Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 
aktualizacja 

Dzieje się coś bardzo niepokojącego. Porównali Chiny i USA

Marynarka wojenna USA uchodzi za najsilniejszą i najpotężniejszą na świecie. Ale Chiny coraz bardziej depczą Amerykanom po piętach. Z nowych danych wynika, że potencjał stoczniowy Chin jest 200 razy większy niż USA. Dla państwa będącego potęgą morską takie dane to prawdziwa katastrofa.

Dzieje się coś bardzo niepokojącego. Porównali Chiny i USA
Okręty chińskiej marynarki wojennej w trakcie wspólnych ćwiczeń z Rosją w 2021 roku (Licencjodawca, 2021 China News Service)

Branżowy portal wojskowy The Drive opisał niepokojący aspekt rosnącej siły Chin. Chodzi o zdolności Chińśkiej Republiki Ludowej w zakresie budowy okrętów. Opierając się o slajd, którego autentyczność potwierdziła Marynarka Wojenna USA, portal przeprowadził analizę chińskich zdolności.

Ujawnione dane faktycznie powinny włączyć lampki ostrzegawcze w głowach analityków wojskowych. Pod uwagę wzięto względny potencjał stoczniowy obu krajów. Wyrażony w tonażu brutto pokazuje coś bardzo niepokojącego: Chiny nie tylko dogoniły USA, ale także przegoniły. I to o kilka długości.

O ile bowiem potencjał produkcyjny USA to skromne 100 tys. ton, o tyle całkowity potencjał Chin to aż 23,3 mln (!) ton. To nawet nie wyprzedzenie, a deklasacja. Oznacza to, że całkowity szacowany potencjał Chin jest 200 razy większy od tego, czym dysponują USA.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Amerykańskie wojsko na Morzu Południowochińskim

Liczby nie są łaskawe dla USA

Amerykanie mają zatem problem, i to poważny. Zdolność produkcyjna ich stoczni spadała jeszcze przed zakończeniem zimnej wojny. Później nadal się kurczyła, a obecnie - jak opisuje The Drive - jest na wyjątkowo niskim poziomie. Co przy rosnącym potencjale Chin może zwiastować poważne problemy hegemona światowych mórz i oceanów.

W czarnych barwach rysuje się także przyszłość. O ile jeszcze trzy lata temu chińska marynarka już przewyższała potencjałem swoją odpowiedniczkę po drugiej stronie Pacyfiku (355 okrętów wojennych wobec 296 amerykańskich), o tyle do roku 2035 będzie to już prawdziwa przepaść. Szacuje się, że za 12 lat w służbie chińskiej będzie 475 jednostek, zaś w US Navy - "zaledwie" maksymalnie 317.

Alex Luck dla o2.pl: Chińczycy mają łatwość "przełączania się"

Wszystko to składa się w bardzo ponury obrazek. Jeżeli Amerykanie chcą utrzymać pozycję światowego lidera, muszą zacząć działać. A czas nie gra na ich korzyść. Mówi o tym w rozmowie z o2.pl Alex Luck, ekspert ds. Chin, autor w branżowym portalu Naval News i Foreign Policy Research Institute.

Wskazuje on, że na sprawę należy patrzeć dwutorowo. Po pierwsze: nie ma wątpliwości co do tego, że Chiny mają zdecydowaną przewagę we względnym potencjale stoczniowym. Mają w tym zakresie tradycje i wciąż rozwijają swoje zdolności.

Wynika to z faktu, że ich stocznie są bardzo zintegrowane i mogą z łatwością "przełączać się" między budową okrętów wojennych i komercyjnych. Te same zakłady, które wyprodukowały moduły dla CV-18, trzeciego lotniskowca, produkują obecnie statki komercyjne. Chiny również stale modernizują i rozbudowują swoje zakłady produkcyjne, takie jak Hudong w Szanghaju, czy budujące okręty podwodne zakłady w Huludao - mówi Luck.

Przekonuje on również, że niemożliwa będzie rozbudowa potencjału USA do zakładanego poziomu, zbliżonego do 355 jednostek. Dlaczego? Choćby ze względu na to, że zbyt wiele starszych typów jednostek (jako przykład wymienia krążowniki rakietowe typu Ticonderoga) schodzi z linii, a nie ma ich czym zastąpić. Na problemy napotyka też budowa nowych jednostek podwodnych i w jego ocenie postęp w tym zakresie będzie można zobaczyć za co najmniej dekadę.

Luck dodaje również, że Chiny już teraz są w stanie skoncentrować w jednym miejscu dużą liczbę okrętów. W odróżnieniu od Amerykanów, których jednostki często rozlokowane są na całym globie i gdyby doszło do konfliktu w Azji, to zwyczajnie trzeba byłoby je ściągać w ten rejon. A to trwa.

Trwa ładowanie wpisu:twitter
Nawet mimo tego, że dziś ogólny tonaż floty US Navy jest jednak większy od chińskiej, to jest ona rozsiana po całym świecie. W sytuacji kryzysowej trzeba byłoby ją przesuwać, by skoncentrować ją w Azji Południowo-Wschodniej. Ale pomimo że dużą część tego stanowiłyby lotniskowe i ciężkie okręty desantowe, to nadal będą one wymagały dużej liczby jednostek eskorty, w tym niszczycieli rakietowych i jednostek podwodnych - dodaje ekspert.

Dawid Kamizela: Gdzie był jakikolwiek chrzest bojowy tych jednostek?

Są jednak elementy, w których Amerykanie wciąż dominują. To przede wszystkim doświadczenie bojowe i wyszkolenie załóg. Tego - jak wskazują i Luck, i Dawid Kamizela, specjalista w zakresie marynarki "Nowej Techniki Wojskowej" - brakuje Chińczykom. Podobnie jak sprawdzenia w realnym boju. Z czym nie mają problemu Amerykanie. Ich okręty, jak mówi Kamizela, brały udział w niemal wszystkich konfliktach zbrojnych XX w. Czego z kolei brakuje Chinom.

Gdzie był jakikolwiek chrzest bojowy tych jednostek? Gdzie i kiedy Chińczycy mogli zweryfikować słuszność lub błędy projektowe swoich jednostek? W którym momencie ich okręty zostały ostrzelane, wpadły na minę, zostały trafione pociskami przeciwokrętowym? Nie było tego. A amerykańskie okręty wpadały na miny, zderzały, nawet tonęły. Ich załogi miały od 1945 r. wiele możliwości, by sprawdzić wyszkolenie, procedury i stosowane rozwiązania techniczne - mówi o2.pl Kamizela.

Obaj też mówią o jeszcze jednej, niezwykle istotnej kwestii: sojuszach i sojusznikach. Tego zwyczajnie brakuje Chińczykom, którzy przez swoją politykę są praktycznie pozbawieni wsparcia liczących się w regionie graczy. A Amerykanie? Australia, Nowa Zelandia, Korea Południowa, Japonia - to tylko największe państwa, skupione w różnego rodzaju układach i porozumieniach z USA. W takim układzie, siły sojusznicze będą większe niż siły Chin.

Kto stanąłby ramię w ramię z Chinami w razie konfliktu z USA? - pyta Kamizela. Luck zaś dodaje, że "sojuszników i partnerów Chiny nie będą w stanie pozyskać".

Zdaniem Lucka obie strony mają przeciwstawne problemy. Chiny mają potencjał sprzętowy i wciąż go powiększają. Wciąż jednak brakuje im szkoleń dla personelu obsługującego nowe jednostki. Nowi rekruci i tak zaczynają od zera, a starszy personel musi zapoznać się z nowoczesnym sprzętem, który wszedł do służby w ciągu ostatnich dziesięciu lat.

Z drugiej strony marynarze i obsługi jednostek USA mają duże doświadczenie (choć od dłuższego czasu jednostki te nie prowadziły równorzędnej wojny morskiej), ale zmagają się z takimi problemami, jak gotowość, starzenie się sprzętu i potrzeba budowy większej liczby nowych jednostek w celu powiększenia floty - przekonuje.

W związku z tym będą również polegać na sojusznikach. Dlatego, jak mówi, widzimy ostatnio wiele wysiłków na rzecz większego rozwoju zdolności sojuszniczych, takie jak grupa QUAD (Japonia, Indie, Australia, USA), czy AUKUS - sojusz Australii, USA i Wielkiej Brytanii, mający na celu budowę nowych okrętów podwodnych dla Australijczyków.

Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić