Wbrew plotkom sytuacja w Czechach nie wpływa na stan wód w Polsce, a eksperci z obu krajów współpracują ze sobą i wyjaśniają prawdziwe przyczyny obecnej sytuacji. - Taka suma opadów zazwyczaj powinna spadać w ciągu trzech, czterech miesięcy - mówią o2 naukowcy krajowi oraz ci zza południowej granicy.
Czechy, podobnie jak Polska, walczą z katastrofalnymi skutkami powodzi. Niestety, nie wszyscy chcą pomagać w obliczu tragedii. Prócz szarżujących szabrowników w roli negatywnych bohaterów pojawia się także młodzież. Policja czeska pokazała, co dzieciaki w wieku od 9 do 12 lat robiły na zaporze.
Powódź w Czechach ustępuje, ale mieszkańcy są wstrząśnięci ogromem zniszczeń. W wielu miejscach nadal brakuje prądu, a woda z kranów pozostaje niezdatna do picia. - Spodziewałem się, że będzie źle. Ale to, co zobaczyliśmy, jest tragiczne. Katastrofa - powiedział "Bleskowi" Tomáš Navrátil, burmistrz położonej tuż przy granicy z Polską Opawy.
Czesi wciąż walczą ze skutkami powodzi, do jakiej doszło w ten weekend. W ostatnich godzinach ich działania głównie polegały na ewakuacji mieszkańców. Jedną z dramatyczniejszych interwencji była ta pod granicą z Polską, gdzie uratowali trójkę dzieci, które by uciec przed wodą, utknęły na drzewie.
W Czechach we wtorek odwołano stan ekstremalnego zagrożenia, a mieszkańcy zalanych obszarów zaczynają sprzątać i oceniać straty. Jak informuje Polska Agencja Prasowa (PAP), powodzianie zmagają się z brakiem wody pitnej i prądu, co dodatkowo utrudnia ich codzienne życie. Choć woda na południu kraju jeszcze nie ustępuje, nie powinna już zagrażać lokalnym regionom.
Nagrania i zdjęcia z Czech, gdzie śmiałkowie podczas powodzi serfują lub skaczą z mostu "na bombę" do rwącej rzeki krążą w sieci. Tymczasem czeskie media donoszą, że jednego z nich ruszyło sumienie i po swoim wyskoku sam zgłosił się na policję. Chodzi o słynne nagranie z Ostrokovic.
W Czechach, w miejscowości Opawa, żywioł doszczętnie zniszczył restaurację prowadzoną przez rodziców 27-letniej Karolíny Mališovej. Modelka, głęboko poruszona skalą zniszczeń, udostępniła na swoim Instagramie zdjęcia dokumentujące skutki powodzi.
Czeskie śmigłowce Mi-17 wyruszyły z pomocą do Polski, kierując się najpierw do Jeleniej Góry, a następnie do Pilchowic. Ich głównym celem było wsparcie w akcjach ratunkowych w regionie dotkniętym powodzią. Śmigłowiec pomagał wykonywać zrzuty wody z przepełnionego zbiornika na rzece Bóbr i ewakuować ludzi.
Poziom Wełtawy w stolicy Czech nieustannie się podnosi. Mimo to, nie brakuje osób, które ignorują zakazy i praktykują w rzece sporty wodne. Władze Pragi apelują do mieszkańców o rozsądek. Ostrzegają także, aby nie zbliżać się do brzegów zalanych rzek, bowiem zagrożenie istnieje nie tylko w wodzie, ale również w jej pobliżu - podaje portal Blesk.
W poniedziałek Czechach doszło do pęknięcia tamy. Fala powodziowa dotarła do zbiornika Racibórz Dolny, który zdołał przechwycić napływającą wodę, ale cały teren wokół niego został zalany. Obszary, które wcześniej były w miarę suche, szybko znalazły się pod wodą. Oto zdjęcia przed i po.
Czesi, podobnie jak Polacy od kilku dni mierzą się z ogromnymi powodziami, jakie nawiedziły północ ich kraju. Woda wdarła się do wielu miast i wsi, w których mieszkańcy starają się uratować swój dorobek. Obecnie hitem w sieci staje się pomysłowość powodzian z dzielnicy Katerinky w Opawie. Ich zdjęcie obiegło Czechy - ma już ponad 100 tysięcy odsłon.
- Nie doświadczyłem czegoś takiego od 31 lat - mówi Libor Šejna ze Stacji Ratowania Zwierząt w Makovie (Czechy). Ptaki, które nie odleciały jeszcze do ciepłych krajów, "masowo umierają". To efekt obniżonej temperatury i opadów, które przyczyniły się do gigantycznej powodzi.
Czesi mierzą się z niszczycielskimi powodziami. Sytuacja w wielu miejscach jest nadal trudna. Problemem jest nie tylko wielka woda. Czeskie służby odnotowały już pierwsze próby grabieży.
Niektórzy Czesi powódź traktują, jak widać mało poważnie. W mediach społecznościowych pojawiło się nagranie, na którym widać mężczyznę skaczącego z mostu do rzeki Dřevnice w Czechach. Tymczasem w innym regionie, niektórzy wykorzystują rwące rzeki do pływania czy surfingu.
Momenty klęski żywiołowej potrafią ludzi jednoczyć, ale potrafią też być okazją dla wandali i złodziei. Przekonali się o tym czescy strażacy, którzy stracili jeden ze swoich pojazdów uprzywilejowanych. Ktoś po prostu ukradł go ratownikom w najtrudniejszym dla Czechów czasie. Ludzie są oburzeni i wściekli.
Sytuacja powodziowa po obu stronach granicy jest poważna, a w licznych miejscach woda osiągnęła poziomy z 1997 roku — napisał na platformie X Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera. Jak zdradził, zdaniem jego czeskiego odpowiednika w najbliższych godzinach sytuacja może się jeszcze pogorszyć.
Górskie miasteczko Jesenik (pol. Jesionik), położone w Czechach niedaleko granicy z Polską, zostało całkowicie zalane wodą. Straż pożarna obecnie korzysta z helikopterów, a tam, gdzie warunki jeszcze na to pozwalają, używa wozów strażackich i łodzi do udzielania pomocy. Do tej pory udało się ewakuować 168 osób, w tym małe dzieci. Miasto leży 45 km od Głuchołazów.
W niedzielę 15 września premier Czech Petr Fiala poinformował, że najgorsza faza powodzi jeszcze nie minęła. Wskazał, że poziom niektórych rzek wciąż nie osiągnął jeszcze stanu kulminacyjnego, a co za tym idzie, Czesi będą musieli nadal zmagać się z trudną sytuacją. Od trzech dni żywioł pustoszy niemal cały kraj.