Pierwsza wojna covidowa. Może przerodzić się w domową
Pandemia nie jest jedynym dramatem Etiopczyków. Statystyki mrożą krew w żyłach. 350 tysięcy ludzi głoduje, dwa miliony straciły dach nad głową, a kilka tysięcy - życie. W prowincji Tigraj przez 9 miesięcy toczyły się walki. Teraz okaże się, czy to koniec wojny.
Wszystko zaczęło się latem 2020 roku, kiedy premier Etiopii Abiy Ahmed odwołał ogólnokrajowe wybory parlamentarne. Tłumaczył to pandemią koronawirusa.
Pierwsza wojna COVID-owa
Ludność prowincji Tigraj jednak się zbuntowała, twierdząc, że to wbrew demokracji. Wbrew jego decyzji przeprowadzili lokalne głosowanie. Politycy opozycji wygrali z druzgocącą przewagą.
Czym właściwie jest wolność słowa? Czy potrzebne nam są regulacje?
Władze Etopii tych wyborów jednak nigdy nie uznały. W październiku 2020 r. odcięły region od funduszy z centralnego budżetu.
Koniec października to atak na dwie bazy etiopskiej armii. Rebelianci twierdzą jednak, że wyprzedzili tylko ruch sił federalnych, które koncentrowały się na granicach regionu. 4 listopada ruszyła rządowa ofensywa na Tigraj.
Jak to najczęściej z tego typu konfliktami bywa, większość ofiar to cywile. Do regionu, za zgodą władz w Addis Abebie, wkroczyła od północy armia Erytrei, a od wschodu bojówki z prowincji Amhara.
Walki trwały 9 miesięcy. Obecnie ustały. Nie jest jednak pewne czy ustały na chwilę, czy trwale. Kontynuacja wojny będzie oznaczała katastrofę humanitarną w Tigraju, a być może wojnę domową w całej Etiopii.