Twierdził, że testował "wiatrówkę". Trafił 11-letniego harcerza w szyję

149

Ta sprawa wstrząsnęła nie tylko mieszkańcami Małopolski. 30 stycznia 2020 r. harcerze z Krakowa ogrzewali się przy ognisku w lesie, gdy nagle jeden z nich, 11-letni chłopiec, został postrzelony w szyję. Oskarżony o próbę zabójstwa 40-letni Bartłomiej P. tłumaczył, chciał tylko przetestować wiatrówkę. 15 marca przed Sądem Okręgowym w Krakowie ruszył przeciwko niemu proces.

Twierdził, że testował "wiatrówkę". Trafił 11-letniego harcerza w szyję
Harcerz został postrzelony w szyję podczas obozowania w lesie (Getty Images, rbkomar)

Do sytuacji doszło 30 stycznia 2020 roku w lesie w Gródku nad Dunajcem (woj. małopolskie). Grupa dziesięciu chłopców z krakowskiego podobozu harcerskiego 10 KDH "Dzieci Słońca" przebywała tam wówczas na zimowisku.

11-letni harcerz postrzelony w lesie

Gdy harcerze gasili ognisko, w pobliże obozowiska miał podjechać samochód terenowy. Po chwili w lesie rozbrzmiał dźwięk strzałów. Okazało się, że kula trafiła 11-letniego chłopca.

Pojawił się lekka panika. Drużynowy wystąpił, by odciągnąć napastników, rannemu udzielono pierwszej pomocy - świadek zdarzenia, 19-letni uczeń Karol K., powiedział we wtorek na sali rozpraw, cytowany przez "Gazetę Krakowską".

Chłopiec trafił do szpitala z raną postrzałową przebijająca podstawę szyi. Rana znajdowała się tuż obok kręgosłupa szyjnego i głównych pni naczyniowych szyi, na szczęście ich nie przebiła. 11-latek wkrótce opuścił placówkę medyczną.

Sprawca odjechał z miejsca zdarzenia. Trzy dni później 38-letni wówczas Bartłomiej P. zgłosił się na policję i przyznał się do strzelania w lasku w Gródku. Przekonywał, że nie wiedział, że postrzelił człowieka. Twierdził, że chciał z kolegą przetestować swój pistolet wiatrówkowy, ale miał ze sobą tylko słabą latarkę, a w lesie było ciemno.

Bartłomiej P. usłyszał zarzut próby zabójstwa, nielegalnego posiadania broni i narażenia innych harcerzy na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. Trafił do aresztu tymczasowego. Śledczy ustalili, że oddał strzał z nielegalnie posiadanej broni palnej bocznego zapłonu, a nie - jak przekonywał - broni pneumatycznej.

Kolega Bartłomieja P. we wtorek przed Sądem Okręgowym w Krakowie przyznał, że feralnego dnia prowadził auto, a jego zeznania różniły się od relacji oskarżonego. - Wtedy na prośbę Bartłomieja P. zatrzymałem samochód, a on oddał strzał do lisa. Przyświecał sobie wtedy małą latarką. Broń była wyposażona w lunetę - powiedział na sali rozpraw Grzegorz D. O postrzeleniu 11-latka mężczyźni mieli dowiedzieć się dopiero 2 dni po fakcie.

Jak na razie nie udało się ustalić motywacji oskarżonego. We wtorek sąd zdecydował o przedłużeniu aresztu tymczasowego dla Bartłomieja P. o kolejne 3 miesiące.

Zobacz także: Ekspert o stanie Polskich Sił Zbrojnych. "Nie są gotowe do niczego"
Autor: SSŃ
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić