Łeba zdemolowana. Skandaliczne zachowanie turystów

44

- Widzę ogrom zniszczeń. I to zjawisko się nasila - grzmi w rozmowie z Radiem Gdańsk burmistrz Łeby Andrzej Strzechmiński. Samorządowiec rozkłada ręce, mówiąc o aktach wandalizmu w nadmorskiej miejscowości. Niestety, turyści nie potrafią uszanować praktycznie niczego.

Łeba zdemolowana. Skandaliczne zachowanie turystów
Turyści demolują Łebę (Facebook, Andrzej Strzechmiński)

Smutne, bardzo smutne słowa burmistrza Łeby Andrzeja Strzechmińskiego. W rozmowie z Radiem Gdańsk wyraźnie dał do zrozumienia, że osoby odwiedzające Łebę nie zachowują się tak, jak należy. Demolują praktycznie wszystko, co napotkają na drodze.

Ale nie jest to nic nowego. O problemie Strzechmiński informował w sieci choćby 10 czerwca bieżącego roku.

Stan umysłu. Przerażające skala zniszczeń wszystkiego włącznie z placami zabaw dla najmłodszych. A to wszystko by pobyt w Łebie był w miarę udany - pisał na Facebooku, publikując jednocześnie zdjęcie przewróconej toalety mobilnej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Hotelarze mają na co narzekać. "Trudny sezon"

Kolejny akt wandalizmu przedstawił miesiąc później. "I zaczęło się. Obserwuję od wielu lat powtarzalny mechanizm rozpoczęcia sezonu letniego w okolicach 07-10 lipca. Wraz z sezonem lawinowo rośnie dewastacja wszystkiego, co da się zniszczyć" - pisał.

Zaczyna się od dewastacji podestów i zejść na plażę, placów zabaw, w przestrzeni publicznej ławek i koszy na śmieci, zieleni. W pasie drogowym niszczenie znaków drogowych i umiejscowionych reklam. Parkowanie dostawczych samochodów i rozładunek towaru z chodników i w zieleni. Liczy się wyłącznie "kasa", która spaceruje po mieście. Na zdjęciu nowo oddane miejsce wypoczynku przy trasie rowerowej R-10. Poległ pod ciężarem samochodu - dodawał.

Burmistrz Łeby o aktach wandalizmu

Teraz o dewastacji Łeby opowiedział w rozmowie z Radiem Gdańsk. Nie ukrywa, że koszty napraw są wręcz gigantyczne.

Niszczone są place zabaw, pomosty, ścieżki rowerowe, szlabany, słupki. Wywracane są toalety toi toi. Naprawa kawałka nowego pomostu kosztowała nas 9 tysięcy złotych. Ktoś regularnie wyłamuje tak zwane szykany na jednej ze ścieżek. O tym, co dzieje się na placach zabaw, nie chcę nawet mówić, bo ktoś załatwił w jednej z zabawek potrzebę fizjologiczną, a potem chwalił się zdjęciem w internecie i zamiast z krytyką, spotkał się z aplauzem. Nie wiem nawet, jak to skomentować. Giną nam koła ratunkowe w porcie, ktoś uszkodził też pirs na nabrzeżu. Wstępnie koszt naprawy to 300 tysięcy złotych. Szacuję, że w tym roku zniszczenia, nie licząc dodatkowego sprzątania, to będzie około miliona złotych - przekazał Andrzej Strzechmiński.
Trwa ładowanie wpisu:facebook
Autor: MDO
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić