Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 

Nazywa Zełenskiego "przeciwnikiem". Oto armia Węgier

Fidesz wygrał wybory parlamentarne na Węgrzech. Viktor Orban ponownie będzie premierem. W przemówieniu po ogłoszeniu wstępnych wyników wskazał Wołodymra Zełenskiego jako swojego przeciwnika. Nie zgodził się także na dostawy broni do Ukrainy przez terytorium jego kraju. A jak wygląda armia samych Węgier?

Nazywa Zełenskiego "przeciwnikiem". Oto armia Węgier
Viktor Orban od dawna trzyma się blisko Władimira Putina (tutaj zdjęcie z 2017 roku), a po inwazji Rosji Węgry odmówiły przepuszczenia przez swój teren transportu broni do Ukrainy (Getty Images, Mikhail Svetlov)

O Orbanie otwarcie się mówi, że rozbija jedność UE i NATO. Kraj ten - tak samo jak Polska - wstąpił do NATO w 1999 r. I tak jak Polska w 2004 r. stał się członkiem Unii Europejskiej. W ostatnich latach Węgry prowadziły jednak dwuznaczną politykę, obliczoną na zbliżenie do Rosji. Szczególnie w kontekście energetyki, ale także zbrojeń.

Przyjrzyjmy się zatem armii naszego - do niedawna - bliskiego sojusznika w ramach NATO i Grupy Wyszehradzkiej. Według rankingu GlobalFirePower (GFP) Węgry zajmują 56. miejsce w liczącym 142 pozycje zestawieniu siły militarnej krajów świata. Dla porównania Polska zajmuje miejsce 24.

Według GFP na armię Węgier składa się ok. 23 tys. żołnierzy w służbie czynnej i 20 tys. żołnierzy rezerwy. Do tego dochodzi 12 tys. osób pozostających w - jak to opisuje GFP - strukturach paramilitarnych, czyli np. policji i innych tego rodzaju służbach.

Siły zbrojne bez większego znaczenia

Siły zbrojne Węgier nie należą do pokaźnych. Na czele wojsk madziarskich stoi od czerwca ubiegłego roku 49-letni generał Romulus Ruszin-Szendi. To oficer artylerii i geodeta, mający za sobą jednak także kursy wojskowe w prestiżowych uczelniach wojskowych Zachodu, m.in. w zakresie działań zwalczania terroryzmu. Ponadto generał Szendi brał także udział w misjach wojskowych w Iraku (2007-2008) i Afganistanie (2011-2012)

Podobnie jak wiele innych krajów regionu Europy Środkowo-Wschodniej, Węgrzy wciąż bazują na poradzieckim sprzęcie wojskowym. I tak w siłach powietrznych Węgier jest łącznie 55 maszyn, z czego zaledwie 12 to w miarę nowoczesne - choć wypożyczone od Szwecji - myśliwce wielozadaniowe JAS 39 Gripen. Oprócz tego Węgrzy dysponują dwoma transportowcami Airbus, odkupionymi od Niemiec, ośmioma samolotami szkolno-bojowymi i 33 śmigłowcami, z czego zaledwie osiem to maszyny szturmowe: poradzieckie Mi-24. Reszta to transportowe Mi-8/17 i wielozadaniowe, lekko uzbrojone Eurocoptery. Do tego nieznana liczba dronów, m.in. znanych z wojny w Ukrainie tureckich Bayraktarów.

Siły lądowe wyposażone są w 155 czołgów. Większość z nich to mocno przestarzałe czołgi T-72, zaś w miarę nowoczesnych czołgów Leopard (w wersji 2A4 i nowych 2A7) jest zaledwie 44. Do tego 510 transporterów opancerzonych różnych typów, głównie poradzieckich BTR-80. Węgierskie siły zbrojne zamówiły 218 bojowych wozów piechoty Lynx z Niemiec, jednak dostawy jeszcze się nie rozpoczęły. Podobnie z Niemiec zakupić mają armatohaubice PzH 2000. Jak dotąd podstawę węgierskiej artylerii stanowi 12 sztuk różnych armat.

Do tego doliczyć można nowoczesne systemy przeciwlotnicze NASAMS z USA i poradzieckie 2K12 Kub. Ze względu na brak dostępu do morza Węgry nie mają marynarki wojennej w klasycznym rozumieniu, a jedynie niewielką flotyllę okrętów rzecznych, wyposażoną w okręty przeciwminowe i kilka mniejszych, szybkich łodzi motorowych dla wojsk specjalnych.

Niepokój w NATO wywołał kilka lat temu szef sztabu węgierskiej armii gen. Tibor Benko. Oficer, który w 2018 r. został powołany przez Viktora Orbana do rządu, jako minister obrony zapowiedział, że "Węgry nie są zobligowane do kupowania sprzętu wojskowego wyłącznie od krajów NATO". Jako jednego z dostawców wskazywano m.in. Rosję.

Jak mówi o2.pl politolog z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Bogdan Góralczyk, armia jest na Węgrzech czynnikiem bez znaczenia. Wskazuje jednak poważniejsze i dużo bardziej istotne zagrożenia polityki węgierskiej, od lat forsowanej przez Viktora Orbana. Wymienia pośród nich upadek Grupy Wyszehradzkiej (V4) - politycznego związku Polski, Czech, Węgier i Słowacji.

Martwa Grupa V4

W ubiegłym tygodniu szef polskiego MON, Mariusz Błaszczak podjął decyzję, że nie weźmie udziału w szczycie ministrów V4, który miał się odbyć w Budapeszcie. Powodu oficjalnie nie podano, jednak media wskazywały, że może nim być stosunek Węgier do agresji Rosji na Ukrainę. Węgry odmówiły m.in. przepuszczenia przez swój teren transportów broni do Ukrainy.

Grupy Wyszehradzka na ten moment nie istnieje, rozsypała się. Na pewno Czesi i Słowacy są bardzo proeuropejscy, Polska także jest po stronie Zachodu i NATO, zaś Orban żartował sobie na wiecu wyborczym, że Zełenski jest jego przeciwnikiem, a jego media niemal do dnia wyborów straszyły, że jeśli wygra opozycja, to "węgierscy chłopcy" pojadą walczyć do Ukrainy. Ta narracja Orbana była to od początku do końca fałszem, ale tego Węgrzy nie chcieli i przeciwko temu zagłosowali - mówi o2.pl prof. Góralczyk.

Dodaje że Węgrzy zagłosowali za oferowanym im przez Orbana "bezpieczeństwem" - energetycznym, czy sztucznie utrzymywanym przy pomocy zamrożenia cen bezpieczeństwem socjalnym.

Te wybory to zły sygnał dla jednoczącej się Europy, bo po tych wyborach mamy enklawę demokracji suwerennej w środku zjednoczonej Europy - podsumowuje prof. Góralczyk.
Zobacz także: Atak Rosji na Ukrainę. Po której stronie stoi Victor Orban? Ekspert wyjaśnia
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić