Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 
aktualizacja 

Ekspert nie ma wątpliwości. "Katastrofalna wiadomość dla Indii"

Szesnastego września podczas szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Samarkandzie premier Indii – drugiego pod względem populacji kraju świata – ofuknął Władimira Putina, stwierdzając, że "to nie czas na wojnę". Rozpętana przez Rosję wojna w Ukrainie osłabiła jego kraj, a wzmocniła Chiny. – Dla Indii Rosja wpadająca w objęcia Chin to katastrofalna wiadomość – komentuje dla o2.pl Patryk Kugiel, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Ekspert nie ma wątpliwości. "Katastrofalna wiadomość dla Indii"
Premier Indii Narendra Modi i Władimir Putin podczas spotkania w 2021 roku (Newspix.pl, Zuma)

Premier Indii Narendra Modi zwrócił się w Samarkandzie bezpośrednio do Putina. – To nie czas na wojnę, rozmawiałem z tobą o tym przez telefon – mówił.

Oczywiście trudno przypuszczać, że rozmowa z indyjskim premierem byłaby w stanie powstrzymać wojnę, jednak głos Modiego staje się coraz bardziej słyszalny. A Indie – kraj zamieszkiwany przez ok. 1,4 mld ludzi, który w przyszłym roku według ONZ prześcignie Chiny pod względem populacji – rosną w siłę i są jedynym krajem w Azji mogącym stanowić realną przeciwwagę dla Chin.

Budda podnosi rękę

Szczyt w Samarkandzie pokazał, że w obliczu słabnącej Rosji Indie zamierzają jeśli nie przycisnąć Rosję mocniej, to zredefiniować warunki, na jakich będą budować z nią swoje relacje.

Ta wypowiedź była może nie policzkiem, ale podniesieniem ręki i wykonaniem zamachu w stronę Rosji. Modi po raz pierwszy skrytykował prowadzenie wojny przez Putina, a nie poprzestał na uznaniu sprawy za "problem Rosji i jej interesów". Tradycyjnie polityka Indii opierała się na wizerunku pokojowego mocarstwa. Nawet ich próba atomowa nosiła kryptonim "Uśmiechnięty Budda". Słynący z ostrego języka i nacjonalistycznej retoryki Modi tym razem użył języka w starym stylu premierów Nehru i Gandhi. Jednak trudno na razie przewidywać i diagnozować, jakie będą kolejne działania indyjskiego rządu – mówi w rozmowie z o2.pl prof. Aleksander Głogowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W tej układance kluczową pozycję zajmują Chiny, z którymi Indie od dawna mają napięte stosunki. Tuż przed wojną w Ukrainie bliska Indiom Rosja zaczęła zacieśniać swoje stosunki z Państwem Środka. Czy była to kropla, która przelała czarę goryczy? Raczej bolesne unaocznienie Indiom, że nie można być zawsze neutralnym i w ciążącym ku nowej zimnej wojnie świecie trzeba będzie się opowiedzieć po którejś ze stron.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Mała zimna wojna

Prof. Głogowski podkreśla, że "mała zimna wojna" trwa na Subkontynencie Indyjskim już od 1947 roku. Uwidaczniają się w niej dwa bloku: w jednym Pakistan wspierany przez Chiny i zbliżającą się do nich Rosję, a w drugim zaczynające ciążyć ku Zachodowi Indie. USA liczyły, że po uzyskaniu niepodległości w 1947 roku Indie będą naturalnie ciążyły ku blokowi zachodniemu, mając na uwadze choćby to, że indyjskie elity kształciły się w zachodnich lub na nich wzorowanych szkołach i uczelniach. Tak się jednak nie stało i przez okres zimnej wojny Indiom (mimo głoszenia formalnego "niezaangażowania") bliżej było do ZSRR, którego model rozwoju gospodarczego starały się wprowadzać. Szczególnie uwidoczniło się to w okresie rządów Indiry Gandhi. Sytuacja zmieniła się w 1991 r., kiedy Indie zerwały z gospodarką socjalistyczną.

Indie nie zdecydowały się jednak na mocniejsze związanie się z Zachodem. Próbowały iść swoją drogą i podtrzymywać relacje ze wszystkimi liczącymi się krajami, jednocześnie nie popadając w żadną formę zewnętrznego uzależnienia.

Coś się jednak zmienia. Rosja przestaje być potrzebna Indiom, głównie ze względu na zbliżenie Pekinu i Moskwy. Druga kwestia to uniezależnienie się Indii od rosyjskiej broni. Hindusi dokonują jej zakupów w USA i we Francji. Chcą także rozwijać własny potencjał militarny w oparciu o Zachód. A Rosja traci wiarygodność jako dostawca broni, gdyż potrzebuje jej przede wszystkim do walk w Ukrainie – m.in. dlatego Indie zrezygnowały z zakupu myśliwców MiG-29. Choć w grę wchodziły i inne czynniki: niska sprawność maszyn i kłopoty z dostawami części zamiennych z Rosji.

"Nienaruszalna przyjaźń" i lata nieufności

Na silne relacje wojskowe wskazuje także analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Patryk Kugiel. Związki wojskowe, historyczne i ideologiczne opisuje jako trzy filary, kluczowe do zrozumienia skomplikowanej relacji łączącej oba państwa.

Pierwszy filar to tematy związane z obronnością. W użyciu armii indyjskiej jest od 60 do 90 proc. uzbrojenia rosyjskiego. Rosjanie przekazywali Hindusom technologię produkcji systemów obrony przeciwlotniczej, budowy okrętów podwodnych itp. Trzy tygodnie temu Indie wcieliły do służby swój drugi lotniskowiec. Bardzo wiele komponentów to technologia rosyjska, choć podczas budowy ujawniły się problemy, związane m.in. z dostawą stali z Rosji. Tak samo rosyjską technologią są samoloty, które przez ten okręt będą przenoszone. Uzależnienie od rosyjskiego uzbrojenia było i jest duże. Zachód długo nie był skłonny zgodzić się na transfer technologii. A Rosjanie tak. To też był jeden z argumentów, dla których Indie nie chciały potępić Rosji w sprawie wojny w Ukrainie.

Druga rzecz to kwestie historyczne. W okresie zimnej wojny ZSRR było najbardziej zaufanym partnerem politycznym Indii, co było szczególnie istotne np. w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, gdzie ZSRR niejako reprezentował Indie, był ich "głosem" i blokował wszelkie niekorzystne dla Indii rezolucje. Tak było, kiedy Pakistan, w owym czasie bardzo blisko współpracujący z USA, próbował na forum ONZ podnosić temat Kaszmiru. Indie mogły wtedy liczyć na radzieckie weto. Próbując początkowo zachować neutralność, coraz mocniej zmierzały w stronę bloku wschodniego. Szczególnie od 1971 r., kiedy podpisany został traktat o przyjaźni. Od tego momentu współpraca z ZSRR była bardzo ścisła.

I to nadal jest ważne dla Hindusów, szczególnie starszych. Młodsze pokolenie jest bardziej prozachodnie, ich związki z Rosją są dużo słabsze. Rosja nie ma zresztą takich środków, by wspierać np. wymiany studenckie czy promować kulturę rosyjską w Indiach, tak jak to było w czasach zimnej wojny. Młodzież chętniej patrzy na zachodni wzorzec życia. Choćby w USA jest trzymilionowa diaspora indyjska – tłumaczy Patryk Kugiel.

Mając to na względzie, ekspert PISM ocenia, że spotkania w Samarkandzie i słów premiera Modiego nie można odczytywać jako jakiejś szczególnej zmiany kursu. Nie padło tam wezwanie do zakończenia wojny, nie było potępienia rosyjskiej agresji, a raczej luźne napomnienia – choć w formalnym świecie dyplomatycznego konwenansu musiały one być dla rosyjskich dyplomatów – i władz w ogóle – głośne niczym krzyk. Ale jako że dyplomacja ma służyć budowaniu mostów, a nie paleniu ich za sobą, indyjski premier musiał do łyżki dziegciu dolać sporo miodu. Dlatego rozmawiał z Putinem o rosnących kosztach ropy czy żywności. Wspomniał też o łączącej oba kraje "nierozerwalnej przyjaźni", a także o swojej osobistej, długoletniej znajomości z Putinem. Dlatego, choć słowa Modiego swoją wagę miały, to trudno mówić o radykalnym zwrocie w polityce.

Indie zawsze mówiły o potrzebie wielobiegunowego świata i w ich wizji świata międzynarodowego bliżej im do myślenia i wizji rosyjskiej niż amerykańskiej. Traktowały i traktują Zachód, szczególnie USA, z rezerwą. Kiedy zaczęła się wojna z terroryzmem i Pakistan ponownie stał się najbliższym współpracownikiem USA, ta nieufność jeszcze się pogłębiła. A Rosja skrzętnie to wykorzystywała – mówi dalej Kugiel.

Dodaje, że starania o zbliżenie z Indiami podejmowała Europa. Zmieniło się także nastawienie w sprawie transferu technologii, szczególnie wojskowej. Około 2001 r. Indie kupowały ok. 83 proc. swojego uzbrojenia z Rosji. W 2014 r. to było 63 proc., a w roku ubiegłym – 46 proc., więc udział uzbrojenia rosyjskiego spada, a w to miejsce wchodzą USA, Francja czy nawet Izrael.

Nigdy zaś w relacjach rosyjsko-indyjskich dużej roli nie odgrywały kwestie energetyczne czy handlowe. Dwa lata temu cała wymiana handlowa Indie-Rosja (13 mld dolarów) stanowiła 1/10 wolumenu ogólnego handlu Indii z USA. Rosja była zaledwie 26. najważniejszym partnerem handlowym Indii. Podobnie jest z energetyką. Do bieżącego roku Indie kupowały niewiele rosyjskiej ropy, gazu czy węgla. Dopiero po nałożeniu zachodnich sankcji i udzieleniu obniżonej ceny przez Rosję, Indie oportunistycznie skorzystały na okazji i zaczęły masowo importować rosyjską ropę, stając się drugim jej konsumentem po Chinach. Pewne znaczenie ma jedynie energetyka jądrowa, gdyż Rosjanie budują w Indiach reaktory jądrowe.

Indie są mocarstwem atomowym, które nie podpisało jednak układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT), przez co Zachód nie chciał przez dekady dostarczać technologii i surowców nuklearnych. Ale także w tym obszarze zachodzi zmiana. W ostatnich latach coraz bardziej gotowa do współpracy jest Francja czy – szczególnie od 2008 r., od podpisania umowy o współpracy cywilnej w zakresie technologii atomowej – USA. Zachód stara się zastąpić tego partnera, jakim była zwyczajowo Rosja.

Przyczajony Zachód, nieukryty Smok

Aby zrozumieć politykę Indii, należy pamiętać, że jedynym poważnym zagrożeniem dla tego kraju są Chiny, a nie jest nim mniejszy w zakresie gospodarczym, ludnościowym czy militarnym Pakistan. W relacjach chińsko-indyjskich to Indie są tym mniejszym partnerem. Mniejsza jest ich gospodarka (szósta na świecie wobec drugiej) i armia, choć tu różnice są mniejsze (czwarta wobec trzeciej według GlobalFirepower). Indie same nie są w stronę poradzić sobie z tym zagrożeniem, dlatego tym chętniej patrzą w stronę USA. Polityka władz New Delhi starała się nie dopuszczać do zbytniego zbliżenia Rosji z Chinami. Plany te wzięły jednak w łeb wraz z wybuchem wojny w Ukrainie.

Dla Indii Rosja wpadająca w objęcia Chin to katastrofalna wiadomość. Pojawiają się pytania np. o dostawy uzbrojenia w razie konfliktu indyjsko-chińskiego. Dotąd Rosja była swego rodzaju mediatorem między Indiami i Chinami. To działało, ale przestało i jest argumentem, by Indie mocniej wiązały się z USA czy Europą. Indie tracą niezależnego partnera, które pozwalał im zachować równowagę w relacjach z Chinami. Dlatego dziś, gdy słabnie Rosja, to siłą rzeczy w Azji rośnie pozycja Chin – mówi Patryk Kugiel.

Przekonuje, że trudno powiedzieć, jaką drogę polityczną obiorą w tych warunkach Indie. Najpierw pandemia, a potem wojna zmieniły dotychczasowy układ sił. Jeśli chodzi o wojnę w Ukrainie, to wszyscy będą starali się przeciągnąć Indie bliżej swojego bloku. Stawia jednak diagnozę, że Indie będą starały się zachować dobre lub poprawne relacje ze wszystkimi głównymi graczami tak długo jak to możliwe.

Ale wzywania środowiskowe czy technologiczne sprawiają, że dzisiaj, po trzech latach pandemii i ośmiu miesiącach wojny w środku Europy, Indie bardziej potrzebują Zachodu, zwłaszcza w sytuacji wasalizacji Rosji przez Chiny. Z jednej strony Indii nie da się do niczego przymusić, bo to kraj, który nie chce wchodzić w żaden trwały sojusz, wiążący go prawnie i ograniczający możliwości prowadzenia polityki.

Z drugiej jednak strony, jeśli wojna w Ukrainie nadal będzie układała się niepomyślnie dla Rosji, to Indie będą coraz mocniej dryfowały w stronę Zachodu - z uwagi na swoją obawę przed rosnącą potęgą Chin. Nie powstanie żaden sojusz antyzachodni z udziałem Indii, Rosji i Chin, bo Indie nie przyjmą statusu "mniejszego brata". Aby zrównoważyć Chiny, potrzebują Zachodu. A potrzebują Zachodu tym bardziej, im mniej mogą liczyć na Rosję.

Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl

Zobacz także: Putin wprost o broni jądrowej. "Ten atak spotka się z odwetem"
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić