Na pewno nie ze względów prawnych czy moralnych, bo takie względy obecnych władz Izraela w ogóle nie obchodzą.
Wracając jeszcze do języka i różnych pojawiających się w przestrzeni publicznej narracji - izraelskie MSZ opublikowało w ostatnich dniach w mediach społecznościowych serię filmów, w których oskarżało ONZ o to, że wstrzymuje pomoc dla Strefy Gazy. Widzieliśmy je także w Polsce, bo opublikowała je tutejsza ambasada Izraela. Jak pan to skomentuje?
To kampania kłamstw. Na studiach prawniczych uczą, że prawnik może prezentować alternatywne argumenty prawne w sądzie, ale nie może prezentować alternatywnych wersji wydarzeń. Nie można więc, na przykład, powiedzieć: "wazon nie został rozbity", a potem: "ktoś inny go rozbił", żeby następnie zmienić wersję na: "właściwie to ja go rozbiłem, ale miałem ku temu dobry powód".
Trzeba trzymać się faktów. A Izrael mówi tak: "nie ma głodu w Strefie Gazy. Ale jeśli jest głód, to nie my jesteśmy odpowiedzialni, tylko ONZ". To klasyczna strategia przestępców - najpierw nie przyznawać się do winy, a potem zrzucić ją na innych.
Izrael robi wszystko, co w jego mocy, żeby całkowicie zniszczyć infrastrukturę pomocy humanitarnej zbudowaną przez ONZ i organizacje międzynarodowe. W ramach tej infrastruktury istniało 400 punktów dystrybucji pomocy. Izrael je zlikwidował i zastąpił czterema punktami. Wszystkie znajdują się na południu Strefy Gazy.
Mówiąc krótko, mamy tutaj do czynienia z okrutną próbą zmiany narracji w wykonaniu Izraela.
Czy na tym etapie jest coś lub ktoś, kto może powstrzymać działania Izraela?
Tak, oczywiście - społeczność międzynarodowa, która ma wiele różnych możliwości wywierania nacisku na Izrael. Zwłaszcza jego sojusznicy w Europie oraz Stany Zjednoczone. Europa musiałaby dać jasny sygnał, że relacje z Izraelem bardzo się zmienią, jeśli natychmiast nie zgodzi się on na bezwarunkowe zawieszenie broni i nie wpuści do Strefy Gazy dziennikarzy i pracowników organizacji humanitarnych.
Europa to główny partner handlowy Izraela. Cała polityczna, ekonomiczna, a nawet militarna potęga Izraela jest uzależniona od jego sojuszników. Myślę więc, że presja międzynarodowa mogłaby być skuteczna.
Pytanie, co jeszcze ma się wydarzyć, żeby społeczność międzynarodowa coś zrobiła?
To świetne pytanie. Pytanie na dekady. Przez dziesięciolecia będziemy się zastanawiać, dlaczego międzynarodowy system prawny - który stworzono po II wojnie światowej i który miał gwarantować, że nigdy więcej nie dojdzie do podobnych zbrodni - nie zadziałał.
Mówimy o presji międzynarodowej, a co się dzieje w Izraelu? Czy po tym, jak świat zobaczył zdjęcia głodujących dzieci, zwiększył się sprzeciw wobec aktualnych wydarzeń?
Myślę, że tak. Po raz pierwszy od ponad 20 miesięcy głosy, które pytają o moralność działań Izraela, zaczęły się przebijać do głównych mediów, które, nawiasem mówiąc, są współodpowiedzialne za zbrodnie rządu, bo nie pokazują cierpienia w Strefie Gazy. Te media uniemożliwiały Izraelczykom zobaczenie tego, co robi Izrael. W Europie widzicie obrazki ze Strefy Gazy, ale w naszych głównych mediach one się nie pojawiają, zwykły obywatel Izraela ich nie zobaczy.
Mamy oczywiście otwarte społeczeństwo, jest internet i ci, którzy chcą, wszystkiego się dowiedzą. Ale większość ludzi czerpie informacje z wieczornych wiadomości w głównym kanale TV - a tam takich obrazków nie ma. W ostatnich tygodniach, w związku z głodem i oburzeniem opinii międzynarodowej, telewizja dopuściła do obiegu informacyjnego część doniesień.
Jest więc większa otwartość, ale i tak dużo mniejsza, niż powinna być. Podam przykład. Jedna z telewizji pokazała w ostatnich dniach okładkę brytyjskiej gazety "Daily Express", na której jest przerażająco chude dziecko - tyle że zdjęcie zostało zablurowane, więc dziecka nie widać.
Większość ludzi w TV dalej obwinia o wszystko Hamas i ONZ. Ale przynajmniej nie ma już kłamstw, że w Strefie Gazy nie ma głodu.
Rozmawiamy o Strefie Gazy, ale jest jeszcze Zachodni Brzeg. W środę 23 lipca parlament Izraela stosunkiem głosów 71-13 zatwierdził wniosek wzywający do aneksji tego obszaru. Jak traktować ten ruch - jako tylko symboliczny czy popychający Izrael dalej w jego zamiarach?
Absolutnie nie jest to tylko symboliczne. Co prawda w dużej mierze Zachodni Brzeg i tak został już zaanektowany, ale oficjalna aneksja dałaby władzy więcej narzędzi i przyspieszyłaby usuwanie Palestyńczyków z obszarów pozamiejskich.
I znowu - to jest całkowite naruszenie podstawowych zasad prawa międzynarodowego, które zakazuje dokonywania jednostronnej aneksji okupowanych terytoriów. Jak nie możesz dokonać aneksji, to nie masz motywacji do prowadzenia wojen. Jeśli jednak Izrael zaanektuje Zachodni Brzeg, a społeczność międzynarodowa na to pozwoli, będzie to sygnał dla wszystkich agresorów na świecie, że agresja może się opłacać. Jak Izrael dokona aneksji, to dlaczego Władimir Putin nie mógłby zaanektować Krymu i innych części Ukrainy, a potem może i państw bałtyckich?
To jest niszczenie głównego narzędzia prawnego służącego do zapobiegania wojnom.
Jako prawnik prowadził pan sprawy sądowe przeciwko nielegalnemu osadnictwu na Zachodnim Brzegu. Jak bardzo to, co się dzieje - ataki w Strefie Gazy i głosowanie za aneksją Zachodniego Brzegu - utrudni walkę w sądach przeciwko izraelskim osadnikom, którzy wypędzają Palestyńczyków z ich własnych domów i je niszczą?
Wszyscy patrzą na Strefę Gazy, to zrozumiałe. Ale podczas gdy Izrael prowadzi tam wojnę, Zachodni Brzeg doświadcza największej fali przemocy, czystki i grabieży ziemskiej od 30 lat, czyli od czasu, kiedy zacząłem się zajmować tym tematem. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Dziesiątki małych społeczności są wysiedlane w wyniku przemocy ze strony osadników i wojska. A agresorzy są całkowicie bezkarni.
Dzieje się w tym momencie ogromna zmiana na mapie Zachodniego Brzegu. Na południe od góry Hebron, a także w Dolinie Jordanu i na obrzeżach Jerozolimy obserwujemy przymusowe przesiedlenia, ludzie są odcinani od swoich terenów rolnych.
To jest czysta przemoc.
Rozmawiał Łukasz Dynowski, szef redakcji o2.pl
*Michael Sfard - urodzony w 1972 r. izraelski prawnik specjalizujący się w prawach człowieka i prawie wojennym. Przed Sądem Najwyższym Izraela reprezentował wiele palestyńskich i izraelskich organizacji - m.in. w sprawach dotyczących demontażu nielegalnych izraelskich osiedli na ziemi palestyńskiej w Zachodnim Brzegu. W trakcie studiów prawniczych był rezerwistą Sił Obronnych Izraela (IDF) i spędził trzy tygodnie w więzieniu wojskowym za odmowę pełnienia funkcji eskorty izraelskich osadników w Hebronie. Wnuk Zygmunta i Janiny Baumanów.
Przeczytaj poprzednie artykuły z cyklu "Blisko Świata":